Marvel Cosmic Invasion - recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, Switch, PS4, PC]. Bohaterowie wkraczają do akcji
Tribute Games wraca do oldskulowych „chodzonych bijatyk” i zamiast kolejnego otwartego świata serwuje pikselowy festiwal superbohaterskiej demolki. Na ekranie aż kipi od mocy, kolorów i znanych twarzy, ale czy Marvel Cosmic Invasion faktycznie zachwyci fanów gatunku? Przeczytajcie naszą recenzję.
W przypadku Marvel Cosmic Invasion kluczowym elementem są twórcy odpowiedzialni za projekt, bo powiedzmy to wprost: to nie jest anonimowy zlepek nazwisk. Dziedzictwo zespołów jasno sugeruje, czego gracze mogą się spodziewać. Za grę odpowiada kanadyjskie Tribute Games, ekipa z Montrealu założona przez byłych pracowników Ubisoftu - tych samych, którzy wcześniej maczali palce w Scott Pilgrim vs. The World: The Game i innych brawlerach. Od ponad dekady specjalizują się w 2D-owych, pikselowych produkcjach, a ich największym hitem pozostaje Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge - jeden z najlepszych współczesnych beat’em upów.
To jednak nie wszystko. Drugą nogą projektu jest Dotemu, francuskie wydawnictwo wyspecjalizowane w odświeżaniu klasyków. To właśnie oni odpowiadają za Streets of Rage 4, Wonder Boy: The Dragon’s Trap oraz później TMNT: Shredder’s Revenge. Doskonale wiedzą, jak balansować nostalgię z oczekiwaniami graczy w 2025 roku.
Mając tę wiedzę, byłem przekonany, że Marvel Cosmic Invasion ma potencjał zostać jedną z większych niespodzianek końcówki 2025 roku i... po spędzeniu z grą kilkunastu godzin mogę napisać jedno: jest dobrze! Zacznijmy jednak od początku, bo nawet najlepszy gameplay potrzebuje solidnych fundamentów.
Czy Marvel Cosmic Invasion oferuje angażującą historię?
Marvel Cosmic Invasion ma oczywiście swoje wielkie, „komiksowe” tło - inwazja Annihilusa, fala potworów zalewająca kolejne światy, bohaterowie z pierwszej ligi zmuszeni do współpracy. W praktyce jednak dla wielu graczy fabuła będzie tutaj raczej dodatkiem do naparzanki niż głównym powodem do rozgrywki. To bardziej pretekst, by wrzucić na ekran Spider-Mana obok Novy czy Beta Ray Billa, niż rozbudowana opowieść, którą będziemy później analizować na forach.
Nie znaczy to jednak, że twórcy całkowicie odpuścili historię. Widać, że starają się poukładać wydarzenia w logiczną całość, pokazać kolejne etapy inwazji i dać nam poczucie uczestniczenia w większym konflikcie. Robią to jednak w bardzo skromnej formie - zamiast widowiskowych przerywników filmowych, które oglądalibyśmy z zapartym tchem, dostajemy krótkie wprowadzenia tekstowe przed misjami, kilka ilustracji, czasem szybką wymianę zdań między bohaterami. Dla jednych to będzie w sam raz, bo nic nie wybija z rytmu gry, dla innych - trochę zmarnowany potencjał tak dużej licencji.
Na szczęście struktura kampanii bardzo dobrze zgrywa się z tym lżejszym podejściem. Zamiast liniowego ciągu etapów dostajemy mapę pełną punktów, które odblokowują się wraz z postępami. Sami wybieramy, gdzie lecimy dalej - czy najpierw zamykamy konkretny front inwazji, czy robimy krok w bok i szukamy innego wyzwania. To proste rozwiązanie, ale w praktyce działa naprawdę dobrze i daje poczucie swobody.
Same zadania są krótkie, intensywne i dokładnie takie, jakich oczekiwałbym po tego typu propozycji. Większość etapów zamykamy w 8-15 minut, więc Marvel Cosmic Invasion idealnie sprawdza się jako gra „na szybkie wejście” - jedna misja przed snem, dwie w przerwie, trzy z ekipą online. Taki układ ma też duży plus od strony rozgrywki: zanim zdąży nas zmęczyć powtarzanie podobnych sekwencji, poziom już się kończy, wpada nagroda, a my przeskakujemy do kolejnego punktu na mapie. Dzięki temu nawet przy dłuższym posiedzeniu rzadko mam wrażenie, że gra przeciąga cokolwiek na siłę.
Kwestia długości w tego typu produkcjach zawsze jest tematem delikatnym - z jednej strony część graczy marzy o superbohaterskiej opowieści na 20 godzin, z drugiej sama formuła powtarzalnego oklepywania przeciwników wymusza bardziej zwarte historie. W Marvel Cosmic Invasion główny wątek można ukończyć w około 3 godziny, ale jeśli faktycznie wkręcicie się w odblokowywanie zawartości, sprawdzanie wyższych poziomów trudności i zabawę pełnym rosterem, spokojnie da się tutaj nabić 15 godzin. U mnie wyglądało to tak, że pierwsze przejście zamknąłem lekko ponad trzema godzinami, a przy kolejnym posiedzeniu w dwie godziny mogłem już odłożyć kontroler. Sporo zależy od Waszego podejścia do regrywalności - dla mnie jest ona wysoka, szczególnie gdy mam z kim grać, bo wspólne obijanie kolejnych fal wrogów w skórze ulubionych herosów to dokładnie ten typ kooperacji, do którego chce się wracać wieczór po wieczorze.
Jest ekipa. Jest impreza
Jednym z największych atutów Marvel Cosmic Invasion jest dla mnie roster. To nie jest sytuacja, w której zakładamy inną skórkę i nagle „nowy” bohater okazuje się tym samym zestawem ciosów. Tutaj naprawdę czuć różnice - Spider-Man jest lekki, sprężysty, lubi podbijać przeciwników do góry i żonglować nimi w powietrzu, Wolverine wbija się w środek grupy jak w masło i nadrabia agresją to, czego nie ma w zasięgu, a Venom działa jak powolniejszy brutal, który rekompensuje mniejszą mobilność potężnymi, „mięsistymi” uderzeniami, blokiem i mocną kontrą. Do tego dochodzą postacie z umiejętnościami dystansowymi - Storm i Nova znakomicie kontrolują ekran z daleka, Rocket spamuje granatami i pociskami, a cięższa ekipa w stylu Kapitana Ameryki, She-Hulk czy Beta Ray Billa sprząta wszystko w zwarciu.
Kluczowe jednak jest to, że nigdy nie wychodzimy na misję solo. Zawsze wybieramy dwie postacie i to one tworzą nasz mały superbohaterski skład na dany etap. Jednym przyciskiem możemy przełączać się między bohaterami w trakcie walki, więc w praktyce cały czas bawimy się w ekipie - najpierw rozmiękczam grupę wrogów jako Storm, zalewając ekran błyskawicami, a gdy przeciwnicy podchodzą za blisko, wskakuję na She-Hulk i czyszczę resztę z bliska. Jeśli jeden heros padnie, nadal możemy kontynuować misję drugim, więc dobrze dobrana para często ratuje skórę w końcówkach poziomów. Twórcy zadbali też o świetną współpracę między postaciami - kombinacje dwóch bohaterów wychodzą zaskakująco naturalnie, a wspólne ataki potrafią w sekundę rozprawić się z większą grupą.
Dochodzi jeszcze zarządzanie zdrowiem, które wymusza odrobinę rozsądku. Na mapach co jakiś czas wypadają klasyczne przedmioty - w tym kanapki, którymi leczymy naszych wojowników. I tu zaczyna się mała taktyka: czasem warto błyskawicznie podmienić postać, by to ten bardziej poobijany heros zgarnął leczenie, innym razem lepiej przytrzymać ulubionego bohatera „w rezerwie” i dać mu odetchnąć, podczas gdy drugi przyjmuje na siebie presję przeciwników. Przy tak zróżnicowanym rosterze kombinowanie ze składami, szukanie idealnych duetów (np. mobilny DPS + twardy tank, dystans + walka wręcz) staje się dodatkową warstwą zabawy - i właśnie dlatego Marvel Cosmic Invasion nie nudzi się po dwóch podejściach.
To, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, to fakt, że każdym bohaterem gra się po prostu dobrze - prosty system ciosów i kombinacji jest tutaj kluczem do sukcesu. Nie trzeba uczyć się skomplikowanych sekwencji, bo gra natychmiast pozwala wejść w rytm walki. Różnice między postaciami czuć przede wszystkim w tempie, zasięgu i charakterze ataków, co nadaje zabawie świetnej płynności. Impact Webbing Spider-Mana to absolutna perełka - jedno odpalenie i przeciwnicy wpadają w pułapkę sieci. Venom korzysta z potężnego bloku, którym spokojnie przyjmuje na klatę masę obrażeń, a gdy odpala Symbiote Burst, ekran zamienia się w wybuch mackowatego chaosu. Phyla-Vell teleportuje się po planszy, zasypując wrogów świetlistymi gwiazdami, świetnie kontrolując pole walki, a Rocket - jak na szopa z obsesją na punkcie broni przystało - wyciąga Machine Gun Frenzy i robi z planszy jeden wielki plac budowy. Część najmocniejszych zdolności wymaga wcześniejszego naładowania „focusu”, ale dzieje się to tak naturalnie, że w trakcie walki w ogóle o tym nie myślisz. Po prostu bijesz wrogów, a gra regularnie daje powody, żeby odpalić kolejny efektowny superatak.
Marvel Cosmic Invasion najlepiej „działa” we wszystkich momentach, gdy do zabawy dołączają kolejne osoby. Można grać solo, ale to w kooperacji - czy to lokalnie na kanapie, czy online, nawet w cztery osoby - cały system duetów i różnic między bohaterami wchodzi na wyższy poziom. Każdy gracz wybiera własną parę, więc na ekranie spotykają się zupełnie inne style: ktoś bierze twardziela do walki w zwarciu, ktoś inny woli zasypywać wrogów pociskami z dystansu, a kolejna osoba skupia się na kontroli tłumu. W praktyce przekłada się to na bardzo naturalną współpracę - jedna osoba czyści linię frontu, druga łapie przeciwników w sieć, trzecia spamuje rakietami, a czwarta ratuje sytuację superatakiem, gdy robi się naprawdę gorąco. To ten typ beat’em upa, do którego chce się wracać na wieczorne sesje z paczką znajomych.
Tak to powinno wyglądać
Marvel Cosmic Invasion to dokładnie ten przypadek, w którym oprawa nie jest jedynie „ładnym tłem”, ale naturalnym przedłużeniem rozgrywki. Twórcy postawili na dopieszczony pixel art, mocno inspirowany komiksami i kreskówkami Marvela z lat 80. i 90. - grube kontury, nasycone barwy, przerysowane animacje ciosów, a do tego masa charakterystycznych efektów wizualnych. Na ekranie aż roi się od detali: pajęczyny lecą przez pół planszy, błyskawice Storm rozświetlają całe ekrany, kosmiczne wybuchy Novy robią kapitalne wrażenie, a plugawe macki Venoma dosłownie „wychodzą” poza sylwetkę postaci. Ta oprawa nie tylko buduje klimat, ale też perfekcyjnie wspiera ideę dynamicznego, kolorowego beat’em upa - patrzysz na ekran i od razu wiesz, że celem jest czysta superbohaterska przesada.
Najważniejsze jest jednak to, że komiksowy styl nie zabija czytelności. Każdy atak jest wyraźny, animacje mają świetny rytm, a efekty - choć ograniczają się do świadomego „przesadzenia” - bardzo rzadko zasłaniają to, co najważniejsze. Widać, że wszystko projektowano z myślą o szybkich, kilkunastominutowych misjach. Tła są bogate, ale nie męczą oczu, przeciwnicy mocno kontrastują z otoczeniem, a bohaterowie od razu rzucają się w oczy dzięki ikonicznym pozom. Spider-Man przy odpalaniu Impact Webbing natychmiast pokazuje, które cele zostały trafione, a gdy Rocket wchodzi w Machine Gun Frenzy, ekran faktycznie tonie w pociskach - ale nadal bez trudu kontrolujesz, gdzie jest Twoja postać. Ten balans między komiksową ekspresją a grywalnością udało się złapać naprawdę wzorowo.
Genialną robotę robią też same lokacje, które wyglądają jak żywcem wycięte kadry z różnych serii Marvela. Nowy Jork to klasyczna mieszanka neonów, dachów i wąskich uliczek, które aż proszą się o rozwalenie kolejnej budki telefonicznej albo przypadkowego samochodu stojącego na poboczu. Helicarrier S.H.I.E.L.D. imponuje ruchomymi elementami w tle - migającymi monitorami, animowanymi panelami i samolotami startującymi gdzieś na dalszym planie. W kosmicznych miejscówkach pojawiają się abstrakcyjne struktury, portale prowadzące do innych wymiarów, fragmenty Negative Zone - wszystko utrzymane w jednym, cudownie spójnym pixel-artowym stylu. Dzięki temu, nawet jeśli kolejne etapy są mechanicznie podobne, wizualnie cały czas czuję, że przerzucam się między zupełnie różnymi fragmentami marvelowskiego multiversum.
Dopełnieniem komiksowego klimatu są drobne smaczki: portrety bohaterów przypominające okienka z kart komiksów, krótkie plansze tekstowe przed misjami stylizowane na narracyjne ramki z papierowych wydań, a nawet sposób prezentacji niektórych efektów, który wygląda jak animowane onomatopeje. Marvel Cosmic Invasion nie próbuje udawać realistycznego blockbustera - przeciwnie, z pełną dumą przytula estetykę „sobotniego poranka z kreskówkami” i przekłada ją na współczesne, stabilne 60 klatek. Właśnie dlatego ta oprawa nie tylko świetnie wygląda na screenach, ale przede wszystkim genialnie wspiera tempo, czytelność i charakter samej rozgrywki.
A co po fabule?
Gdy już skończycie fabułę - co, szczerze mówiąc, nie jest żadnym specjalnym wyzwaniem - naturalnym krokiem jest wskoczenie do trybu Arcade. To absolutna klasyka gatunku: brak zapisów, ograniczona liczba żyć, zero miejsca na pomyłki. Ale zanim rzucicie się w wir walki, gra pozwala wybrać kilka ciekawych opcji. Poziom trudności to standard, ale „old-school super”, gdzie superataki kosztują nie tylko focus, ale również punkty życia, potrafi całkowicie odmienić rytm walk. Do tego szybsi przeciwnicy czy możliwość grania kilkoma kopiami tego samego bohatera w jednej drużynie - niby drobnostki, ale zmieniają dynamikę rozgrywki na tyle, że pewnie znajdą się fani, którzy wrócą tylko po to, by przetestować każdy z tych wariantów.
Deweloperzy dorzucili również mały system progresji, który nadaje sens kolejnym podejściom. Każdy bohater może zdobyć 10 poziomów doświadczenia, a w ich trakcie odblokowujemy bonusowe XP, pasywne umiejętności, ulepszenia paska focus czy nowe warianty kolorystyczne strojów. Najciekawszym dodatkiem jest jednak Cosmic Matrix - swego rodzaju „kosmiczny album”, w którym za zdobyte punkty odblokowujemy kolejne skórki, dodatkowe modyfikatory do Arcade, nowe utwory muzyczne, a także krótkie notatki o bohaterach i przeciwnikach. Szczerze mówiąc, ten ostatni element aż się prosi o większą rozbudowę. Mając w rękach licencję Marvela, można było przygotować znacznie bardziej szczegółowe bio postaci - a dostajemy tylko szybkie, encyklopedyczne wprowadzenia.
I właśnie dlatego odnoszę wrażenie, że Marvel Cosmic Invasion trochę brakuje zawartości. To solidny pakiet, ale po ukończeniu kampanii i kilkunastu podejściach do Arcade wyraźnie czuć, że przydałyby się jeszcze dwa dodatkowe tryby - coś, co pozwoliłoby wracać częściej i na dłużej. Nie zrozumcie mnie źle: ja naprawdę świetnie bawię się w tym tytule, bo fundamenty są piekielnie mocne, ale klasycznie dla dobrych beat’em upów... po prostu chciałbym więcej.
Czy warto zagrać w Marvel Cosmic Invasion?
Marvel Cosmic Invasion to ten typ beat’em upa, który od pierwszych minut łapie za kontroler i nie puszcza aż do napisów końcowych. Tribute Games i Dotemu ponownie pokazali, że rozumieją ten gatunek jak mało kto: walka jest płynna, bohaterowie różnorodni, a samo „czucie” ciosów i kombinacji jest wręcz uzależniające. Każdym herosem gra się inaczej, każda para otwiera nowe pomysły na starcia, a w kooperacji gra dosłownie rozkwita i przypomina najlepsze wieczory z automatów typu arcade - żywe, głośne, lekko chaotyczne, ale w najlepszym możliwym stylu.
Trudno jednak nie zauważyć, że gdy tylko zaczynasz się naprawdę rozpędzać... gra dobiega końca. Podstawowa kampania jest krótka, Arcade to fajny, ale jednak w dużej mierze powtórzony zestaw wyzwań, a progresja bohaterów i Cosmic Matrix są bardziej miłym bonusem niż czymś, co trzyma przy tytule na długie tygodnie. Fundamenty są mocne, zabawa świetna, ale brakuje tu jeszcze dwóch konkretnych trybów lub większej zawartości, która pozwoliłaby wracać regularnie - tym bardziej, że gameplay aż się o to prosi. To produkcja, w której „więcej” mogłoby się wydarzyć bez najmniejszego ryzyka rozmycia formuły.
Krótka, intensywna, pełna charakteru i znakomicie skrojona pod krótkie sesje... szczególnie jeśli macie z kim grać. Pewnie jeszcze raz sięgnę po wersję na Switcha 2, by móc zabrać przygodę wszędzie ze sobą, ale liczę, że twórcy dorzucą kolejne tryby lub rozszerzenia. Bo potencjał jest ogromny, a to jedna z tych gier, które zasługują na jeszcze dłuższe życie.
Ocena - recenzja gry MARVEL Cosmic Invasion
Atuty
- Kapitalny gameplay - dynamiczny, responsywny system walki daje masę frajdy i świetnie oddaje ducha beat’em upów. Każdy pojedynek płynie naturalnie i aż chce się odpalać kolejne misje,
- Roster pełen realnych różnic - każdy bohater gra się inaczej, co zachęca do eksperymentowania i szukania idealnych duetów,
- Kooperacja robi robotę - gra solo jest okej, ale w coopie tytuł dosłownie rozkwita,
- Świetny pixel art i czytelność akcji - oprawa jest dopieszczona, komiksowa i pełna detali, ale zawsze pozostaje przejrzysta,
- Idealna na krótkie sesje - misje trwają 8-15 minut, więc zawsze znajdziesz moment na szybką rundę. To tytuł, który aż prosi się o „jeszcze jedną misję”.
Wady
- Kampania jest za krótka - główny wątek kończy się w 3 godziny i zostawia spory niedosyt. Szkoda, bo potencjał był na dużo więcej,
- Arcade to głównie powtórka z kampanii - modyfikatory są fajne, ale nie zmieniają znacząco struktury zabawy,
- Brakuje większej zawartości - dwa dodatkowe tryby mogłyby diametralnie zwiększyć żywotność gry. W obecnym stanie regrywalność opiera się głównie na coopie.
Marvel Cosmic Invasion to świetnie zrealizowany, dynamiczny beat’em up, który błyszczy różnorodnym rosterem, szybkim tempem walk i fantastyczną kooperacją, ale jednocześnie kończy się zdecydowanie za szybko i odczuwalnie brakuje mu dodatkowych trybów, które wydłużyłyby żywotność tej zabawy. To tytuł z ogromnym sercem, kapitalnym stylem i znakomitym gameplayem, który aż prosi się o więcej zawartości.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych