Tak się w to grało: "Contra 168 in 1" - finał

Tak się w to grało: "Contra 168 in 1" - finał

redakcja | 04.12.2010, 11:23

To już nasze ostatnie spotkanie z kultowym kartridżem, na nie mniej kultowy system, z rozrzewnieniem wspominany przez tysiące polskich graczy. Jednak o ile 3. część naszego subiektywnego przeglądu żegna nas z największymi hitami "Contry 168 in 1", o tyle już teraz obiecujemy, że z Pegasusem jeszcze się zobaczymy...

To już nasze ostatnie spotkanie z kultowym kartridżem, na nie mniej kultowy system, z rozrzewnieniem wspominany przez tysiące polskich graczy. Jednak o ile 3. część naszego subiektywnego przeglądu żegna nas z największymi hitami "Contry 168 in 1", o tyle już teraz obiecujemy, że z Pegasusem jeszcze się zobaczymy...xxxxx

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Zgromadziliśmy się tutaj, by ostatecznie skończyć sprawę najgenialniejszej kompilacji dla tego sprzetu. Jeżeli ominęły Was nasze wcześniejsze spotkania z klasyką spod znaku fioletowego kawałka plastiku, 1 część znajdziecie tutaj, a kontynuację w tym miejscu. A przed Wami spotkanie trzecie - ostatnio skończyliśmy na Pac-Manie i miejscu 24...

 

 

25. Warp Man

Gra mechaniką rozgrywki przypominająca trochę Battle City, o którym poniżej. Biegamy po prostokątnej planszy kosmonautą i strzelamy do pojawiających się kosmitów. Wystrzelasz wszystkich – lądujesz na następnym poziomie. BC jest w moim mniemaniu znacznie lepsze. Po ukazaniu się na NES-ie i automatach, Warpman zniknął i nie był wznawiany.

 

 

 


26. Battle City

Prototyp strategicznych gier imprezowych (kiedyś rozwiniemy o co chodzi). Wcielamy się w dowódcę czołgu, który musi za wszelką cenę obronić bazę przed szturmującymi Niem...ilcami. Naszą kwaterę symbolizuje orzełek, dla ochrony przed strzałami obudowany jest ceglanym murem, który jednak długo nie wytrzyma ostrzału ze strony wrogich hord. Dlatego trzeba się streszczać i kosić, strzelać, kasować. W totalnej anihilacji pomagają dopałki, warto też ściągnąć kumpla, bo we dwóch jest sporo łatwiej. Dla fanów trybu Unholy Alliance bądź ludzi lubiących w ekspresowym tempie tracić znajomych – gra ocenia, który z graczy radzi sobie lepiej, więc w sytuacji, gdy mamy dobry start, proponuję po prostu własnoręcznie rozwalić swoją bazę. Hurra, kolejne zwycięstwo odniesione, następna jednostka ludzka uważająca nas za skończonego buca! Do gry dołączony jest też edytor, który dodatkowo zwiększa radość z gry, szkoda tylko, że nie da się zapisać swoich dzieł. Niestety, wciąż nie pojawiła się na „Wirtualnej”, ostatni port to bodaj czasy GameBoya.

 



 

 

 

27. Field Combat

Dość oryginalna strzelanka, w której nasze UFO (choć określenie jest nieścisłe, bo prowadzony przez nas spodek nie lata, tylko jeździ po powierzchni) walczy z armią obrońców (czyżby jedna z pierwszych gier, gdzie wcielamy się w złego najeźdźcę?). Na (wtedy na pewno) nietypowym koncepcie oryginalność się nie kończy – za zdobyte na wrogach punkty możemy sobie przyzwać nasze własne odpowiedniki wojsk wroga. Poszczuć jego artylerię naszą – bezcenne. A przynajmniej byłoby takie, gdyby SI było choć śladowe. Z drugiej strony, nawet całkiem tępe "mięsne tarcze" się przydają, zwłaszcza, gdy przychodzi nam walczyć z fortyfikacjami (tutejszym odpowiednikiem bossów). No i gra promuje ukochaną przez Kojimę ideę pacyfistyczną – za zabijanie nie dostajemy punktów, za wciąganie do wnętrza spodka promieniem - owszem. Można chwilę popatrzeć, dłużej pograć już znacznie trudniej. Zwłaszcza, że port jest dostępny tylko na japońskiej VC.

 

 

 


28. Pooyan

Zabawna gierka, bazująca (prawdopodobnie) na bajce o trzech świnkach. Banda wilków próbuje dobrać się do prosiaczek, a nasz pucołowaty (nawet jak na wieprzowe standardy) knur stara się zapobiec inwazji. W tym celu porusza się na czymś w rodzaju windy i szyje z łuku do nacierającego na balonach wilczego luftwaffe. Całkiem zabawne, choć trudne do dostania (albo japońska VC albo Konami Arcade Classics z pierwszego Playstation). Namiastkę możemy zobaczyć w jednej z misji w MGS: Peace Walker - drugi filmik poniżej.

 


 

 

 

 


29. Sky Destroyer

Uuuuuuu-uuuu-uuu! Praszczur takich tytułów jak Ace Combat. Latamy japońskim myśliwcem z czasów II światówki i walczymy z niepokornymi Jankesami, którzy nie chcą się podporządkować woli Cesarza. Kamera jest ustawiona za samolotem, co ułatwia walkę, zwłaszcza, że twórcy wymagają od nas niszczenia nie tylko jednostek powietrznych, ale i statków, a niekiedy i naziemnych instalacji przeciwlotniczych. Łatwo i tak nie jest, bo pojedyncze trafienie i żegnamy się z życiem, a w późniejszych etapach niebo przypomina to to, co widzieliśmy później w Bangai-o. Jako ciekawostkę warto dodać zmieniające się pory dnia sygnalizujące jak daleko w danym etapie się znajdujemy – im późniejsza pora, tym bliżej bossa). Poza lekkim moralniakiem z tytułu walki po stronie Osi (jeśli ktoś odczuwa jeszcze coś takiego po 43272309 innych grach w tym temacie) i kosmiczną trudnością – bardzo fajne. Jako jedna z niewielu na tym kartridżu, gra napisana specjalnie pod Pegasusa (w sumie to NES-a) - nie powstał żaden oficjalny port, wielka szkoda.

 

 

 


30. Binary Land

Połączenie zręcznościówki i gry logicznej. Kierujemy parką pingwinów jednocześnie, naszym zadaniem jest równoczesne dotarcie obydwoma pierzakami do klatki z sercem (powracający motyw z Chack 'n Pop). Zasadniczy sęk leży w tym, że każdy z ptaków znajduje się w innym labiryncie, więc takie zgranie bohaterów, by jednocześnie pojawili się przy flaczku nie jest łatwe. Zwłaszcza, że uważać musimy na pułapki i przeciwników. Dało się w nią grać na większości konsol z lat osiemdziesiątych, współcześnie nikt nie chce jej wznowić.

 


 

 

 


31. Macross

Jeśli tytuł w menu nie kłamie to rozgrywka opierać się powinna na dość znanym anime o mechach. W praktyce mamy do czynienia z gierką z cyklu "lecimy w prawo i nie puszczamy palucha ze spustu". Pewną ciekawostką (i prawdopodobnym nawiązaniem do serialu) jest możliwość transformacji naszego mecha – forma jaką w danym momencie przybierzemy ma pewien wpływ na rozgrywkę – robot wolno leci, co pozwala łatwiej zapanować nad tempem gry, ale jest też odpowiednio duży, przez co łatwiej go trafić. Myśliwiec jest trudniejszy do namierzenia przez wrogów, ale i porusza się szybko, przez co na planszę wlatuje więcej wrogów jednocześnie. Proponujemy więc trzymanie się trybu pośredniego, który wygląda jak Megatron w formie pistoletu, wypośrodkowującego szybkość i gabaryty. A i tak będziecie ginąć jak bagaże na Okęciu. Gra była NES-owym „ekskluziwem”, więc trudno będzie ją dorwać.

 

 

 


32. Lode Runner

Ostatnia w zestawieniu gierka, która przy okazji może wzbudzić spory przypływ patriotycznych uczuć. Wcielamy się bowiem w dziwnego człowieczka w stroju hydraulika i biegamy po placu budowy kradnąc hałdy piachu. Oczywiście możemy założyć, że czyni to w jakimś szczytnym celu. Prawdopodobnie staramy się zapobiec poprzez nasze działania konstrukcji zamku Wolfenstein czy też innego Legowiska Zła. Identyfikację otoczenia nieco utrudnia fakt, że nasi przeciwnicy to zakuci w zbroje rycerze o zdolnościach reinkarnacyjnych (po likwidacji mija chwila i wracają na planszę). Załóżmy jednak, że to zdegenerowani przez Mroczne Moce Krzyżacy, Szwedzi czy Moskale (nie żeby ci wszyscy okrutnicy potrzebowali dodatkowej degeneracji, ale...) i wszystko nagle pasuje. Na polskie pochodzenie naszego bohatera wskazują również metody walki z zastosowaniem otoczenia, które skutecznie stosuje do eliminacji zagrożenia. Mianowicie, potrafi w mig wykopać po swojej lewej bądź prawej stronie dół. W taką pułapkę trzeba zwabić wroga, a potem pozostaje nam już tylko przebiec po jego głowie na drugą stronę przepaści i przyglądać się jak łobuz ginie w zasypującym się rowie. Po zebraniu wszystkich stert piachu i efektywnym zatrzymaniu budowy, poprzez likwidację źródeł kruszywa potrzebnego do uzyskania betonu, zostajemy przeniesieni do kolejnej planszy. Prawdziwy Polak Lode Runnerem nie wzgardzi, to pewne!

 


 



Uff, udało się dotrwać do końca tej przydługiej wyliczanki. Mamy nadzieję, że udało nam się zrealizować nasz cel i pokazać Wam (tym, którzy wcześniej nie zdawali sobie z tego sprawy) jak wyjątkową kompilacją jest "stusześćdziesiątka". Mała rada na koniec – przekażcie swoim dzieciom/wnukom, że jak będą czyścić piwnice/strychy z Waszych rzeczy, warto szukać fioletowych kawałków plastiku z napisem "168 in 1" otoczonym przez kiczowate obrazki. Ten kartridż już dziś jest wart na aukcjach internetowych kilka razy więcej niż wszystkie pozostałe gry na NES-a, a jesteśmy przekonani, że jego cena będzie rosła w miarę upływu czasu. Jeśli więc któregoś dnia Wy lub Wasze rodziny zarobicie dzięki naszej radzie miliony - pamiętajcie, skąd pochodziła...

Źródło: własne
redakcja Strona autora
Wszechstronny autor – a to przygotuje materiał sponsorowany, a to komunikat redakcyjny. Znajdziecie go w każdym zakątku portalu jak to na szefa wszystkich szefów przystało. Nie tylko pisze, ale coś naprawi i wysłucha - piszcie na [email protected].
cropper