Wicked: Na dobre (2025) – recenzja i opinia o filmie [UIP]. Dorotka nie będzie zachwycona
Pierwsza część Wicked była blockbusterem, a przy tym całkiem udanym musicalem, który potrafił zarówno rozbawić, jak i wzruszyć. Urwana fabuła została jednak podzielona na dwie części, a sequel nazwany pierwotnie Wicked: Part Two, trafił właśnie do kin pod tytułem Wicked: Na dobre, zamykając opowieść o złej i dobrej czarownicy.
Przypomnijmy, że film oparty jest na musicalu z Broadwayu, do którego muzykę i teksty napisał Stephen Schwartz, a libretto stworzyła Winnie Holzman. Sam musical jest z kolei adaptacją powieści "Wicked: The Life and Times of the Wicked Witch of the West" z 1995 roku autorstwa Gregory’ego Maguire’a. Druga część filmowej historii odpowiada tym samym o drugiej części opowieści przedstawionej w cieszącym się sporym zainteresowaniem musicalu.
Po wydarzeniach z Wicked Elphaba (zielonoskóra czarownica, w którą wciela się Cynthia Erivo) żyje na wygnaniu w lesie, nadal walcząc o wolność i prawa magicznych „Zwierząt” i próbując ujawnić prawdę o Czarodzieju rządzącym krainą Oz (granym przez Jeffa Goldbluma), który jest oszustem. Jednocześnie wciąż emocjonalnie związana jest z Glindą (Ariana Grande), która stoi tym razem niejako po drugiej stronie barykady. Tyle w teorii.
Wicked: Na dobre (2025) - recenzja i opinia o filmie [UIP]. Z dużej chmury nie tak duży deszcz
Zacznijmy od plusów. Najbardziej wiarygodna i najlepiej zagrana jest w tej opowieści o dziwo Glinda, która stała się publiczną postacią uosabiającą „dobroć” i mieszkająca obecnie w Szmaragdowym Mieście. Stała się symbolem nadziei i pocieszenia dla ludzi, ale emocjonalnie zmaga się z rozłąką z Elphabą i tym, czy faktycznie chce być tylko pionkiem w grze, jaką prowadzi czarodziej Oz (świetny Jeff Goldblum, choć śpiewanie ewidentnie mu nie idzie) oraz potężna czarodziejka i manipulatorka Madame Morrible (równie dobra Michelle Yeoh).
Produkcja w dalszym ciągu potrafi zachwycić rozmachem, świetne są również kostiumy, scenografia i barwna kolorystyka, a niewiele można także zarzucić efektom specjalnym, które - zwłaszcza w scenach konfrontacji złej czarownicy z żołnierzami Szmaragdowego Miasta - ogląda się z ekscytacją. Same utwory trzymają w większości dobry poziom i zarówno choreografia jak i kwestie wokalne dobrze wpisują się w ramy musicalu, choć odnoszę wrażenie, że te z pierwszej części bardziej wpadały w ucho. Tutaj czasami robi się po prostu nudno, a do „Defying Gravity” z jedynki żaden utwór nie ma niestety startu.
O ile przemianę Glindy pokazano całkiem wiarygodnie, tak wątek Elphaby już nie do końca. Niektóre sceny z jej udziałem ocierają się wręcz o parodię, a przedstawiona w pierwszej części walka tak z Czarnoksiężnikiem, jak i o prawa zwierząt, bardzo szybko traci swój impet. Nie zawsze dobrze prezentują się również wątki drugoplanowe - Jonathan Bailey jako Fiyero oraz Ethan Slater jako Boq starają się jak mogą, ale scenariusz nie zawsze im sprzyja. Tutaj zdrady i zmiany stron są tak dziwnie rozpisane, że naprawdę ciężko czasem uwierzyć w intencje bohaterów. Chociaż uroda i głos Baileya z pewnością zauroczą niejedną fankę.
Wicked: Na dobre (2025) – recenzja i opinia o filmie [UIP]. Z twarzy podobna zupełnie do nikogo
Co gorsza, wątek Dorotki i jej przyjaciół - Tchórzliwego Lwa, Stracha na Wróble i Blaszanego Drwala - wypadł tutaj chyba najgorzej. Już nie chodzi nawet o to, że nie widzimy praktycznie w ogóle twarzy Dorotki, bo rozumiem zamysł twórców - to historia Glindy i Elphaby. Doceniam fakt, że możemy zobaczyć to wszystko z innej perspektywy (choćby nowe znaczenie pantofelków), jednak gdy nagle z całej czwórki ekipy Dorotki na pierwszy plan wskakuje Blaszany Drwal, a reszta bohaterów tej eskapady jest ledwo nakreślona, to nie działa to finalnie dobrze dla spójnej narracji. Ba, osoby, które nie znają historii Dorotki (są takie?), mogą w ogóle pogubić się w opowieści, bo jest w niej masa skrótów. Niby toczy się ona równolegle do przygód Glindy i Elphaby, ale kluczowe sceny są tak niezręcznie pomijane, że wypada to wręcz karykaturalnie.
Finalnie więc cała historia Glindy i Elphaby, ich niełatwych relacji czy walki z uprzedzeniami, które mają być kluczem do tego, by zmienić krainę Oz na lepsze, pozostawia niedosyt. Bo choć doprowadza praktycznie wszystkie kluczowe wątki do samego końca, to w przeciwieństwie do części pierwszej robi to często po łebkach, jakby w telegraficznym skrócie czemu nie pomagają skoki czasowe. Szkoda. Rozmach, z jakim nakręcono kolejne sceny, nie idzie po prostu w parze z wciągającą historią, która zamiast rozwinąć skrzydła dość szybko dostaje zadyszki.
Atuty
- Ariana Grande jako Glinda
- Rozmach produkcyjny
- Role drugoplanowe Oza i Madame Morrible
- Część utworów i i choreografia
Wady
- Nierówny wątek Elphaby
- Fabularne skróty i skoki czasowe
- Mniej zapadające w pamięć piosenki niż w pierwszej części
- Nieudany wątek Dorotki i jej towarzyszy
Wicked: Na dobre imponuje rozmachem, ale gubi emocje i spójność, przez co finał tej historii pozostawia wyraźny niedosyt.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych