Recenzja: Monster Hunter World (PS4)

Recenzja: Monster Hunter World (PS4)

Laughter | 03.02.2018, 09:44

Monster Hunter World to pierwsza od 14 lat pełnoprawna odsłona serii opracowana z myślą o stacjonarnej konsoli. Capcom kazało nam długo czekać, ale w końcu poszło po rozum do głowy i wróciło ze swoim ikonicznym cyklem na konsole Sony. Sprawdzamy, czy znana formuła sprawdzi się w nowym środowisku i czy faktycznie jest się czym zachwycać.

Monster Hunter to coś więcej niż zwykła seria gier – to fenomen, który potrafi wywindować sprzedaż sprzętu i zadecydować o jego sukcesie. Przynajmniej w Japonii, bo choć u nas marka ma swoje oddane grono fanów, to nigdy nie było ono przesadnie liczne i funkcjonowało jako dosyć hermetyczna społeczność. Jestem jednak myśli, że Monster Hunter World odmieni ten los i sprawi, że marka wkroczy z impetem w świadomość masowego odbiorcy na całym świecie. Capcom nie tylko zafundowało wspaniały powrót cyklu na łono konsol stacjonarnych, ale i dowaliło z grubej rury, dostarczając uzależniający tytuł na setki godzin przedniej zabawy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Monster Hunter World #1

Rekrucie, witaj w Nowym Świecie, do którego dotrzesz jako członek Piątej Floty i będzie Ci dane odkryć tajemnice emigracji majestatycznych stworzeń z gatunku antycznych smoków! Stoczysz setki emocjonujących batalii z wielkimi bestiami, poświęcisz wiele dni na tropienie egzotycznych stworzeń, a pozyskiwanie materiałów z tutejszej flory i fauny będzie Ci się śniło po nocach. Monster Hunter World oferuje wszystkie najlepsze cechy serii, a jednocześnie obniża próg wejścia do tej szalenie rozbudowanej gry. Unika jednak przesadnego uproszczenia, stając się tytułem zauważalnie przystępniejszym, ale w żadnym stopniu banalnym czy prostackim.

Trzeba pierw nadmienić, że beta stanowiła wizerunkowy strzał w kolano. Był to wyrwany z kontekstu fragment pozbawiony wielu kluczowych elementów i mocno ograniczony na tle tego, czym właściwie jest cała produkcja. Dlatego istnieje duża szansa, że mogliście zostać po prostu zniechęceni do pełnej wersji, co jest błędem, bo gra jest po prostu świetna. Przyznam się, że sam kręciłem nieco nosem po testach i miałem stosunkowo mieszane opinie. Jednak już pierwsze chwile z pełną wersją sprawiły, że od razu zapomniałem o nie najlepszym pierwszym wrażeniu. Dalej było tylko znacznie lepiej. To gra, którą docenia się dopiero po paru godzinach, a z każdą kolejną zachwyty się pogłębiają. Zanim się zorientowałem, licznik spędzonych godzin przekroczył granicę kilkudziesięciu.

Monster Hunter World #2

Tym razem otrzymujemy pełnoprawny wątek fabularny, który sprawdza się idealnie w formie rozbudowanego wstępu, samouczka i motywatora do czynienia postępów oraz nauki systemu rozgrywki. Poznamy w nim prostą, ale wystarczająco ciekawą historię emigracji wielkich smoków, które co około 10 lat udają się do Nowego Świata. My, jako łowca, będziemy badać i stopniowo poznawać ten nie do końca znany ludzkości ląd. Tutaj dochodzimy do pierwszej ważnej cechy produkcji, która nie mogła zostać przedstawiona w becie, a stanowi istotny element całej gry – system postępu i ogólnego rozwoju. Monster Hunter World zostało skonstruowane w taki sposób, że wielogodzinny grind to czysta przyjemność!

Każda ekspedycja, walka i wyprawa wynagradza włożony czas i wysiłek, a efekty ujrzymy wręcz natychmiastowo. Powoduje to uzależniający syndrom wykonania jeszcze jednej aktywności. Prowadząc łowiecko-zbieracki tryb życia, nasze obowiązki wykraczają poza samą walkę. Równie istotnym elementem jest znajdowanie materiałów, poznawanie tutejszej flory i fauny poprzez nabijanie punktów badań oraz wykonywanie zleceń, gdzie celem będzie pojmanie żywej bestii. Wszystko to toruje nam drogę ku nowym aktywnościom lub rozwija odblokowane już funkcje. Na każdym kroku czujemy efekty naszej pracy i zatracamy się w rozgrywce. Stopniowo poznajemy tutejszy ekosystem i jesteśmy zaskakiwani nawet po kilkudziesięciu godzinach gry, gdzie stopniowo wspinamy się po ogniwach łańcucha pokarmowego.

Monster Hunter World #3

O sile produkcji stanowi jednak walka – potrafi różnić się diametralnie, w zależności od tego, który rodzaj broni wybierzemy. Tych jest aż czternaście i każdym walczy się w inny sposób, więc na pewno znajdziecie coś dla siebie. Uwierzcie mi, że opanowanie i rozwinięcie wszystkich to zabawa na grubo ponad sto godzin. Zwłaszcza, że bronie posiadają liczne drzewka rozwoju, co jeszcze bardziej komplikuje sytuacje i daje pole do eksperymentowania. Trzeba opanować słabe oraz mocne strony oręża i wiedzieć, w jakich sytuacjach najlepiej się sprawdzą. Najważniejsze jest jednak to, że rozwijanie naszej broni i korzystanie z niej to świetna zabawa, bo system walki dostarcza mnóstwo frajdy.

Każdy pojedynek z bestią to potwornie emocjonujące starcie. Angażujący system walki sprawia, że wygrana dostarcza niesamowitej satysfakcji. Stwory różnią się schematem zachowania, słabościami oraz wieloma innymi czynnikami. Trzeba obrać odpowiednią taktykę, taka walka to znacznie więcej niż żmudne walenie w dżojstik. Stwory mają utwardzone miejsca, których nie należy atakować, bo nasza broń może ulec zniszczeniu. Możemy wskoczyć na ich grzbiet i powalić lub oślepić albo złapać w sidła jednej z wielu różnych pułapek, które uprzednio sami stworzymy. Dodajcie do tego dynamiczne wydarzenia i wykorzystywanie otoczenia, a otrzymacie naprawdę rozbudowany mechanizm pozwalający na całą masę możliwości.

Monster Hunter World #4

Polując w dżungli, bestia może zaplątać się w gęste pnącza. Zwierzę wpada wówczas w panikę i zaczyna rzucać na wszystkie strony, co nie tylko wygląda świetnie, ale i daje nam szansę na bezpieczne wyprowadzanie ataków. Sytuacja prezentuje się jeszcze lepiej, gdy podczas dramatycznego starcia z potężną wywerną nagle zniszczona zostanie tama. Fala wody porywa gigantycznego przeciwnika, który z silnym prądem rzeki spada ze szczytu góry. Wygląda to spektakularnie i podbija adrenalinę. W nowe Monster Hunter aż chce się grać, a powtarzanie ukończonych etapów nie nudzi nawet po wielu godzinach. Trzeba jednak ponarzekać na pracę kamery i system namierzania – oba aspekty są niewygodne i często przeszkadzają w orientacji. Niekiedy szwankuje też detekcja kolizji.

Bogaty bestiariusz stanowi sam w sobie element, któremu można poświęcić osobny tekst. W jednej chwili wydaje nam się, że stawiamy czoła największej i najpotężniejszej bestii, by przy kolejnym wyzwaniu zostać wyprowadzonym z błędu. Zwierzęta są pięknie animowane i zachowują się naturalnie, co nadaje im autentyczności. Swobodnie poruszają się po świecie, a czasem w trakcie walki może dojść do starcia o terytorium z drugim potworem. Zapomnijcie o standardowym wskaźniku ich zdrowia. Musimy obserwować zachowanie naszego przeciwnika, by wydedukować jego stan. Zaatakowana bestia może zostać rozjuszona i zrobić bardziej agresywna. Zraniona zacznie uciekać i kuleć. Atakując poszczególne fragmenty, możemy uszkodzić część jej ciała, co znów dodaje aspekt taktyczny i nagradza nas cennymi materiałami.

Monster Hunter World #5

Monster Hunter World wygląda przepięknie, ale sama oprawa graficzna jest bardzo nierówna. Trafiamy do różnorodnych środowisk i zwiedzamy pięknie wykonane dżungle pełne detali, gorące pustynie skąpane w gorących promieniach słonecznych czy magiczny las koralowy i przesiąkniętą zgnilizną dolinę. Wszystkie te miejsca zachwycają projektem wykonania, ale straszą doczytującymi się elementami. Wiele tekstur wygląda tak, jakby zostały opracowane z myślą o PS3, a w oczy rzucają się również pewne umownie wykonane elementy i proste animacje – chociaż ruchy samych bestii wyglądają pięknie i wiarygodnie. Poczucie estetyki psują też przenikające modele, co rzuca się mocno w oczy, ale idzie się do tego przyzwyczaić.

Tytuł może bawić samotników, ale dopiero w rozgrywce kooperacyjnej rozwija skrzydła. Gdy gramy ze znajomymi, potwory skalują się pod liczbę grających, więc nie jest zbyt łatwo. Jeśli dobierzemy się z ludźmi o odmiennym orężu, zabawa tylko zyskuje na widowiskowości i emocjach. Wspólne wyprawy są jeszcze lepsze i ciekawsze, a proces połączenia z innymi przebiega szybko i odbywa się praktycznie w locie. Wykonywanie misji fabularnych jest nieco utrudnione, bo każdy gracz musi uprzednio obejrzeć u siebie przerywnik filmowy. Mimo wszystko pokuszę się o stwierdzenie, że żadna inna gra nie dostarczyła mi tyle frajdy podczas rozgrywki z przyjaciółmi. To właśnie w zgranej ekipie najłatwiej zrozumieć, na czym polega niesamowity fenomen całej serii. Trudno oderwać się od wykonywania kolejnych zleceń, a nim się obejrzymy, za oknem już świta.

Monster Hunter World #6

Monster Hunter World to wielka i uzależniająca produkcja, która z łatwością wyrwie z Waszego życiorysu setki godzin. Już teraz zawartości jest multum, a Capcom obiecuje kolejne elementy dodawane w ramach aktualizacji. Po raz pierwszy w historii seria nie przygniata i pozwala bawić się znacznie szerszemu gronu. Autorzy stworzyli najbardziej widowiskową i przyjemną pod względem konstrukcji odsłonę serii. Jeśli zawsze pragnęliście zaznać fenomenu tej marki, to nowe Monster Hunter jest idealnym startem, aby rozpocząć swoją epicką przygodę z cyklem. Nastał naprawdę piękny okres dla wszystkich łowców. Tymczasem wracam do polowania, bo nie potrafię przestać myśleć o kolejnych wyprawach.

Grę do recenzji dostarczył nam polski wydawca gry - firma Cenega.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Monster Hunter World

Atuty

  • Świetny i angażujący system walki
  • Różnorodny bestiariusz
  • Porywająca muzyka
  • Piękny i żywy ekosystem
  • System postępów i ulepszania ekwipunku
  • Uzależniająca rozgrywka w kooperacji
  • Masa zawartości

Wady

  • Początkowo za niski poziom wyzwania
  • Nierówna oprawa graficzna
  • Miejscami praca kamery

Capcom przerosło oczekiwania i dopracowało niemal do perfekcji trzon rozgrywki, który został pokochany przez miliony łowców z całego świata. Monster Hunter World to nowy początek i świeża jakość dla całego cyklu, potrafiąca oczarować bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Laughter Strona autora
cropper