Recenzja: Ragnarok Odyssey (PSV)

Recenzja: Ragnarok Odyssey (PSV)

Paweł Musiolik | 21.03.2013, 17:20

Gdybym miał wskazać jeden, poważniejszy problem z jakim boryka się PlayStation Vita, to nie będzie to wbrew temu co mówią wszyscy brak gier. Największym problemem jest fakt, że mnóstwo tytułów nawet nie planuje opuścić Japonii, a wydawcy nie kwapią się do wydawania większość gier na zachodzie. Gung-Ho postanowiło zrobić wyjątek i dzięki ich staraniom możemy między innymi zagrać w Ragnarok Odyssey bez żonglowania kartami i kontami na inne kraje.

Cukierkowa w designie, inspirowana serią Monster Hunter gra to dosyć dobry powód by zaapelować o więcej. Jednak czy sama gra ekipy GameArts trzyma poziom i jest warta poświęcenia kilkudziesięciu godzin? Przekonajmy się.

Dalsza część tekstu pod wideo

Założyć się mogę i wiele, że większość osób patrząc na materiały wideo krzywiło się na widok różowych żelków, czy designu bohaterów krzyczącego w naszą stroną „hej, jesteśmy z Japonii, manga i anime to my!”. Więc jeśli ktoś ma nieopisany wstręt do takich gier, to Ragnarok Odyssey go nie zmieni. Za to osoby z większą tolerancją, lub te, które dawno temu grały w całkiem przyjemne MMO – Ragnarok Online bardzo szybko poczują się jak ryba w wodzie. Mamy tutaj lokacje wprost z tamtego MMO, przeciwników żywcem wyjętych z tej serii i tak na dzień dobry w ramach samouczka zaczynamy od bicia Poringów (takie małe, różowe żelki) i przechodzimy dalej po ich kolejnych odmianach w dalszych etapach gry. Sam samouczek bardzo dobrze wyjaśnia teoretycznie skomplikowany system gry. Dlaczego teoretycznie? Bo na upartego śmiało można całą grę przejść bez zbytniego angażowania się w tworzenie przedmiotów, ulepszanie aktualnych i inne zabawy ze złomem.

ragnarok2

Całość gry dzieje się w ramach zamku, który jest ostatnim bastionem broniącym krainę przed atakami gigantów (całość serii i gry oparta jest na nordyckich wierzeniach w japońskim wydaniu). W nim mamy sprzedawców oferujących nam albo nowy sprzęt, albo usługi zmiany wyglądu, stroju czy wykucia nowej broni u kowala. Otrzymujemy także nasz pokój w którym możemy przeglądać zebrany sprzęt, zmieniać ekwipunek i karty o których będzie później. W osobnym, małym pomieszczeniu znajdują się trzy kobiety. Jedna z nich sprzedaje nam lub wymienia wspomniane karty, druga odpowiada za handel napojami leczniczymi, a ostatnia zleca nam kolejne zadania z głównego wątku fabularnego, lub te dodatkowe, które możemy z biegiem czasu odblokować. Osoby grające kiedyś w MMO od razu skojarzą usługi Kafra.

Wspomniałem wcześniej o kartach. W Ragnaroku poza ekwipowaniem sprzętu, który modyfikuje nam wybrane statystyki, mamy też dostęp do specjalnych kart, których limit określa nasza zbroja, a raczej dokładnie to sloty na owe karty. Każda z nich ma przypisane specjalne właściwości pozytywne, ale i negatywne. Proste karty mogą podnieść nam HP o mała ilość, te, które wymagają większej ilości slotów często mają w sobie mocne dopałki, ale z drugiej strony w czymś nas ograniczają. I tak możemy zyskać wielką siłę, ale jednocześnie staniemy się wrażliwsi na otrzymywane ciosy. Takich zależności i kombinacji mamy bardzo dużo, a by zdobyć wszystkie – musimy bawić się w wymienianie tych kart, które wypadły z przeciwników.

ragnarok1

Sama walka w ramach misji jest bardzo prosta i nie wymaga raczej zbyt wielkiego przykładania się poza blokowaniem i unikaniem nadchodzących ciosów. W każdym zadaniu walczymy z mniejszymi stworkami, by im dalej zajdziemy – spotykać trudniejsze. Niektóre zadania wymagają od nas trywialnego zebrania wypadających z każdego przeciwnika przedmiotów, inne – zabicia kilku poważniejszych przeciwników. Dopiero wyzwaniem są walki z bossami, które i tak po odpaleniu specjalnego ataku trwają dosyć krótko. Wspomniany atak oprócz tego, że podnosi siłę naszych ciosów do niebotycznych rozmiarów, to ma swoje minus – bardzo szybko spada nam energia i by ją odnowić musimy atakować. Więc sprawdza się to w starciu z większą grupą przeciwników. Sam system walki też różni się zależnie od tego, którą klasę postaci wybierzemy. Inaczej walczy rycerz, inaczej map, kapłan czy łucznik. Ale ostatecznie wszystko i tak rozbija się na tych samych czynnościach.

Technicznie niestety wielkiego szału nie ma i całość przypomina grę z PSP na mocnych sterydach w wyższej rozdzielczości. Mapy są małe, podzielone na jeszcze mniejsze etapy, które na szczęście nie są puste (choć to zależy oczywiście od miejsca w którym jesteśmy). Modele przeciwników są całkiem ładnie wykonane, podobnie jak naszej postaci. Więc jeśli ktoś nie oczekuje nie wiadomo czego to się nie zawiedzie. Podobnie jak w kwestii muzyki i odgłosów, które są po prostu poprawne. Inną parą kaloszy jest tryb sieciowy. Początkowo miałem ogromne problemy by kogoś, ba, kogokolwiek znaleźć. Nie ukrywam, że gra mocno stawia na współpracę z innymi graczami, a w momencie gdy przez kilka dni z rzędu nie potrafiłem wyszukać partnerów do gry, to coś jest nie tak. Jak się już udało, to towarzyszyły mi nieznaczne lagi. Nie winiłbym jednak samej gry, a raczej tego, że prawdopodobnie w naszym kraju nabyło ją bardzo mało osób. Więc nie jest to minus, który leci na konto producenta, ale warto o tym pamiętać, gdyż możecie się niemiło zaskoczyć. No, chyba, że kupicie ze znajomymi, którzy będą pewni do grania.

ragnarok3

I tak, całość bardzo mocno przypomina Monster Huntera i nie ma co ukrywać, że jest po prostu gorsza jako tylko „klon Mon-Huna”. Gra bez wątpienia spodoba się fanom Ragnaroka, a także osobom uwielbiającym ten gatunek. Reszta się wynudzi przy powtarzalnych misjach, które po kilku godzinach zabijają z nudy i robienia tych samych rzeczy. Czy warto? Jeśli nie macie już w co grać, to tak, w przeciwnym razie poczekałbym do jakichś obniżek.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Ragnarok Odyssey

Atuty

  • Czas gry
  • Rozbudowany system
  • Ładny i przyjemny dla oka design

Wady

  • Szybko nudzi
  • Bez gry online traci 50% radości płynącej z gry
  • Problemy techniczne
  • Schematyczna walka

Kolejny klon Monster Huntera, który chciałby zgarnąć trochę rynku, który pozostał po opuszczeniu serii konsoli Sony. Tutaj jednak mamy większe nastawienie na samą walkę, która jest radosna, kolorowa i beztroska. Hit to nie jest, ale do crapa daleko.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper