Czarny telefon 2 (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Mamy Freddiego Kruegera w domu
Cztery lata po tym jak Finn uwolnił świat od bezwzględnego Wyłapywacza, wciąż ciągnie się za nim trauma tamtych dni. Teraz, jego siostra, Gwen, zaczyna śnić o innej grupie dzieci. Co jednak najciekawsze, jednym z nich jest jej zmarła matka...
Pierwszy "Czarny telefon" był... Całkiem solidnym dreszczowcem. Klasyczną opowieścią o porwaniu, pociągniętą dodatkowo nadprzyrodzonym motywem rozmowy ze zmarłymi. Nie był to najmocniejszy film, jaki widziałem w 2022 roku, ale można było solidnie się z nim pobawić. Ethan Hawke robił mocne wrażenie jako wielki sukinkot w dziwnej masce, cierpiący na coś w stylu rozdwojenia jaźni. Fakt, że był potwierdzonym mordercą i pedofilem tylko budował dodatkowo lęk, jaki zarówno Finn (Mason Thames), jak i widzowie czuli wobec niego. Rzecz w tym, i jest to spoiler, ale jeśli nie widziałeś pierwszej części, to nie wiem, co tu w ogóle robisz, że pod koniec tamtego filmu Finn zabił swojego niedoszłego oprawcę. Jak więc zrobić kontynuację i jednocześnie nie zrezygnować z najbardziej ikonicznego elementu oryginału? Kompletnie zmieniając gatunek.
Drugi "Czarny telefon" to już nie thriller, a pełnokrwisty horror z demonami, piekłem i niewytłumaczalnymi zjawiskami. Rzecz w tym, że tak diametralną zmianę trzeba jakoś wytłumaczyć. I tu leży jeden z największych problemów dzisiejszego filmu. Otóż, przygotowanie gruntu pod tę nową historię zajmuje Derricksonowi... Prawie godzinę. I przez ten czas, na ekranie dzieje się tyle, co nic. Poznajemy "chłopaka" Gwen (Madeleine McGraw), niejakiego Ernesto (Miguel Mora), którego równie dobrze można by wyciąć z filmu i absolutnie niczego by to nie zmieniło. Kiedy dzieciaki w końcu docierają na teren obozu - miejsca zaginięcia wspomnianych już dzieci - wita ich Mustang (Arianna Rivas), ładna dziewczyna w wieku podobnym do Finna. Jej również mogłoby tu po prostu nie być, bo ani nigdy nie rozmawia z nim sam na sam, ani nie robi niczego konkretnego, aby popchnąć fabułę do przodu. Najgorsze jest to, że dokładnie to samo mógłbym napisać o właściwie wszystkich postaciach w filmie. To już napalone dzieciaki, które w klasycznych odsłonach "Piątku 13-ego" masakrował Jason miały więcej charakteru.
Czarny telefon 2 (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Po co to było?
O czym więc jest ta część filmu, w której coś się dzieje? Z grubsza o tym, że Wyłapywacz powraca zza grobu aby zemścić się na Finnie, rujnując zarówno jego przyszłość, jak i przeszłość. Powiedz mi, jeśli już gdzieś to słyszałeś - morderca i pedofil powraca zza grobu z mocno oszpeconą twarzą i atakuje dzieciaki w ich snach. Bardzo oryginalny pomysł. Do tego rzecz dzieje się na terenie obozu młodzieżowego. I jeszcze na dokładkę zły duch potrafi manipulować przedmiotami w prawdziwym świecie, wprawiać je w ruch, nawet krzywdzić ludzi. Jeśli pomyślałeś czytając to o trzech ikonicznych, horrorowych markach, to brawo ty - rozgryzłeś "Czarny telefon 2". To po prostu składanka "the best of horror". Rzecz w tym, że mieszając ze sobą nawet najlepsze filmy, nie ma wcale gwarancji, że uzyska się równie dobry rezultat.
Scenariusz Derricksona i C. Roberta Cargilla jest zwyczajnie leniwy. Nowe postacie nie mają nic do roboty - patrzymy tylko, jak z minuty na minutę marnuje się ich potencjał - te nowe duchy dzieci, nawet jeśli całkiem makabryczne, nie mają żadnego związku z naszymi bohaterami, przez co trudniej jest jakkolwiek się nimi przejąć (fakt, że wiemy o nich tyle, że byli na obozie też nie pomaga), scen z Wyłapywaczem i Finnem jest jak na lekarstwo, bo teraz główną bohaterką jest Gwen i jej dar. Brakuje tu napięcia, brakuje lepszych dialogów, jakiegoś ciekawszej, spójnej linii tematycznej.
Czarny telefon 2 (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Światełko w tunelu
Nie jest jednak tak, że film kompletnie nie działa. Znajdą się i ze dwa elementy zasługujące na pochwałę. Pierwszym z nich są zdjęcia Para Ekberga. Klimat zaszczucia, bycia odciętym od świata, jest tu bardzo odczuwalny. Nawet otwarte przestrzenie wydają się klaustrofobicznie odcięte od świata. Wnętrza z kolei skąpane są w raczej standardowym, ale skutecznym, gęstym, żółtym świetle, rozłożonym strategicznie tak, aby cały obrazek zawierał jak najwięcej cieni. Najciekawsze są jednak sekwencje snów, albo nakręcone małą kamerą, na niewielkiej (8 albo 16mm) taśmie albo ostro podedytowane w postprodukcji. Ale nawet i tutaj do pewnego stopnia problemem może być fakt, że przez to zbyt oczywistym jest, kiedy znajdujemy się we śnie, a kiedy nie. Jakby reżyser nie chciał zaskoczyć widza lub wątpił w jego inteligencję. Skłaniam się ku tej drugiej opcji, biorąc pod uwagę, jak skóry do tłumaczenia wszystkiego po kolei jest współtworzony przez niego scenariusz. Czysto technicznie jednak, jest to bardzo dobrze przygotowany film.
Druga sprawa to aktorzy - przynajmniej ci, którzy mają jakiekolwiek znaczenie. Ethan Hawke ponownie nadaje zamaskowanemu Wyłapywaczowi tonę charakteru, jakimś cudem tworząc wyrazistą kreację mimo maski i tony makijażu na twarzy. Fakt, wolałem, kiedy był po prostu mocno popieprzonym porywaczem i mordercą, niż Freddiem Kruegerem z Temu, ale trzeba przyznać, że Hawke robi co może, by nadać swojej postaci odpowiedniej wagi. A jak jeździ na łyżwach! Mason Thames przez większość filmu nie ma do grania zbyt dużo - chodzi głównie nachmurzony i wkurzony na cały świat, ale kiedy mur, który zbudował wokół siebie wreszcie pada, dostarcza nam naprawdę świetny, nacechowany żywymi emocjami monolog. Trochę gorzej wypada McGraw, ale nie dlatego, że z aktorką jest coś nie tak. Uważam, że tych dialogów zwyczajnie nie dało się uratować. Kiedy po prostu krzyczy i wyzywa innych, jest bardzo wiarygodna, ale kiedy nagle zaczyna prosić o coś Jezusa, wykrzykuje coś tam o swojej mocy albo odkrywa oczywistości, które widownia rozumie już od jakiegoś czasu, trudno nie schować twarzy w dłoniach. Chciałbym móc napisać coś o reszcie obsady, ale nie da się. To są kartonowe wycinanki dla ozdoby, a nie postacie.
Nie spodziewałem się jakoś wiele po "Czarnym telefonie 2". Nie miałem pojęcia, jak historia ta miałaby być kontynuowana i po co. I Derrickson chyba też nie wiedział, ale Jason Blum powiedział, że chce sequel, więc coś trzeba było stworzyć. Efekt końcowy nie jest totalnie niekompetentny, ale to zwyczajnie nie jest dobry film. Nie działa praktycznie na żadnym poziomie. To bardziej produkt, niż dzieło sztuki. Nie polecam.
Atuty
- Ładne zdjęcia;
- Całkiem solidne gore;
- Ethan Hawke robi co może, żeby ratować film.
Wady
- Pozbawiona wartości, pisana na kolanie fabuła;
- Nieistniejąca stawka emocjonalna;
- Masa głupot;
- Kompletnie niewykorzystane postacie drugoplanowe;
- Ciągnie się niemiłosiernie.
"Czarny telefon 2" rozkręca się całe wieki, po to tylko aby być echem swoich dużo lepszych poprzedników. Szkoda zachodu.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych