Jonas Brothers: Zdążyć na święta (2025) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Magia świąt
Jonas Brothers koncertują razem już od sześciu lat odkąd zrobili sobie przerwę po swoim wstępnym sukcesie. Po tak długim czasie, można zacząć odczuwać pewnego rodzaju zmęczenie. Chłopaki potrzebują przerwy od muzyki i od siebie nawzajem. Święta będą ku temu idealną okazją, lecz powrót do domu może nie być tak prosty, jak mogłoby się wydawać.
Przyznam, że nie do końca rozumiem dlaczego Roger kazał mi zająć się tym filmem. Chłopaki wypuścili ostatnio nową płytę, więc film powstał częściowo jako jej promocja (choć nie aż tak bezczelna, jak można by się spodziewać, jako że na potrzeby filmu napisano siedem zupełnie nowych kawałków), z mocno prostą i dziecinną fabułą. Taki produkt dla fanów kapeli, którzy dzisiaj są już zapewne dorosłymi ludźmi, żeby mogli pokazać go swoim dzieciom i, być może, stworzyć nowe pokolenie fanów. Po mojemu, to ten film jest produktem skierowanym do bardzo konkretnej grupy ludzi, którzy nie potrzebują mojej zachęty żeby go sprawdzić - i raczej nie jest to lwia część użytkowników PPE.pl. Ale może się mylę? Może to ja po prostu jestem starym dziadem i się nie znam? Nie wiem. Porozmawiajmy o filmie.
Myślę, że sens całego tego przedsięwzięcia najlepiej oddają sami bracia w jednej z pierwszych scen. Z pamięci: "Jesteśmy trzema tatusiami po trzydziestce. Co takiego szalonego mielibyśmy robić?" I właśnie w tym rzecz, że nie za wiele. Przynajmniej w teorii, ponieważ scenarzyści, Jason Aptaker i Elizabeth Berger, korzystają z faktu, że film rozgrywa się w jedynie pół-realnym świecie i zabierają nas na przygodę z wilkami, prywatnymi samolotami, romantycznymi spacerami, Świętym Mikołajem i najprawdziwszą magią. Efekt jest co najmniej dziwaczny, ale z drugiej strony, skoro nastolatki mogą mieć takie przygody, to czemu nie dorośli ludzie?
Jonas Brothers: Zdążyć na święta (2025) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Fabuła pisana na kolanie
Fabuła "Zdążyć na święta" to taki trochę " Eurotrip ", tyle że z mniejszą ilością szalonego humoru, zastąpionego śpiewaniem braci. Chłopaki zostają uziemieni w Londynie, ale dowiadują się, że tuż obok - w Amsterdamie - przebywa właśnie inny, znajomy muzyk, który zaraz będzie leciał prywatnym samolotem do Stanów, bo w końcu święta. Po drodze Nick (Nick Jonas) przeżywa, że nie dogaduje się z braćmi jak dawniej - ale nie zamierza z nimi o tym rozmawiać - od niedawna rozwiedziony, choć o tym scenariusz nie wspomina, Joe (Joe Jonas) spotyka dawną znajomą z dzieciństwa, Lucy (Chloe Bennet), która natychmiast zaczyna go pociągać, a Kevin (Kevin Jonas)... Nie mówi nic konkretnego, bo on jest od grania na gitarze, a nie śpiewania. Wychodzi z tego później całkiem zabawny żart.
Całych 80 minut jest dokładnie tak przewidywalne, jak można się tego spodziewać. Przeskakujemy od jednej sekwencji do drugiej, w każdej zaliczając po chociaż jednej piosence, kiedy to film staje się nagle musicalem, wszyscy tańczą i śpiewają, gwiazdy filmu i muzyki wpadają na gościnne występy i w ogóle jest zabawa. Główne problemy, przed którymi stają bracia, to problem z powrotem do domu, rozterki miłosne Joe, brak porozumienia między braćmi i - bardzo pobocznie - skomplikowane życie miłosne po pomagającej wrócić im do USA Cassidy (Billie Lourd). Jeśli myślisz, że którykolwiek z tych wątków nie znajdzie szczęśliwego zakończenia, to chyba nigdy dotąd nie widziałeś filmu świątecznego.
Ale problemem nie jest tak naprawdę sama przewidywalność. Oglądamy film świąteczny - wiemy jak się skończy. Rzecz w tym, że całej tej przygodzie brakuje jakiegokolwiek napięcia, czegoś, co sprawiłoby, że damy się wciągnąć w wir wydarzeń. Jedyne dwa momenty, które mogłyby jakkolwiek budować poczucie zagrożenia, zrobione są na komediowo. Może pięciolatkom to wystarczy, ale moim zdaniem to za mało. Dobrze, że cały film jest raczej krótki.
Jonas Brothers: Zdążyć na święta (2025) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Wpadająca w ucho muzyka
Czego by jednak nie mówić o fabule, trzeba przyznać, że lekkie, świąteczne przyśpiewki braci są całkiem chwytliwe. Osobiście raczej nie będę żadnej nucił, ale jeśli ktoś już i tak jest entuzjastą twórczości Jonas Brothers, to znajdzie tu zapewne coś dla siebie. Tym bardziej ekstrawaganckim, skocznym numerom towarzyszą całe układy taneczne. Jak to w musicalach zwykle bywa, nie mają one żadnego sensu, chodzi jedynie o dobrą zabawę. W jednej takiej sekwencji, kompletnie randomowo, z wielkiego pudła na prezenty wyłania się nagle Kenny G. ze świdrującą czaszkę solówką. Pod tym względem, "Zdążyć na święta" ogląda się całkiem przyjemnie. Szkoda jedynie, że wszystkie piosenki nie mogły zostać przygotowane z taką pompą - zdecydowanie pomogłoby to ostatecznemu odbiorowi filmu.
Jak na tak mało ambitny produkt, wypada również przyznać, że część zawartych tu żartów nawet potrafi rozbawić. Oczywiście nie wszystkie, bo spora ich część to takie suchary, że nie przeszłyby chyba nawet na Disney Chanel, ale jak już haha działa, to naprawdę można się szczerze uśmiać. W ogólnym rozrachunku jednak humor "Zdążyć na święta" jest raczej mocno infantylny, skierowany do młodszej widowni. Niby dokładnie tak samo, jak i cały film, ale nie uważam aby zwalniało to scenarzystów z obowiązku napisania po prostu dobrego skryptu. Ten jest w NAJLEPSZYM wypadku akceptowalny - trzydzieści lat temu pewnie nawet by mi powieka przy nim nie drgnęła, ot, kolejny film świąteczny i tyle, ale świat idzie do przodu, a razem z nim przesuwa się granica tego, co widz jest w stanie zaakceptować. Jak na przykład ten sztuczny las niczym z niskobudżetowego serialu, ewidentnie zbudowany w studiu. Prawdopodobnie ciuchy Nicka Jonasa kosztowały więcej niż cała ta dekoracja.
"Jonas Brothers: Zdążyć na święta" zdecydowanie nie będzie kandydatem na nowy, świąteczny klasyk. Dzisiaj rano, ktoś pisał, że to film, który ominął kina, ale wydaje mi się, że nigdy nie było takiego planu, aby miał się on w tych kinach znaleźć. Produkcyjnie bliżej mu do odcinka specjalnego z Disney Chanel, niż zimowego blockbustera. I choć nie jest to klasycznie "dobra" produkcja, to świąteczny nastrój, solidne piosenki i kilka niezłych gagów sprawiają, że da się go obejrzeć w miarę bezboleśnie. Ale raczej tylko, jeśli jesteś fanem zespołu.
Atuty
- Wpadające w ucho piosenki;
- Kilka śmiesznych żartów;
- Krótki.
Wady
- Zbudowana z samych klisz fabuła;
- Masa bardzo suchego, bardzo nieśmiesznego humoru;
- Najbardziej sztuczny las w pełnometrażowym filmie od lat;
- Nie potrafi nawiązać więzi emocjonalnej z widzem;
- To po prostu reklama zespołu Jonas Brothers.
"Jonas Brothers: Zdążyć na święta" ma kilka sympatycznych momentów i niezłych żartów, ale przede wszystkim jest to produkt reklamowy - generyczny, odtwórczy, banalny. Fani będą pewnie zadowoleni, ale co do reszty, nie byłbym taki pewny.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych