Mroki Tulsy (2025) - recenzja serialu [Disney+]. Prawda leży w rynsztoku, a Ethan Hawke w bagażniku

Mroki Tulsy (2025) - recenzja i opinia o serialu [Disney+]. Prawda leży w rynsztoku, a Ethan Hawke w bagażniku

Łukasz Musialik | Dzisiaj, 21:00

Disney+ po raz kolejny udowadnia, że stajnia FX to obecnie najważniejszy gracz na rynku serialowym, który nie boi się ryzyka, brudu i autorskiej wizji. „Mroki Tulsy” (ang. „The Lowdown”) nie jest kolejnym generycznym kryminałem, o którym zapomnicie po napisach końcowych. To brawurowa, jazzująca, i zaskakująco czuła dekonstrukcja mitu amerykańskiego detektywa, w której Ethan Hawke gra rolę swojego życia - i, co rzadkie w tym gatunku, pozwala się przy tym dokumentnie sprać na kwaśne jabłko.

Gdy usłyszałem, że Sterlin Harjo - ten sam, który w „Reservation Dogs” (Rdzenni i wściekli) z niespotykaną lekkością łączył magię z realizmem i humor z tragedią rdzennych mieszkańców Ameryki - bierze się za nowoczesne dzieło w stylu noir, uniosłem brew z zaciekawieniem. Gdy dodano, że główną rolę zagra Ethan Hawke, a całość będzie duchowym spadkobiercą twórczości braci Coen i Roberta Altmana, moje oczekiwania poszybowały pod sufit. I wiecie co? Nie zawiodłem się ani przez sekundę. „Mroki Tulsy”, które właśnie wylądowały na Disney+, to serial genialny. Pachnie tanim bourbonem, starym papierem i asfaltem rozgrzanym słońcem Oklahomy. To opowieść o tym, że w świecie postprawdy jedyną osobą, która wciąż dba o fakty, jest wariat z antykwariatu, który co drugi dzień budzi się w bagażniku cudzego samochodu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mroki Tulsy / The Lowdown / Disney+
resize icon

Mroki Tulsy (2025) - recenzja i opinia o serialu [Disney+]. Don Kichot z Tulsy i jego wiatraki

Sercem, duszą i poobijanym ciałem tego serialu jest Lee Raybon, w którego wciela się Ethan Hawke. Raybon nie jest typowym prywatnym detektywem z powieści Chandlera. Nie jest też zgorzkniałym gliną po przejściach. To samozwańczy „historyk prawdy”, właściciel podupadającego antykwariatu, dziennikarz obywatelski i lokalny wrzód na tyłku establishmentu. Hawke, ze swoją siwą, potarganą czupryną, okularami na łańcuszku i garderobą wyglądającą, jakby została skompletowana w ciemności w lumpeksie z lat 70., tworzy postać tragiczną i komiczną zarazem.

Jego Lee to idealista uwięziony w ciele cynika. To człowiek, który wierzy w słowo pisane i siłę demaskacji w czasach, gdy nikogo to już nie obchodzi. Kiedy samobójstwo popełnia Dale Washberg (świetny epizod Tima Blake’a Nelsona), czarna owca najpotężniejszego rodu w mieście, Raybon wietrzy spisek. I oczywiście ma rację, ale droga do jej udowodnienia będzie wiodła przez serię upokorzeń, które Harjo reżyseruje z sadystyczną wręcz precyzją. Hawke jest w tej roli magnetyczny - jego manieryzmy, sposób, w jaki zapala papierosa drżącymi rękami, czy jego monologi wygłaszane do pustego sklepu, to aktorstwo najwyższej próby. To rola fizyczna, ale nie w sensie kina akcji. Lee Raybon obrywa od każdego - od ochroniarzy, od lokalnych zbirów, a nawet od losu. A jednak wstaje, otrzepuje marynarkę i idzie dalej, napędzany absurdalnym poczuciem misji.

Oglądając Hawke’a, ma się wrażenie, że aktor czekał na tę rolę latami. Po wybitnych występach w „Pierwszym reformowanym” czy „Czarnym telefonie”, tutaj wrzuca na luz, bawiąc się swoim wizerunkiem intelektualisty. Jego Raybon to taki Philip Marlowe, gdyby Marlowe zamiast pistoletu nosił przy sobie tomik poezji Walta Whitmana i miał permanentnego kaca moralnego. To wspaniała kreacja, która powinna przynieść mu deszcz nagród.

Mroki Tulsy / The Lowdown / Disney+
resize icon

Mroki Tulsy (2025) - recenzja i opinia o serialu [Disney+]. Oklahoma w cieniu krwawej historii

„Mroki Tulsy” nie byłyby jednak tak wybitne, gdyby nie osadzenie akcji w konkretnym miejscu i czasie. Sterlin Harjo robi dla Tulsy to, co David Simon zrobił dla Baltimore w „The Wire”. Miasto nie jest tu tylko tłem, a żywym, oddychającym organizmem, toczonym przez raka korupcji i nieprzepracowanej traumy. Harjo, jako twórca o korzeniach rdzennych Amerykanów, doskonale rozumie specyfikę tego miejsca - styku Południa z Zachodem, nowoczesności z tradycją, bogactwa nafciarzy z biedą rezerwatów.

Serial genialnie ogrywa historyczny kontekst Tulsy, w tym pamięć o masakrze w dzielnicy Greenwood z 1921 roku. Nie robi tego jednak w sposób dydaktyczny czy podręcznikowy. Historia jest tu obecna w architekturze, w podziałach społecznych, w tym, kto trzyma władzę, a kto jest spychany na margines. Wątek przejmowania gruntów w czarnej dzielnicy przez korporację Washbergów to klasyczny motyw noir (przywodzący na myśl „Chinatown”), ale przefiltrowany przez współczesną wrażliwość i lokalny koloryt.

Na drugim planie błyszczy plejada gwiazd, które doskonale czują konwencję. Kyle MacLachlan jako Donald Washberg, z oślizgłym uśmiechem i politycznymi ambicjami, jest ucieleśnieniem zła w garniturze za tysiące dolarów. To rola, która przypomina nam, dlaczego Lynch tak bardzo kochał tego aktora - potrafi on być jednocześnie czarujący i przerażający. Z kolei Keith David w roli Marty’ego, ochroniarza i specyficznego partnera Raya, wnosi do serialu niezbędną grawitację i basowy głos, który mógłby kruszyć mury. Chemia między nim a Hawkiem - oparta na kontraście między stoicyzmem Marty’ego a neurotycznością Lee - jest jednym z najjaśniejszych punktów produkcji. Warto też wspomnieć o Jeanne Tripplehorn jako Betty Jo, wdowie po Dale'u, która jest daleka od stereotypowej femme fatale. To postać skomplikowana, pełna sprzeczności, grająca własną grę w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

Mroki Tulsy / The Lowdown / Disney+
resize icon

Mroki Tulsy (2025) - recenzja i opinia o serialu [Disney+]. Neo-noir w rytmie bluesa i absurdu

To, co wyróżnia „Mroki Tulsy” na tle dziesiątek innych kryminałów, to tonacja. Harjo mistrzowsko balansuje na granicy powagi i farsy. Są momenty, w których serial przypomina najlepsze dokonania braci Coen - chociażby scena otwierająca z nieudaną transakcją czy absurdalne dialogi o „artystycznych” rysunkach w notatniku zmarłego. Humor jest tu czarny, smolisty, często wynikający z nieporadności bohaterów, a nie z napisanych gagów. Jednak pod tą warstwą ironii kryje się głęboki smutek i humanistyczne przesłanie.

Serial jest też ucztą audiowizualną. Zdjęcia, operujące głębokimi cieniami i nasyconymi barwami neonów odbijających się w kałużach, budują duszny, lepki klimat. Muzyka to mieszanka bluesa, country i psychodelicznego rocka z lat 70., która idealnie koresponduje z chaosem panującym w głowie głównego bohatera. Harjo nie boi się też surrealistycznych wstawek, które przywodzą na myśl „Miasteczko Twin Peaks” (sowa nie jest tym, czym się wydaje, a lokalni ekscentrycy mają swoje sekrety).

„Mroki Tulsy” to opowieść o upadku starych mediów i rozpaczliwej walce o prawdę w świecie, który prawdę ma za nic. Lee Raybon, ze swoim blogiem i gazetką, którą czyta pięć osób na krzyż, jest reliktem przeszłości. A jednak to właśnie on, ten poobijany, śmieszny człowiek, okazuje się jedynym sprawiedliwym. Finał sezonu (bez spoilerów!) pozostawia widza z poczuciem słodko-gorzkiej satysfakcji i ogromnym apetytem na więcej. To nie jest serial, który daje proste odpowiedzi. To serial, który każe ci usiąść w fotelu, nalać sobie drinka i zastanowić się, ile razy w życiu odpuściłeś, kiedy powinieneś był walczyć.

Mroki Tulsy (2025) - recenzja i opinia o serialu [Disney+]. Detektyw naiwniak

Podsumowując, Disney+ i FX dostarczyli nam jedną z najlepszych produkcji 2025 roku. „Mroki Tulsy” to pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku, ale też dla każdego, kto ceni sobie wybitne aktorstwo i scenariusz, które nie traktują widza jak idioty. Ethan Hawke stworzył kreację, która wejdzie do kanonu, a Sterlin Harjo potwierdził, że jest jednym z najciekawszych głosów we współczesnej telewizji.

Atuty

  • Wybitny Ethan Hawke
  • Unikalny klimat Tulsy
  • Inteligentny scenariusz
  • Klimatyczne połączenie różnych gatunków muzycznych

Wady

  • Momentami przeciągnięta intryga
  • Zdarza się nierówne tempo akcji
  • Za dużo drugoplanowych bohaterów

Chcecie znać moje zdanie? Obejrzyjcie go szybko, zanim ktoś zdradzi Wam zakończenie tej świetnej historii.

8,0
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper