Recenzja gry: Thief

Recenzja gry: Thief

Wojciech Gruszczyk | 01.03.2014, 17:00

Witaj stary przyjacielu... Ile to lat minęło od naszego ostatniego spotkania? Zmieniłeś się. Masz problemy, ale spróbuję Ci pomóc. Wiem, że jesteś zmęczony ciągłą gonitwą za prawdą, czasami nie masz już siły, jednak musisz mi zaufać. Razem odpowiemy na męczące Cię pytania... 

Wymagania wszyscy mamy wysokie

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Każdy reboot musi sprostać wysokim wymaganiom. Bohater z dzieciństwa wraca po latach i z tego powodu odbiorcy przed premierą tworzą w swoich głowach wyidealizowane wspomnienia, które nijak mają się do rzeczywistości. Właśnie dlatego podchodząc do tej przygody odcinam się od wspomnień ­– dostaję grę, którą chcę traktować jako coś świeżego, przyjemnego i zaskakującego w kilku elementach. Pod tym względem na pewno się nie zawiodłem.

 

 

Najważniejszym elementem każdej skradanki jest poziom trudności – w końcu nikt nie chce grać w łatwe tytuły, a akurat ten gatunek rządzi się takimi prawami, że musi być trudno. Trudno, ale bez przesady, a o tym gracze często zapominają. Autorzy „Złodzieja” podeszli do tematu wyśmienicie i pozwolili nam dokonać wyboru. Dostajemy cztery poziomy trudności- trzy pierwsze różnią się od siebie, pozwalając nam na spróbowanie rozgrywki zaproponowanej przez programistów, jednak już ostatni pozwala nam na całkowitą swobodę w spersonalizowaniu gry. W zasadzie dzięki takiemu zestawieniu do tej produkcji może podejść każdy. Nie jest to zbrodnią, że twórcy rzucają się na portfele graczy i pozwalają w Thiefa zagrać nawet niedzielnym trzymaczom pada – zarobić musi każdy. Jednak nie musicie obawiać się, że idąc w stronę casuali twórcy zapomnieli o Was – hardcorowcach. Tworząc własną grę możecie totalnie wyczyścić ekran telewizora, usunąć z gry wszystkie wspomagacze, zapewnić sobie produkcję, na którą czekaliście. Każdy najmniejszy błąd może być karany nawet śmiercią ostateczną. Nigdy nie odważyłbym się na tak elitarne granie, ale jeśli macie ochotę – śmiało, nikt nikomu nie broni, ale nie wracajcie później z płaczem. Thief nawet na „mistrzu” (najtrudniejszy poziom z dostępnych bez dodatkowych utrudnień) potrafi mocno zmęczyć, ale satysfakcja po przejściu każdego z etapów jest niezwykle, i podkreślam to słowo mocnym klikaniem klawiatury, niezwykle satysfakcjonująca. Przy tej grze można się po prostu dobrze bawić, kryć w cieniu, oczekiwać na dobry moment. 

 

Możemy narzekać na głupie AI strażników, którzy nie odnajdują się czasami w świecie i zachowują jak idioci, ale musimy pamiętać o jednym ważnym aspekcie – chcemy gier przyjemnych, czy niedostępnych? Ja jestem entuzjastą dobrej, wymagającej zabawy, ale bez przesady. Lubię, gdy czasami muszę powtarzać dany fragment gry przez godzinę, aby po tej męczarni się uśmiechnąć, ale nie wierzę, że każdy z graczy chciałby przechodzić najmniejsze etapy produkcji w nieskończoność – a tak mogłoby to wyglądać, gdybyśmy dostali perfekcyjną sztuczną inteligencję. 

 

Znane schematy w mrocznym świecie

 

Zostawiając już temat wymagań, przyjrzyjmy się fachowi Garretta. Nie jest tajemnicą, że główny bohater serii zainteresuje się każdym cennym przedmiotem. Nawet tymi z pozoru badziewnymi, które nie powinny wpadać w łapy tak elitarnego złodzieja. Jednak w trakcie gry kradniemy od nożyczek, kubków, talerzy, po tajemnicze maski, złote monety, drogocenne książki, czy różnorodną biżuterię. Czasami wygląda to tak, że wpadamy do danej lokacji i jak odkurzacz wciągamy wszystkie błyskotki – pomaga w tym koncentracja (możemy tę moc wyłączyć), która zaznacza na ekranie ważniejsze przedmioty. Jednak pamiętajcie, że ta umiejętność szybko się wyczerpuje.

 

 

 

Kradniemy w cieniu, często z oddechem strażników na plecach i ten aspekt sprawia wiele frajdy – czasami możemy zadowolić się zwykłą zastawą ze stołu, ale jeśli poszukamy głębiej, to za obrazem odkryjemy sejf i wtedy rozpoczyna się sympatyczniejsza zabawa. Takie smaczki – szukanie, lizanie ścian, przeszukiwanie lokacji – pewnie nie są dla wszystkich, ale jeśli należycie do grona zbieraczy, będziecie w raju. Nie chcę psuć nikomu samodzielnego odkrywania tajemnic, ale najciekawsze skarby są ukryte w przemyślany sposób i czasami, aby otworzyć drzwi musimy wcześniej zapoznać się z notatką lub rozwiązać ciekawą łamigłówkę.

 

Najcenniejsze i najciekawsze skarby możemy zostawić w swojej dziupli – tutaj Garrett przygotowuje się do misji i może podziwiać zdobycze. Po odnalezieniu cennego przedmiotu miło jest popatrzeć na błyskotkę i pomyśleć „zrobiłem to perfekcyjnie!”.

 

Bohater o jednej twarzy

 

Historia Garretta jest typowa – bohater traci pamięć, musi poradzić sobie z demonami przeszłości, wykonuje misje, które pozwalają mu odkryć prawdę, a w tym wszystkim stara się mu przeszkodzić główny prześladowca – Baron. Nie chcę nikomu psuć zabawy, ale jeśli oglądaliście wszystkie materiały wydawane przez wydawców, to zapewne wiecie, że główny bohater produkcji ma przyjaciółkę, której przytrafia się pewna... Niedogodność. W tej sytuacji znika, a „Złodziejaszek” traci rok ze swojego życia. Gdy wraca orientuje się, że w mieście dzieje się bardzo źle – panuje zaraza, a ludzie umierają na ulicach. Pod tym względem nie jest to produkcja najwyższych lotów, ale wpisuje się w schemat gier dobrych – kilka twistów fabularnych sprawia, że te kilka godzin zabawy nie nudzi. Jeśli wciągnięcie się w tę opowieść, od początku do końca będziecie chcieli rozwikłać zagadkę – może czasami z lekkim przymusem - a spodziewaliście się lepszego zakończenia, to i tak nie nazwałbym tej przygody słabą.

 

 

Główna oś fabularna została podzielona na kilka epizodów i choć z pozoru może się wydawać, że jest tego tutaj odrobinę za mało, to nie da się ukryć, że twórcy zapraszają nas do swojej przygody ponownie. Każdą misje możemy przejść przynajmniej na dwa sposoby i tylko od nas zależy, którą drogą pójdziemy. Są ścieżki obligatoryjne, ale w ostatecznym rozrachunku nie jest źle. Po każdej misji otrzymujemy dokładne statystyki – zdobyte skarby, znalezione notki, popełnione gafy (wykrycia) i wtedy człowiek zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę to przebiegł przez ostatni fragment. Tutaj potrzeba spokoju, dużej rozwagi i kilogram sprytu, a niektóre elementy trzeba nieźle wytrenować, aby w pod koniec misji poczuć satysfakcję. Dla smakoszy ukrywania się w cieniu pozostały jeszcze wyzwania i misje poboczne, które pozwalają na kolejne godziny przemyślanego działania. Podczas wyzwań stawiane są przed nami różne oczekiwania – zbieranie jednego, specjalnego skarbu, czy też wyszukanie łupów na czas. Całość pozwala na wyuczenie się pewnych schematów, które są niezbędne do pracy najlepszego złodziejaszka. W grze nie brakuje rankingów i dzielenia się osiągnięciami zdobytych skarbów z jak najlepszym wynikiem – całość nakręca się w odpowiednim kierunku.

 

 

Pisząc te słowa wiem doskonale co sprawiło,że tak trudno było mi się odciągnąć od tej przygody... Wiecie co to jest? Klimat moi drodzy czytelnicy! Autorzy dokonali rzeczy wręcz genialnej tworząc opowieść pokrytą tak gęstą atmosferą, że czasami można ją ciąć nożem. Właśnie ten aspekt sprawia, że tę opowieść chce się poznać, że nie męczymy się, a niektórzy z Was mogą po prostu wsiąknąć w to bagno. Grając poznajemy zepsuty świat, który idealnie pasuje do uniwersum Thiefa.

 

Jeśli już wspomniałem o świecie-mieście to muszę przejść do jednego z najgorszych aspektów tej skradanki. Autorzy mieli dobry pomysł – stwórzmy otwarty świat, niech gracze poszukują dodatkowych misji, będą mogli wybierać. Jednak podczas realizacji pewnie coś poszło nie tak i całe miasto zostało podzielone na kilka mniejszych etapów – dlatego jeśli chcemy przejść z punktu A do punktu B, to jesteśmy skazani na przynajmniej 4 przydługie loadingi. I może na papierze nie brzmi to tak źle, ale gdy już wsiąkniemy w tę przygodę - zechcemy się dowiedzieć „dlaczego” -  to jeszcze musimy przejść przez kilka bram, wślizgnąć się w dwie szpary, a każde nowe miejsce jest upiększone stosownym ekranem wczytywania. Zgroza, a autorzy powinni za ten element otrzymać książkę pod tytułem „Jak nie zepsuć pracy, nad którą pracowałeś przez kilka lat – poradnik oczywistości”. Śmierdzi tutaj przedłużaniem rozgrywki na kilometr. 

 

Trudne losy złodzieja

 

Garrett w najnowszym ujęciu to typ, którego trudno polubić. Nie ma znaczących kwestii, nie jest jakoś specjalnie zarysowany, a w dodatku nie poznajemy go w najjaśniejszych świetle. Z tego powodu nowi gracze, którzy nie mają w pamięci wcześniejszych odsłon serii, mogą mieć problem z przyswojeniem opowieści. Jednak trzeba rozumieć, że to po prostu taki trudny typ, który specjalizuje się w specyficznym fachu – tutaj nikomu nie można zaufać.

 

 

Jako włamywacz, nie zabójca, bohater brzydzi się zbrodnią, więc większość rywali musimy ominąć lub po prostu obezwładnić. Do dyspozycji mamy pałkę, którą powalamy nieświadomych zagrożenia strażników oraz łuk służący do rozwiązywania wielu problemów. Dzięki strzałom możemy gasić pochodnie, podpalać różne miejsca, wyłączać światło, a nawet przemieszczać się – ta zabawka w rękach doświadczonego złodzieja spisuje się świetnie i otwiera duży katalog możliwości.

 

Twórcy nie zapomnieli również o rozwijaniu umiejętności i podczas rozgrywki dostajemy możliwość udoskonalenia intuicji, zręczności, czujności, walki, prędkości, wydajności celności, a nawet ostrożności. Każdy z elementów możemy rozwinąć, dlatego to w zasadzie od własnego upodobania, a zarazem przyjętego stylu gry, zależy wybór odpowiednich biegłości. 

 

Zastanawiacie się po co złodziejowi tyle skarbów? Dzięki zdobytym dobrom możemy nabyć nowe bronie lub po prostu ulepszyć te posiadane – mocniejsze strzały, silniejsza pałka, a nawet ulepszona zbroja pomagają nam w kolejnych ekstremalnych zadaniach. 

 

 

 

Gdy już wspomniałem, że Garrett jako ten dobry-złodziej nie zabija, to muszę nadmienić, że dawno nie kierowałem takim leszczem. Bohater nie tylko nie potrafi się bić, ale jest po prostu słaby – rozumiem, że ten typ powinien się wyłącznie skradać, ale do furii doprowadzały mnie momenty, gdy prawie znikąd pojawił się strażnik, chciałem go obezwładnić, a jedyne co mogłem to obijać go pałką. Mamy niby do dyspozycji unik, ale i tak w konsekwencji klikamy z furią na atak, który przynosi marne skutki. 

 

Dbałość o szczegóły

 

Nie mam zamiaru kolejny raz poruszać tematu problemu grafiki w grach tworzonych na pięć platform, ponieważ nigdy w tej sytuacji nie będą zadowoleni wszyscy odbiorcy. Jednak w oprawie Thiefa urzekł mnie mrok –  ciemność, zabawa ogniem, błyskawice, lampy – w tej pozycji to podstawa, która sprawia wiele wizualnej przyjemności. Nie jest trudno zrobić ciemną miejscówkę, ale już trudno w czarne mury wsadzić elementy pasujące do całości. Ten element wraz z dźwiękiem odgrywają znaczącą rolę i tworzą ten świetny klimat, o którym wcześniej wspomniałem. Grając w nocy z odpowiednimi słuchawkami na uszach można się zapomnieć i wsiąknąć w uniwersum. Nie często autorom udaje się dobrać świat, grafikę i dźwięk w jedno pudełko, jednak twórcom z Eidos Montreal ta sztuka udała się naprawdę dobrze. 

 

Przy tym wszystkim musimy pamiętać, że „Złodziej” otrzymał wiele nierównych przestrzeni, a dodatkowo przez całą grę poruszamy się po większych bądź mniejszych korytarzach. Taki urok, ale czasami brakuje większej swobody, bo nawet wspomniane miasto jest jednym wielkim labiryntem naszpikowanym ekranami wczytywania, czy też miejscami niedostępnymi. Wkurza, że tak znany i ceniony złodziej nie potrafi wejść na dach, czy przeskoczyć małej łódki – dostrzegalna jest duża niekonsekwencja w tworzeniu. Podobnie zresztą jest z optymalizacją, która w kilku miejscach kuleje. Nie nazwałby tej produkcji niegrywalną, ale są momenty widocznie nierówne. Autorzy powinni bardziej popracować nad działaniem produkcji, jednak to są uroki tworzenia gier w pośpiechu na kilka systemów jednocześnie. 

 

 

„Złodziej” w formie!

 

Wiecie jakie lubię gry? Takie, które po skończeniu mam ochotę jeszcze raz załączyć, szukać kolejnych smaczków, zapoznać się z innymi rozwiązaniami. Właśnie takie chęci wzbudził we mnie Garrett, który powraca moim zdaniem w naprawdę dobrym stylu. Gdyby autorzy znaleźli inny pomysł na „otwartość” świata, poprawili kilka błędów w rozgrywce i zastosowali w niektórych miejscach inne rozwiązania, to otrzymalibyśmy pewnie jedną z najlepszych skradanek ostatni lat.

 

Tak to mamy pozycję, która jednych zadowoli, innych przestraszy, trzeciego odrzuci, a tych wytrwałych ukoronuje. Za wytrwałość, za wsiąknięcie w uniwersum, za wczucie się w ten klimat możecie zostać nagrodzeni świetną produkcją. Jednak nie zdziwię się, jeśli po pierwszych trzech godzinach odbijecie się od tej pozycji – pomimo otwartości w poziomach trudności, nie jest to gra dla wszystkich. Jest to pozycja dla osób, które lubią się pomęczyć, poszukać i chłonąć stare, przesiąknięte deszczem mury.

 

Ja serdecznie polecam, bo dawno nie spędziłem tak miło prawie 13 godzin z życia – a najlepsze jest to, że to dopiero przedsmak przygody z tą historią… Mistrzem złodziei nikt mnie nie nazwie, ale cały czas pracuję na ten tytuł.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Thief

Atuty

  • Wyśmienity klimat
  • Ciekawe misje
  • Zadania możemy wykonać na różny sposób
  • Sympatyczna fabuła
  • Daje ogrom satysfakcji

Wady

  • Świat loadingów
  • Czasami spadają FPS-y
  • Walka - Garret to mięczak

Bardzo równa gra, ale nie dla wszystkich. Można narzekać, ale ta produkcja przypomina najlepsze lata "Złodzieja". Nie jest to idealny tytuł, ale czy takie jeszcze powstają?

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper