Chopin, Chopin! (2025) - recenzja filmu [TVP]. Boże, widzisz i się nie mścisz

Chopin, Chopin! (2025) - recenzja, opinia o filmie [TVP]. Boże, widzisz i się nie mścisz

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:13

Reżyser "Filipa" i jego gwiazda ponownie łączą siły, by opowiedzieć historię jednego człowieka na tle szerszych wydarzeń historycznych. Tym razem za cel obrali sobie Fryderyka Chopina, najbardziej wybitnego, polskiego kompozytora, przez wzgląd na swój styl życia czasami nazywanego również pierwszym, prawdziwym celebrytą. Jak wyszła im ta sztuka? Sprawdźmy. 

Fryc - ten prawdziwy - jest jedną z najbardziej szczegółowo opisanych postaci w historii naszego kraju. Od 24 lat w Warszawie działa Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, którego zadaniem jest badanie i ochrona spuścizny po muzyku. Nawet w tej chwili odbywa się właśnie 19. edycja międzynarodowego konkursu Chopinowskiego, gdzie pianiści z całego świata walczą o miano najbliższego mistrzowi. Jego poczynania, czy to w Polsce czy zagranicą, są dobrze udokumentowane w listach i pamiętnikach ludzi, którzy go znali. Scenarzysta filmu, Bartosz Janiszewski, miał więc z czego rzeźbić. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Problem w tym, że robienie biografii kogoś tak dobrze już przecież znanego zawsze będzie musiało spotkać się z krytyką największych znawców tematu - bo nie da się w satysfakcjonujący sposób streścić tak bogatego życiorysu w odrobinę ponad dwie godziny. Artysta z głową na karku skupi się więc na konkretnym aspekcie swojego tematu, na nim opierając całą oś narracji. Na co w takim razie zdecydowali się Kwieciński i Janiszewski? A, daj pan spokój! 

Chopin, Chopin! (2025) - recenzja, opinia o filmie [TVP]. W życiu pewne są tylko podatki i śmierć 

Fryderyk Chopin
resize icon

Oglądając "Chopin, Chopin", przez nieprzyjemnie długi czas miałem wrażenie, że oglądam film dosłownie o niczym. W jednej chwili Fryderyk (Eryk Kulm) bawi się z przyjaciółmi i karmi się ich uwielbieniem. W kolejnej coś tworzy, w następnej dowiaduje się o swojej chorobie, więc stwierdza kapryśnie, że znajdzie sobie żonę. Nic z tego nie wychodzi, kropka, powtórz. I tak kilka razy. Miejscami można odnieść wrażenie, że ogląda się wrzuconą na taśmę filmową listę najważniejszych ciekawostek z życia Chopina, która jednak nie jest w żaden sensowny sposób ze sobą poskładana, nie łączy się tematycznie w żaden sposób ponad to, że tyczy się tego samego człowieka. 

Czyli co? Nie ma obranej osi narracyjnej? Jest. I to chyba najgorsza, na którą można było się zdecydować. Bo, widzisz, "Chopin, Chopin" nie jest o dochodzeniu do świetności, nie jest o życiu uczuciowym kompozytora, o jego relacjach z przyjaciółmi czy procesie twórczym. Nie. To zasadniczo film o umieraniu. O tym, jak gruźlica stopniowo zabija muzyka, od pierwszego splunięcia krwią, przez próby nadrobienia całego życia w tym krótkim czasie, który mu pozostał, szukanie lekarstwa, imprezowanie, na pożegnaniu z przyjaciółmi kończąc. I niby można i tak, ale biorąc pod uwagę bogactwo możliwości, naprawdę dało się wybrać lepszy temat. Choć przyznam, że nie jestem przekonany, czy wiele by to zmieniło, bo generalnie cała fabuła tego filmu jest jak najbardziej powierzchowne wypracowanie na temat życia Chopina w Paryżu, jakimi dzieciaki w liceum zasypują nauczycieli. Przykład: w 1848 miała miejsce rewolucja francuska. Ludzie wyszli na ulice. Widać to przez chwilę w filmie. Koniec tematu.

Chopin, Chopin! (2025) - recenzja, opinia o filmie [TVP]. Eryk Chopin i Fryderyk Kulm

Chopin z kochanką
resize icon

Eryk Kulm wydaje się być przesympatycznym człowiekiem. Pogodnym, o szerokim uśmiechu, ciepłej barwie głosu. Do ról, takich jak Tosiek w "Kiedy ślub?", czy Janek w drugich "Teściach" pasuje idealnie, choć potrafi też zaskoczyć i w gęstszej roli, jak we wspomnianym już "Filipie". Jest zdecydowanie osobą wyrazistą i charakterystyczną, ale być może właśnie z tego powodu w roli Chopina coś mi w nim nie pasowało. Nie potrafiłem zmusić oczu żeby zobaczyły Frycka, żeby mózg zapomniał, że to tylko film. Cały czas przed oczami miałem jedynie nienagannie wystrojonego Eryka Kulma. Bardzo dobrze przygotowanego, sprężystego i potrafiącego dobrze udawać maestrię Chopina - a naprawdę gapiłem mu się za każdym razem złośliwie na palce, szukając niedoskonałości i jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to brak tej delikatności i płynności ruchu, którą tak miło ogląda się u prawdziwych mistrzów, ale jest to w pełni zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że Eryk ma za sobą pierwszy stopień szkoły muzycznej, a nie ponad 30 lat spędzonych dzień w dzień przy pianinie. Myślę, że mógłby zrobić z rolą Chopina coś naprawdę ciekawego, gdyby dostał lepszy scenariusz albo reżysera.

Od strony wizualnej nie można przyczepić się do zbyt wielu rzeczy, choć nie zamierzam powtarzać zachwytów moich kolegów po fachu, piejących o najwyższej klasie i światowym poziomie. Dopóki nie przestaniemy rozdzielać "naszego podwórka" i "świata" (w rozumieniu: Hollywood), nie może być mowy o postępie i faktycznie najwyższym poziomie. Tak samo, jak nie powinno się mówić, że "jak na film dla dzieci, to jest niezły" albo "jak na horror, to całkiem spoko", tak i pod względem produkcyjnym nie ma mowy o żadnym "jak na polskie kino, to super". Kino jest jedno. Dziesiąta muza nie patrzy na narodowość - albo coś jest dobre, wiarygodne, artystycznie głębokie i jamie tam jeszcze, albo zbyt teatralne, płaskie, sztuczne i brzydkie. "Chopin, Chopin!" ma świetnie zrobione kostiumy i dekorację wnętrz. Za każdym razem, kiedy widzimy wnętrze czyjegoś salonu, sklep albo nawet kawiarnię, można poczuć się, jak dwieście lat temu, w czym pomaga również bardzo naturalnie zrobione, subtelne oświetlenie. Z trochę mniejszym entuzjazmem podszedłem do większych planów. Wydawały mi się dziwnie sztuczne i ograniczone, choć kiedy później spojrzałem, jak okolica jego paryskiego mieszkania wygląda dzisiaj, zrozumiałem, że taka to po prostu mogła być okolica, a filmowcy po prostu zachowali jej realizm. Tak więc czysto audiowizualnie, film robi bardzo dobre wrażenie. 

"Chopin, Chopin!" to taka nasza superprodukcja i choć nie można odmówić mu realizatorskiego rozmachu, pięknie wykonanych zdjęć, kostiumów, melodii, to jednak leży on w tej być może najważniejszej kwestii - scenariusza. Brakuje tu spójności, lepiej rozpisanych i pokazanych relacji Fryderyka z przyjaciółmi, głębszego wgryzienia się w postać, skupienia się na czymś ciekawszym, niż choroba, o której każdy wie i która absolutnie przecież nie definiowała go jako człowieka. Liczyłem na więcej. 

Atuty

  • Piękne kostiumy i scenografia;
  • Piękna muzyka, czasami kontrowana zaskakująco dobrze pasującymi, nowoczesnymi melodiami;
  • Eryk Kulm stara się jak może...

Wady

  • ...ale na ekranie widać bardziej jego niż Chopina;
  • Skrótowa, nie zgłębiająca w sumie żadnego aspektu postaci fabuła;
  • Duże problemy z tempem narracji.

Nowy film Michała Kwiecińskiego przede wszystkim mnie wynudził. Ani reżyser, ani scenariusz, ani sami aktorzy nie dali rady dźwignąć tematu, jakim jest sylwetka najbardziej wybitnego polskiego kompozytora, tworząc kino może nie generyczne, ale na pewno sztampowe, skalkulowane i lekko bezduszne. Niczym początkujący muzycy, próbujący grać Chopina.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper