Recenzja: Chivalry: Medieval Warfare (PS3)

Recenzja: Chivalry: Medieval Warfare (PS3)

Andrzej Ostrowski | 16.02.2015, 14:30

Graliście w Mount and Blade? Dostępne tylko na PC, ale jeśli nie mieliście okazji, to ominęliście kawał dobrej gry. Co to ma wspólnego z Chivalry: Medieval Warfare? Niby nic, a zarazem wszystko.

Sprzeczność, prawda? Wbrew pozorom nie, ale sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Chivalry: Medieval Warfare oraz wydane w 2008 roku Mount and Blade pochodzą z tego samego źródła, którym jest modyfikacja Age of Chivalry (2007) do gry Half Life 2. Różnica polega na tym, że, kontynuując to rodzinne porównania, Mount and Blade to starszy i marnotrawny syn, który opuścił ojca, zaś Chivalry: Medieval Warfare przy nim pozostało.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oczywiście ciężko udowodnić bezpośrednie pokrewieństwo tytułów, a żaden z deweloperów pewnie nigdy do niczego się nie przyzna, ale wszystkie trzy tytuły mają ten sam rdzeń, jakim jest bardzo podobna do siebie mechanika oraz podstawowe założenia. Akcja każdej osadzona jest w czasach podobnych do wczesnego średniowiecza i toczy się z perspektywy pierwszej osoby. Co to oznacza? Miecz, młot lub siekiera w dłoni i rąbanie przeciwników.

Napisałem jednak wcześniej, że każda z tych produkcji się różni. Mount and Blade poszło w świat fantastyczny, gdzie wykonujemy zadania, jeździmy po mapie i zajmujemy się innymi RPG-owymi czynnościami. Chivalry: Medieval Warfare z kolei jest grą stricte sieciową, która ma sporo wspólnego z serią Battlefield i odrobinkę z Unreal Tournament.

Do dyspozycji zostaje oddane nam siedem trybów. Wszystkie znamy z innych gier: Free for all, Duel, Team Deathmach, Last Team Standing, King of the Hill, Capture the Flag oraz Team Objective. Na uwagę zasługuje ten ostatni, który wymaga od zespołów wykonywania różnych zadań, przykładowo atakujący muszą spalić wieś, dopchać taran pod bramę, a potem zabić króla, który robi za lokalnego VIP-a. Obrońcy, jak nie trudno się domyślić, muszą temu zapobiec.

Tutaj pojawia się pierwszy problem. Założenia wydają się interesujące, ale gra z pewnego powodu nie do końca przypadła do gustu konsolowym graczom. W trakcie ogrywania tytułu serwery raczej wiały pustkami i ciężko było mi wejść do gry, gdzie znalazło się przynajmniej sześciu graczy po obu stronach. Może to się zmieni, ale gra sieciowa bez grających nie istnieje.

Przyjmijmy dlatego założenie optymistyczne, że znaleźliśmy serwer z odpowiednią liczbą osób. Po wejściu mamy do wyboru jedną z czterech klas: łucznik, zbrojny, rycerz i piechur (Vanguard). Tutaj pojawia się drugi problem, jakim jest balans. Aby go zrozumieć, trzeba wpierw poznać mechanikę. A ta, uwierzcie mi, wymaga prawdziwych umiejętności.

Podstawy są proste i łatwe, ale żeby stać się mistrzem, będziemy potrzebowali masę czasu. Gra pokazuje akcję z perspektywy pierwszej osoby. Dzierżąc przykładowo miecz, oddano nam do dyspozycji kilka ruchów. Atak znad głowy, cięcie w poprzek, pchnięcie, blok, finta, rozbijające tarcze kopnięcie. Ataki możemy łączyć w kombosy, ale wszystko wymaga wyczucia czasu. Kończy się cięcie, to przed jego zakończeniem musimy od razu nacisnąć atak znad głowy, ale nie możemy tego zrobić zbyt wcześnie. Idealnym przykładem jest blok. Ten zadziała tylko wtedy, gdy wykonamy go w momencie ataku przeciwnika. Wróg musi najpierw wykonać atak, widzimy jak postać zamachuje się i to jest jedyny moment, gdy blok zadziała. Zapomnijcie o pasywnym blokowaniu poprzez nieustanne trzymanie przycisku.

Finta jest trochę bardziej skomplikowana i wymaga synchronizacji aż trzech przycisków po sobie. Efektem jest zmuszenie przeciwnika do bloku, kiedy nasz prawdziwy atak nastąpi dopiero za chwile. To, co próbuję powiedzieć, to że gra wymaga nielichych umiejętności. Żadnego awansowania i dokupowania sobie broni w DLC nie ma. Jesteśmy my, nasi przeciwnicy, klasy i brutalne, wymagające umiejętności okładania się. Oczywiście tylko przy pojedynkach jeden na jeden, bo wiadomo, co się dzieje, kiedy trafi na siebie 5-6 rycerzy w jednym miejscu. Elegancja zmienia się w tłuczenie maczugą po zbrojach, co akurat jest dosyć bliskie temu, jak wyglądały bitwy dawno temu.

Problem polega na tym, że nie wszystkie klasy się sprawdzają. Zbrojny w założeniu ma lekką zbroję, ale jest za to szybki i może wykonywać długie kombosy, a w końcu każdy cios ogłusza. Pytanie tylko – po co komu kombos, kiedy dwuręczny miecz zabija jednym, góra dwoma ciosami? I klasa je posiadająca ma albo taki sam pancerz (piechur) albo znacznie cięższy (rycerz). Zbroja płytowa czyni nas wolniejszymi, ale postacie i tak poruszają się zbyt szybko (Unreal Tournament). Skutkiem widocznym w grze jest to, że będziemy spotykali głównie rycerzy i piechurów. Sprawa z łucznikiem jest trochę bardziej skomplikowana. Klasa jest zbalansowana, ale... dla posiadaczy myszek. Kontroler PlayStation 3 wydał mi się trochę zbyt mało precyzyjny dla gry o tak wysokim tempie. I nie ma żadnego wspierania celowania. Możecie stwierdzić na tym etapie, że, kolokwialnie mówiąc, po prostu „posysam” w takich grach i pewnie nie byłoby to dalekie od prawdy. Myk polega na tym, że identyczne problemy widziałem wśród innych graczy. Nie zaobserwowałem ani jednego udanego trafienia, a klasa łucznika dotychczas była najrzadziej przez wszystkich wybieraną.

Grafika jest po prostu zła. Tekstury a’la późny Morrowind z modelami postaci ze wczesnego Obliviona. Wspominam o tym, bo muszę, gdyż nie oszukujmy się – w tej grze nie chodzi o grafikę tylko o miodność pojedynków. To jest port i to dosyć tani w zakupie (62 złote), więc cenowo nie leży nawet daleko od indyków. Muzyka praktycznie nie istnieje, a tryb pojedynczego gracza, na który składa się samouczek i walka z upośledzoną umysłowo bociarnią, nie zachęca, bo tutaj chodzi tylko i wyłącznie o multiplayer. Gdybym miał zakończyć recenzję w tym miejscu, spokojnie dałbym 7. W założeniu dostajemy grę, w której chodzi o mniej lub bardziej realne i wymagające umiejętności pojedynki na broń białą, łuki i obecne w grze machiny oblężnicze. Niestety muszę pozbawić produkcję tej oceny.

Mianowicie Chivalry: Medieval Warfare jest całkowicie niegrywalne na PlayStation 3. Jest jedna taka rzecz, która bezlitośnie morduje każdą grę sieciową. Słowo-klucz: lagi. Twórcy nie zdecydowali się na serwery dedykowane, zrzucając odpowiedzialność za sesję na hosta. Efektem tego jest, że na kilkadziesiąt rozegranych meczy, praktycznie każdy był pokazem slajdów. Pojedynki lub sytuacje, kiedy było maksymalnie trzech graczy jeszcze jako tako działały. Zgrzytając zębami, dało się na siłę w to pograć. Każda inna sytuacja powodowała pokazy slajdów lub zacięcia się akcji nawet na 5-6 sekund! W takiej sytuacji nie ma absolutnie mowy o udanych pojedynkach, co zabija sens całej gry. Z początku myślałem, że to może wina mojego łącza, ale Internet tonie pod ilością negatywnych komentarzy na temat tego portu. Ciężko się dziwić, kiedy zostało się zwyczajnie oszukanym.

Jeśli kiedyś zostanie wydana aktualizacja, która to poprawi, lub pojawią się dedykowane serwery – grę warto kupić. Na chwilę obecną szczerze odradzam, bo w głównym mięsie gry, jakim jest tryb wieloosobowy, czeka Was tylko frustracja z powodu opóźnień. Kupowanie Chivalry: Medieval Warfare dla walki z upośledzonymi umysłowo botami nie ma żadnego sensu. Gra sama w sobie nie jest zła, przynajmniej na PC. Powiedziałbym nawet, że jest dobra. Ile jest w końcu produkcji, które starają się oddać walkę bronią białą w średniowiecznych klimatach i robią to nadzwyczaj przyzwoicie?  Niestety port na konsole jest zwyczajnie słaby. Na niedopasowanie strzelania do kontrolera DualShock 3 jestem w stanie przymknąć oko. Na grafikę również. Nie o to przecież tutaj chodzi. Ale na gigantyczne lagi powodujące pokaz slajdów i czyniące grę wieloosobową męką nie da się patrzeć przez palce. Nie, kiedy to właśnie o ten tryb chodzi. To tak jakby wziąć Battlefielda i powiedzieć, że wszystko jest okej, ale nie da się grać w multi. Co nam więc pozostaje na chwilę obecną? Boty. Nic więcej.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Chivalry: Medieval Warfare

Atuty

  • Świetny system walki wręcz
  • Sporo trybów
  • Rozrąbanie przeciwnika daje ogromną satysfakcję
  • Nie kosztuje aż tak dużo

Wady

  • Mało graczy…
  • …bo gra jest NIEGRYWALNA online przez lagi
  • To może tryb pojedynczy? Nie, boty są upośledzone umysłowo
  • Lekkie problemy z balansem klas. Nie wszystko się sprawdza na PS3
  • Grafika, ale można przymknąć na to oko

Produkcja sama w sobie jest dobra, ale gigantyczne lagi uniemożliwiają grę w trybie wieloosobowym, na którym ten tytuł polega. Jeśli zostanie to poprawione – 7/10. Jeśli zaś nie… nie kupować pod żadnym pozorem!

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper