Devil in Disguise: John Wayne Gacy (2025) - recenzja i opinia o serialu [SkyShowtime]. Zło w czystej postaci
Żyjemy w epoce, którą przyszli historycy kultury masowej określą mianem „ery seryjnego mordercy”. Platformy streamingowe, w swoim niekończącym się pędzie za atencją widza, zamieniły tragedie w towar, a psychopatów w mroczne ikony popkultury. Po sukcesie - i moralnej klęsce - netfliksowego „Dahmera”, wydawało się, że dotarliśmy do ściany. Że nie da się już opowiedzieć o złu w sposób, który nie byłby albo pornografią przemocy, albo tanią sensacją ubraną w szaty prestiżowego dramatu.
I wtedy, na SkyShowtime (oryginalnie Peacock), pojawia się „Devil in Disguise: John Wayne Gacy”. Produkcja, która teoretycznie nie powinna się udać, a jednak staje się jednym z najważniejszych głosów w dyskusji o naturze zła. To nie jest serial o klaunie z nożem. To przerażająco precyzyjne studium kłamstwa, które pożarło całe miasteczko. To opowieść o tym, jak bardzo chcemy wierzyć, że potwory wyglądają jak potwory, podczas gdy w rzeczywistości noszą poliestrowe garnitury, organizują parady i ściskają dłonie burmistrzom. Twórcy, w przeciwieństwie do Ryana Murphy’ego, nie fetyszyzują mroku. Oni go rozbierają na czynniki pierwsze, pokazując, że najstraszniejsza nie jest piwnica, ale salon, w którym Gacy przyjmował gości, podczas gdy pod podłogą rozkładały się ciała dzieci.
Devil in Disguise: John Wayne Gacy (2025) - recenzja i opinia o serialu [SkyShowtime]. Banalność zła w rozmiarze XXL
Centralnym punktem, wokół którego grawituje cała narracja serialu, jest absolutnie magnetyczna, choć odpychająca kreacja Michaela Chernusa. To rola, która przejdzie do historii telewizji, ale nie dlatego, że epatuje szaleństwem. Wręcz przeciwnie. Chernus, znany dotąd z ról drugoplanowych i charakterystycznych, tutaj dokonuje transformacji totalnej, ale - co kluczowe - pozbawionej manieryzmu. Jego John Wayne Gacy nie jest komiksowym złoczyńcą, nie jest też przerysowanym „Pogo the Clown” z tanich horrorów klasy B. Jest przerażający i boleśnie ludzki. Aktor doskonale zrozumiał mechanizm, który Hannah Arendt nazwała go „banalnością zła”, tworząc postać oślizgłą, narcystyczną, a jednocześnie dziwnie charyzmatyczną.
Większość produkcji o seryjnych mordercach popełnia grzech pierworodny: pokazuje ich jako geniuszy zła lub niezrozumiałych outsiderów. Chernus idzie pod prąd. Jego Gacy to głośny, jowialny, wręcz agresywnie towarzyski człowiek sukcesu. Widzimy go jako lokalnego przedsiębiorcę, kapitana okręgu Partii Demokratycznej, człowieka, który desperacko pragnie akceptacji i władzy. Chernus operuje ciałem w sposób mistrzowski - jego fizyczność jest tutaj kluczem. Jest zwalisty, spocony, dominuje przestrzeń swoją masą, a jednocześnie ma w sobie coś z małego, skrzywdzonego chłopca, który domaga się uwagi. To właśnie ta dwoistość jest motorem napędowym serialu. Z jednej strony widzimy człowieka, który tyranizuje swoich pracowników i manipuluje otoczeniem, używając swojej pozycji społecznej jako tarczy. Z drugiej strony obserwujemy patologicznego kłamcę, który uwierzył we własną legendę dobroczyńcy.
Scenariusz pozwala Chernusowi na eksplorację psychiki Gacy’ego bez wpadania w pułapkę empatii. Nie współczujemy mu ani przez chwilę, ale zaczynamy rozumieć, jak to się stało, że przez lata pozostawał bezkarny. Jego bronią nie był nóż, ale słowa. Sposób, w jaki Gacy tłumaczy smród wydobywający się z jego domu (zepsuta kanalizacja, wilgoć), sposób, w jaki onieśmiela młodych policjantów powołując się na znajomości w ratuszu - to jest prawdziwy horror tej produkcji. Chernus gra człowieka, który zbudował wokół siebie fortecę z kłamstw, a my, jako widzowie, jesteśmy świadkami, jak te mury powoli zaczynają pękać. To kreacja znacznie bardziej zniuansowana niż ta Evana Petersa w roli Dahmera. Tam mieliśmy do czynienia z wycofaniem i mrokiem, a tu mamy do czynienia z ekspansywnością i jaskrawym światłem fleszy, w którym Gacy czuł się jak ryba w wodzie. Chernus nie gra mordercy. On gra człowieka, który uważa się za ofiarę okoliczności, nawet w momencie zaciskania pętli na szyi ofiary. To studium narcyzmu w jego najbardziej toksycznej formie.
Devil in Disguise: John Wayne Gacy (2025) - recenzja i opinia o serialu [SkyShowtime]. Anatomia systemowej ślepoty
„Devil in Disguise” to nie tylko portret mordercy; to przede wszystkim oskarżycielski akt wymierzony w amerykańskie społeczeństwo lat 70. XX wieku. Twórcy serialu, z chirurgiczną precyzją, odtwarzają atmosferę tamtych lat, ale nie robią tego z nostalgią, lecz z krytycznym dystansem. Scenografia, kostiumy, nasycenie barw – wszystko to służy budowaniu dusznego, klaustrofobicznego klimatu, w którym zło mogło kwitnąć niezauważone. Jednak najważniejszym „bohaterem” drugiego planu jest tutaj systemowa homofobia i instytucjonalna ignorancja, które de facto stały się wspólnikami Gacy’ego.
Serial bezlitośnie obnaża mechanizmy działania policji i wymiaru sprawiedliwości. Gacy nie był nieuchwytnym geniuszem zbrodni, który zacierał ślady w sposób doskonały. Był niechlujny, arogancki i zostawiał mnóstwo tropów. Dlaczego więc zabijał tak długo? Odpowiedź, którą serwuje nam serial, jest druzgocąca. Jego ofiarami byli młodzi chłopcy, często uciekinierzy, geje, osoby z marginesu, których życie w oczach ówczesnego społeczeństwa nie miało wartości. Widzimy policjantów, którzy bagatelizują zgłoszenia zaginięć, sugerując, że chłopcy „po prostu uciekli”, widzimy rodziców, którzy odbijają się od ściany obojętności.
Reżyseria kładzie ogromny nacisk na kontrast między fasadą a wnętrzem. Mamy więc słoneczne przedmieścia Chicago i idealnie przystrzyżone trawniki, a w samym środku tego „American Dream” stoi dom Gacy’ego, który jest niczym nowotwór toczący zdrową tkankę. Sceny przesłuchań, w których Gacy manipuluje detektywami, częstując ich kawą i kurczakiem, są świetne i powoli budują napięcie. To nie są sceny akcji, ale psychologiczne szachy, w których stawką jest prawda. Serial pokazuje, jak bardzo władza i status społeczny mogą zaślepić organy ścigania. Gacy był „swój”, był „jednym z nas” - jak mógłby być potworem? To pytanie, które zadają sobie sąsiedzi i policjanci, jest kluczem do zrozumienia fenomenu tej sprawy.
„Devil in Disguise” staje się przestrogą aktualną również dzisiaj. Pokazuje, że zło nie potrzebuje ciemnych zaułków, a najlepiej czuje się w blasku fleszy i przy akompaniamencie braw lokalnej społeczności. Serial unika tanich chwytów w postaci nadmiernego epatowania brutalnością zbrodni (co było zarzutem wobec „Dahmera”), skupiając się zamiast tego na społecznej znieczulicy. To przeraża bardziej niż jakakolwiek scena gore.
Devil in Disguise: John Wayne Gacy (2025) - recenzja i opinia o serialu [SkyShowtime]. Etyka true crime w czasach przesytu
Wchodząc na tak grząski grunt, jakim jest kolejna adaptacja historii seryjnego mordercy, twórcy musieli zmierzyć się z pytaniem: „Po co?”. Czy naprawdę potrzebujemy kolejnego serialu o Gacym? Niejeden artykuł w sieci słusznie zauważa, że nasza obsesja na punkcie seryjnych morderców czyni nas mniej ludzkimi i znieczula nas na widok cierpiących ofiar. Jednak „Devil in Disguise” zdaje się być świadomy tego zagrożenia i podejmuje z nim intrygującą grę. To produkcja, która stara się zrównoważyć ciężar gatunkowy z szacunkiem dla ofiar, choć jest to taniec na bardzo cienkiej linie.
W przeciwieństwie do wielu konkurencyjnych tytułów, serial ten stara się oddać głos tym, którzy zostali uciszeni. Nie oglądamy fetyszyzacji momentu śmierci, ale raczej proces uwodzenia, manipulacji i zaufania, które zostało tak brutalnie zawiedzione. Twórcy nie gloryfikują mordercy. Gacy jest tu żałosny, a nie genialny. Jest produktem swoich czasów, a nie mitycznym bytem.
Warto zwrócić uwagę na warstwę wizualną i dźwiękową, która podkreśla ten etyczny wymiar. Muzyka nie jest agresywna, nie próbuje na siłę straszyć. Jest raczej dusząca, dysonansowa, oddająca chaos w głowie sprawcy i rozpacz rodzin ofiar. Kolorystyka, oscylująca wokół brązów, beżów i wyblakłych żółci lat 70., buduje dystans, przypominając nam, że oglądamy przeszłość, która jednak rzuca długi cień na teraźniejszość. Serial ten staje się w pewnym sensie antytezą gatunku true crime w jego najbardziej popowej formie. Nie ma tu „zagadki” do rozwiązania, bo wszyscy znamy zakończenie. Jest za to bolesna wiwisekcja kłamstwa.
Twórcy zdają się mówić: „Patrzcie, tak wygląda zło, gdy zdejmie maskę klauna. Jest nudne, śmierdzące i patetyczne”. To dekonstrukcja mitu Gacy’ego, a nie jego budowanie. Czy serial ustrzegł się wszystkich błędów? Nie. Momentami tempo siada, a ilość wątków pobocznych może przytłaczać. Jednak w ostatecznym rozrachunku, jest to próba nadania sensu bezsensownemu cierpieniu poprzez edukację, a nie tylko rozrywkę. To dowód na to, że nawet w tak wyeksploatowanym gatunku można znaleźć miejsce na refleksję, która wykracza poza tanią sensację.
Devil in Disguise: John Wayne Gacy (2025) - recenzja i opinia o serialu [SkyShowtime]. Podsumowanie
„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” to pozycja obowiązkowa, choć trudna do „polubienia”. To telewizja gęsta, duszna i wymagająca, która odmawia widzowi łatwych odpowiedzi i taniego katharsis. Michael Chernus tworzy kreację wybitną, budując postać, która budzi odrazę, ale od której nie sposób oderwać wzroku. W porównaniu do efekciarskiego „Dahmera”, propozycja SkyShowtime jawi się jako dzieło dojrzałe, przemyślane i głęboko humanistyczne, mimo że zanurzone w nieludzkim mroku.
W 2025 roku wciąż można opowiedzieć historię, którą każdy z nas zna, choć w innym stylu. Jeśli czujecie zmęczenie gatunkiem true crime, ten serial może być paradoksalnie tym, który przywróci wam wiarę w sensowność takich opowieści.
Atuty
- Ofiary w centrum narracji, jako prawdziwi ludzkie
- Bezlitosna krytyka systemowej homofobii i policyjnych zaniedbań lat 70.
- Wybitna rola Michaela Chernusa
- Piękna, autentyczna rekonstrukcja tamtejszej epoki i klimatu
Wady
- Momentami zbyt wolne tempo i powtarzalne przeskoki czasowe
- Niektórzy widzowie mogą poczuć niedosyt braku „klauna”
- W połowie serialu Gacy otrzymał zbyt dużo wolnej przestrzeni
To ponura, świetnie zrealizowana podróż do jądra ciemności, która zostawia widza z niewygodnym pytaniem - ile takich masek mijamy codziennie na ulicy?
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych