Pure Farming 2018 - recenzja gry. Historia pewnego rolnika

Pure Farming 2018 - recenzja gry. Historia pewnego rolnika

Igor Chrzanowski | 03.04.2018, 08:00

Od paru ładnych lat nasz rynek zalewają wszelkiego rodzaju symulatory. Wszystko to zaczęło się od wielkiego sukcesu bardzo niepozornej gry, jaką było Farming Simulator, które to świętuje sukcesy aż do dziś. Czy wydane ostatnio Pure Farming 2018 jest równie dobrą produkcją? A może jest nawet lepsze? Przekonajmy się!

Ah, nie ma nic lepszego niż możliwość wyjścia na świeże powietrze, posłuchania śpiewu ptaków, gęgania kurcząt i poczucia zapachu gotowego do skoszenia pola. Jeśli utożsamiasz się z tymi słowami, dobrze trafiłeś drogi przyjacielu – pozwól, że opowiem Ci o tych kilku tygodniach, jakie spędziłem na swoich famach na całym świecie!

Dalsza część tekstu pod wideo

Dzień 1 – Pan na włościach

Początkowo dowiedziałem się, że mój dziadek zmarł, a muszę przyznać, że bardzo kochałem tego staruszka – wspólnie spędzaliśmy każdą możliwą chwilę na farmie, więc można śmiało powiedzieć, że zaraził mnie swoją pasją do rolnictwa. Niestety, gdy go zabrakło musiałem wziąć sprawy w swoje ręce, bo cała reszta mojej rodziny miała to kompletnie gdzieś.

Okazało się bowiem, że dziadunio narobił sporych długów i jeśli nie zostaną spłacone, gospodarstwo przepadnie. Rzuciłem zatem studia, robotę i wszystko co się dało, by ratować dobytek pokoleń. Do dyspozycji miałem jedynie parę maszyn, niezbędny do zarządzania wszystkim tablet, a także 50 tysięcy w gotówce na start. Z takimi zasobami rozpocząłem swoją przygodę życia.

Wpierw zdecydowałem się pozwiedzać swoje włości – były co prawda zadłużone na 275 tysięcy i nieco skromne, ale za to jakie piękne! Ogromny spichlerz, majestatyczny silos zbożowy, całkiem urocza wiata robiąca za garaż no i fragment własnych pól uprawnych. Wziąłem zatem głęboki wdech, po czym wiejskie zapachy napełniły mnie energią do roboty.

Wy mieszczuchy to pewnie o tym nie wiecie, ale praca w polu potrafi być szalenie wyczerpująca. Cały pierwszy dzień minął mi pod znakiem koszenia pola pszenicy, którą to następnie planowałem zmagazynować i sprzedać w pobliskim miasteczku. Wziąłem zatem w obroty swój kombajn, podłączyłem do niego narzędzie koszące i pojechałem na skraj pola. Nie było ono zbyt duże – raczej takie skromne bym powiedział.

Ale no mniejsza z tym. Zacząłem. I od razu przypomniały mi się beztroskie chwile spędzane u boku dziadka, kiedy to w latach świetności jego gospodarstwa walczyliśmy z tym jego sąsiadem – panem wielkim ważniakiem. Tym razem jednak w okolicy było dosyć pusto i nie miałem konkurencji. Jakoś w połowie pracy zauważyłem, że zbiornik był pełen, więc musiałem wysiąść i podjechać ciągnikiem z naczepą, aby go opróżnić i móc skończyć zanim się ściemni. Po dwóch takich rundkach udało mi się w końcu zawieźć zboże do skupu i zarobiłem swoje pierwsze pieniądze!

Dzień 2 – Zabiegany farmer

Ucieszony z sukcesu zacząłem marnować pieniądze na nowe sprzęty, które nie do końca były mi od razu potrzebne – musiała kierować mną przy tym jakaś siła wyższa. Nabyłem zatem rozpylacz i cysternę na wodę, które od razu wykorzystałem pomagając pobliskiemu sadownikowi – skubaniec wiedział jak zyskać moją uwagę, bowiem wywiesił ogłoszenie o pracę w pobliżu sklepów.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że miastowy z niego leniuch! Oczywiście za godziwą zapłatę zdecydowałem się mu pomóc. Moim zadaniem było rozpylić w jego sadzie jakieś chemikalia chroniące jego owoce przed szkodnikami – nie pamiętam już czy były to jabłonie, czy gruszki. Nie moje, to co się tam będę przejmował, nie? W trymiga wykonałem za obiboka całą robotę i ruszyłem dalej pilnować swoich spraw.

Dziś czekało mnie mnóstwo pracy – trzeba było zaorać pole, obsiać je i następnie nawodnić. A do końca dnia zostało już tylko z 10 godzin, więc trza było się sprężać. Najsampierw przystąpiłem do ciężkiego zadania, jakim jest orka. Z racji, że miałem do tego bardzo proste i nieco stare już urządzenie, byłem zmuszony do wykonania trzykrotnie większej pracy niż inni farmerzy. Pracę rozpocząłem gdzieś w okolicach godziny 12:00 – choć pewien nie jestem, gdyż zeszło mi jeszcze chwilkę na podziwianie tego świetnego ciągnika, co odziedziczyłem go po świętej pamięci dziaduniu.

Zaczęło się ściemniać, a ja byłem dopiero w 1/3 swojej przeprawy przez mękę. Jeśli powie mi tam który, że każdy by se tak mógł posiedzieć w ciągniku i poorać pole, dostanie za karę strzała w ucho. W pewnym momencie zaczęło mi się tak nudzić – bo oczywiście producenci nie pomyśleli, aby wrzucić o ciągnika radio – że zacząłem zastanawiać się nad tym, co bym mógł przygotować sobie na śniadanie. Wpierw pomyślałem, że dobrym wyborem byłaby solidna, pożywna owsianka, lecz po dłużej chwili stwierdziłem, że lepszy byłby omlet z awokado.

Zajęty takimi myślami ledwo zauważyłem, że już skończyłem i za moment zacząłbym orać drogę wyjazdową do spichlerza.

Dzień ??? - Błagam, dajcie mi się wyspać!

Drogi pamiętniczku. Nie wiem który mamy już dzień, nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem ciepły posiłek i nie jestem do końca pewien, czy to nadal moja farma. Tak, zdecydowanie byłem przemęczony.

Stwierdziłem zatem, że przejdę do nieco innego trybu funkcjonowania i podzielę się pracą z kimś innym. Zatrudniłem zatem pierwszego pracownika, aby ten zajmował się pracami czysto uprawnymi, a ja przejdę na dział hodowli zwierzątek. Musiałem jednak sprawdzić, czy jegomość, któremu zamierzam powierzyć moją farmę jest odpowiednio wykwalifikowanym pracownikiem. Jego pierwsze zadanie było proste – zaorać kolejne pole.

Kupiłem mu nową orkę, oddałem ciągnik i zacząłem obserwować jego poczynania. Z początku zdawał się być bardzo obiecującym materiałem na mojego współpracownika – jeździł bezpiecznie, równo i niezbyt szybko. Jednak po jakichś 20 minutach nadwyrężył moje zaufanie i zasiał we mnie ziarno zwątpienia – dasz wiarę, że ten lebiega ostatnie 10 centymetrów ziemi zaorał nierówno!? Od razu stwierdziłem, że tak być nie może.

Zacząłem biec co sił w nogach na drugi koniec pola, aby sprawdzić, czy tam nie popełnia tych samych gaf i o dziwo, tam było idealnie. Wróciłem więc na pozycję wyjściową idealnie w momencie, w którym wykonywał kolejny manewr nawracania. I wiesz co? Znów było nie równo! To skandal! Na roli ma być pełna dyscyplina i perfekcja, gdyby nasi przodkowie dbali o ziemię tak samo jak on, nikt nigdy nie wymyśliłby płodozmianu.

Ale no, dałem mu jeszcze jedną szansę. Chodziłem za dziadem krok w krok i patrzyłem na każdy centymetr pola i gdy wydawało się, że już się nauczył na swoich błędach, znów zaorał krzywo. Chciałem wyciągnąć go za tę koszulę w kratę ze swojego ciągnika, ale nagle przypomniałem sobie, jaki to był koszmar te kilka dni temu. Odpuściłem, a niech se orze jak chce.

Sam udałem się w tym czasie przygotować swoją pierwszą własną oborę. Wybrałem odpowiadającą mi lokalizację, zakupiłem kilka krówek i zapadłem w depresję. Dlaczego? Niby taki wykształcony, niby taki wyedukowany, a taki ze mnie gamoń, że nie potrafię nakarmić zwierząt. Naprawdę, próbowałem jak się da, ale no nie szło – dopiero sąsiad z gospodarstwa nieopodal wyjaśnił mi jak się to robi. Spalony jednak wstydem, wyjechałem z kraju.

Dzień ostatni – Rzucam rolnictwo

Korzystając z dobroci współczesnych technologii, udałem się w podróż dookoła świata, aby wybrać nowy kraj, w którym spędzę resztę życia. To nie tak, że porzucam swoją rodzinę i gospodarstwo kochanego dziadunia – bo tego bym nie zrobił nigdy. Zdecydowałem się przenieść jego ducha i pasję, jaką mi wpoił w zupełnie nowe tereny i odkryć stojące przede mną możliwości.

Na samym początku swojej „ucieczki” z Ameryki Północnej, udałem się do Kolumbii, gdzie przywitały gorące klimaty i piękne widoki – niestety tam natknąłem się na jakichś groźnych Narcosów, czy innych Cocaleros – nie znam się na tym, to nazwę i pomylić mogłem. Grunt, że groźne typki z nich były.

Kolejnym przystankiem były Włochy. Kraj piękny, gdzie klimat starodawnych winnic można było poczuć nawet w powietrzu. Prawie tutaj zagościłem, lecz niestety nie za bardzo polubiłem się z miejscowym staruszkiem, na którego wołali „Don”, jak na mój gust, nieco dziwne miał facet imię, ale no nie mnie oceniać te europejskie zwyczaje. Gdy wyjeżdżałem, podszedł do mojego pociągu ze swoimi przyjaciółmi i rzucił mi w twarz szyderczym tekstem „A taki był ładny, amerykański. Szkoda.”, po czym zaśmiał się w niebo głosy.

Gdy dotarłem do lokalnego lotniska miałem do wyboru dwie opcje – wymarzona Japonia, bądź tajemniczy bilet do kraju Niemiec, na którym to widniały literki DLC. Wybrałem jednak Kraj Kwitnącej Wiśni, gdzie odnalazłem ukojenie i zaniechałem rolnictwa, na rzecz nauki.

Podczas całej swojej przygody bawiłem się doskonale – wszystko kipiało realizmem, który na pewno doceni każdy ten, komu gdzieś po głowie chodzi zabawa w rolnika. Potrzeba do tego mnóstwo cierpliwości, albowiem każdą czynność należy wykonać tu tak samo, jak dzieje się to w rzeczywistości.

Nie bez powodu w ostatnich aktualizacjach autorzy złagodzili balans i dodali możliwość ustawienia miernika czasu na zasadzie 1:1 z tym prawdziwym. Dzięki temu na niektóre wyzwania specjalne, które liczą sobie po 26 godzin w świecie gry, mamy czas aż 26 godzin realnych. Jeśli cieszysz się na samą myśl, ten tytuł jest zdecydowanie dla Ciebie.

Graficznie i technicznie Pure Farming 2018 odstaje od gier klasy AAA, lecz nie o to tu chodziło. Najważniejsze jest tu to, że możesz rozsiąść się w fotelu, chwycić pada do ręki i z uśmiechem na twarzy zaorać pole - nawet jeśli muzykę umilającą tę zabawę musisz puścić sobie sam.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Pure Farming 2018

Atuty

  • Duży nacisk na realizm
  • Sporo maszyn
  • Ładnie zaprojektowane mapy
  • Cała masa aktywności
  • Aktywne wsparcie deweloperów

Wady

  • Muzyka tylko w paru wybranych miejscach
  • Grafika jednak nie powala
  • Trochę drętwe animacje

Drogi rolniku, jeśli tylko kochasz pracę na świeżym powietrzu, a okazja do zaorania pola jest dla ciebie największą atrakcją, śmiało bierz i kupuj Pure Farming 2018 bez wahania!
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper