Destiny 2: Renegaci - recenzja gry. Magia Star Wars dociera już nawet do Strażników

Destiny 2: Renegaci - recenzja i opinie o grze [PS5, PS4, XSX, XOne, PC]. Gwiezdne wojny, które już widziałem

Igor Chrzanowski | Dzisiaj, 07:00

Czy po Ostatecznym Kształcie i pokonaniu Świadka, Bungie wciąż potrafi nas zaciekawić i skutecznie zaprosić do świata Destiny 2? Odpowiedzi na to pytanie szukamy w dzisiejszej recenzji świeżego dodatku Destiny 2: Renegaci.

Po wielkim finale pierwszej dekady pracy nad rozwojem marki Destiny, ekipa Bungie wpadła w dokładnie taką samą pułapkę, w jaką wpadł Marvel po Końcu gry. Było epicko, było pięknie, było ckliwie. Ale co dalej? Na Destiny 3 jeszcze sobie sporo poczekamy, zwłaszcza jeśli założymy, że Bungie naprawdę rozpoczęło pracę nad grą stosunkowo niedawno. Dlatego też jeszcze w ramach Destiny 2 rozpoczęła się zupełnie nowa saga, która skupia się tym razem na nowych zagrożeniach spoza Układu Słonecznego.

Dalsza część tekstu pod wideo

Czy jednak próba wprowadzenia do serii nowych frakcji, świeżych przeciwników oraz nietypowych rozwiązań, nie skończy się tak jak w przypadku serialowego szaleństwa MCU, gdzie kolejne produkcje już "nikogo" nie obchodziły? Dziś sprawdzamy dla was jak Destiny 2 poradziło sobie w połączeniu z klimatami rodem ze Star Wars i czy Renegaci są coś warci. 

Destiny 2: Renegaci - Star Wars w sosie Bungie?

Destiny 2: Kantyna
resize icon

O tym, że recenzowane dziś Destiny 2: Renegaci jest inspirowane Gwiezdnymi wojnami mówiło się jawnie od samego początku, a w pracach nad DLC mieli nawet uczestniczyć konsultanci z LucasFilm, którzy to dopilnowali tego, aby Destiny 2 nie zatraciło się w zapożyczaniu z wielkiej sagi Lucasa, trzymając w tym wszystkim fason i dalej było wierne swojemu lore. No i tutaj tak szczerze na pierwszy rzut oka rzeczywiście wygląda na to, że twórcom udało się zachować ten mityczny balans, ale to tylko pierwsze wrażenie. Niestety im dalej w las, tym bardziej widać, że ktoś chyba znów chciał się pobawić w Przebudzenie Mocy i zrobić fan-arta na temat klasycznej trylogii filmowego Star Wars. 

Rebeliancki duch zawsze był rdzeniem każdej dobrej Star Warsowej historii no i tak samo jest także w tym przypadku. Straż Przednia ma głęboko w nosie to co się dzieje w związku z "Dziewiątką" i zamiata pod dywan każdy poważniejszy problem, udając że wszystko jest przysłowiowo "cacy". Na szczęście jest jeszcze Włóczęga, który stara się udowodnić, że zagrożenie, o którym nam mówił od pewnego czasu, jest autentycznie poważne, a my jako Strażnik musimy pomóc mu w tej nietypowej akcji. Działamy nielegalnie oraz pod przykrywką, próbując niczym Luke i stary Obi-Wan zbratać się z kosmicznym półświatkiem, którego największe szychy mają pieniądze i narzędzia ku temu, aby nam pomóc. 

Każdy miłośnik Gwiezdnych wojen w ułamku sekundy rozpozna odtwarzane tu schematy. Wielkie Imperium ze strasznym Imperatorem na czele, który konstruuje promień zagłady, aby rozdupić jakąś planetę, siejąc tym samym postrach w całym wszech świecie. Mamy także swoistych Sithów, Jedi, centrum nieposkromionych dzikich interesów w formie a'la kultowej Kantyny z Nowej nadziei, wielgachny pustynny robal, mroźne krańce gdzie zsyłani żołnierze odmrażają sobie tyłki, a nawet i niesławny żart ze zsypem na śmieci. Kocham Gwiezdne wojny jak każdy, kto się na nich wychował, ale no na litościwe midichloriany... To już naprawdę przegięcie

Zamiast stworzyć coś, co będzie miało duszę Destiny z malutką nutką Star Warsów, Bungie poleciało po bandzie na zasadzie "zrób tak, żeby facetka się nie skapnęła". Ma to jednak swoje plusy - jeśli jesteście fanatykami uniwersum Lucasa, wyłapiecie tu setki świetnych easter eggów, z delikatnym pacnięciem się żołnierza-statysty o przejście na czele.  

Destiny 2: Renegaci - przeżyjmy to jeszcze raz

Destiny 2: Jedi
resize icon

Czy jednak aż takie inspiracje nie zaszkodziły głównemu wątkowi całego Destiny 2? Cóż, jak na moje oko trochę tak - nowa opowieść nie ma własnego charakteru i poza paroma pomniejszymi, acz ważnymi informacjami, może zostać potraktowana jako typowy filler, gdzie autorzy serwują nam kolejną historyjkę, która koniec końców nie będzie miała żadnego znaczenia dla nowej dekady Destiny 2. A przynajmniej takie są moje przewidywania, bo autentycznie ważne wątki można streścić w jednym monologu Zavali sterczącego w Wieży.

A co jeśli zaś chodzi o samą rozgrywkę? No to w tym przypadku inspiracje Gwiezdnymi wojnami wyszły grze nieco na plus. Może nie dostajemy takiej mistycznej mocy jaką dysponują Jedi, ale też jest fajnie. Oczywiście pokuszono się o rozwinięcie zabawy mieczami świetlnymi, blasterami podobnymi do tych z dzieł Lucasa, X-Wingami, wieżyczkami wspomagającymi nas w boju, a nawet wielgachnymi dwunożnymi łazikami, takimi jak kultowe AT-ST. Sama kampania fabularna ma misje, które są całkiem ciekawe i nie odbiegają za bardzo jakościowo od innych DLC, ale niestety recenzowane Destiny 2: Renegaci może pochwalić się paroma sekwencjami i starciami, które bywają jak kołek wbity w sami wiecie co, więc zamiast sprawiać nam frajdę, powodują niemałe pokłady frustracji wynikającej z czystego "kombinowania" ze strony projektantów. Całość starczy wam na jakieś 6-7 godzinek, co jak za cenę 175 złotych jest powiedzmy akceptowalnym poziomem, w porównaniu do poprzednich DLC, które były o te 40 złociszy droższe.  

Zgodnie z obietnicami dostajemy także nowe aktywności w formie misji z Pogranicza bezprawia, które mają w teorii być nieco inne niż to co dostawaliśmy poprzednio, ale w gruncie rzeczy to jednak wciąż to samo, ale ubrane w inne słowa, inne "lore" oraz specyficzny klimacik. Nie powiedziałbym zatem, że to jakaś wielka nowość, a raczej kosmetyczne pudrowanie dobrze znanych nam systemów. Na pocieszenie miłośnicy Destiny 2 dostaną również garść zmian typu Quality of Life, jak większa ilość miejsca w schowku, przemodelowany system nagród oraz parę innych drobnych bajerów. 

Destiny 2: Renegaci - czy warto zagrać?

Najnowszy dodatek do Destiny 2 jasno pokazuje, że Bungie z całych sił stara się znaleźć nową drogę dla swojej wielkiej marki, która po pierwszej dekadzie rozwoju ma ten sam problem co Marvel Cinematic Universe. Jak bowiem przebić coś takiego jak Endgame czy The Final Shape, bez eksperymentowania z nowymi rozwiązaniami? Renegaci fajnie pchają całość w objęcia Gwiezdnych wojen, ale miejscami tak zwany fan-service jest tak ogromny, że można odczuć dziwaczne déjà vu. A szkoda, bo mogło być z tego coś znacznie więcej.

Ocena - recenzja gry Destiny 2: Renegades

Atuty

  • Świetnie uchwycony klimat Star Wars
  • Zabawa mieczem świetlnym sprawia sporo frajdy
  • Cała masa easter eggów dla fanów Gwiezdnych wojen

Wady

  • Średniawa fabuła, która jest nieco "kalką" Star Warsów
  • Brak znaczących nowości
  • Niektóre misje są przekombinowane lub frustrujące

Bungie szuka nowej drogi dla marki Destiny, delikatnie bawiąc się konwencją sci-fi i różnych kosmicznych epopei, dzięki czemu dodatek Destiny 2: Renegaci stanowi pewien powiew świeżości w serii, ale nigdy nie będzie należał do grona najlepszych DLC w jej historii.
Graliśmy na: PS5

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper