The Smashing Machine (2025) - recenzja filmu [Monolith]. Sztuka przegrywania

The Smashing Machine (2025) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Sztuka przegrywania

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 11:00

Mark Kerr był kiedyś wielkim sukinsynem, jednym z pionierów organizacji UFC, ulubieńcem tłumów... Ale też osobą głęboko zakompleksioną, nieszczerą wobec siebie i swoich bliskich, zmagającą się z uzależnieniem od opioidów. O wszystkich odcieniach człowieka znanego jako "the Smashing Machine" opowiada nowy film Benny'ego Safdie. 

Dwayne Johnson już całe lata temu osiadł na laurach i grał zasadniczo lekko stuningowane wersje samego siebie - twardych, pewnych siebie wielkoludów, opatrzonych trzema minami - neutralną, uśmiechniętą i poważną - nie wymagających od niego właściwie niczego więcej, ponad zwyczajne podawanie tekstu. I to mu się sprawdzało. Charyzma i odpowiednio dobrana rola wystarczyły. Z czasem jednak, ludzie zaczęli się nudzić nieugiętą jednowymiarowością The Rocka. I tak jak obaj bracia Safdie, w podobnym momencie jego kariery, złapali na haczyk Adama Sandlera, tak teraz sam Benny Safdie zanęcił Dwayne'a Johnsona. I chwała mu za to. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Lubię Johnsona. Jego uśmiechnięta gęba zawsze sprawia, że czuję z nim jakąś taką komitywę, która w prawdziwym życiu byłaby kompletną fatamorganą. Ale nauczymy się też oddzielać aktorów od ich kreacji - może i Dwayne swoje za uszami ma, ale my go nie znamy i wydaje mi się, że mieszanie z błotem jego filmów jest... Głupie. Tak samo nigdy nie przestanę kochać "Harry'ego Pottera", choć w tym przypadku nie jest to do końca udane porównanie, bo akurat z tym, co pisała Rowling parę lat temu nie widzę żadnego problemu i to po prostu media rozdmuchały sytuację do nie wiadomo jakich rozmiarów. Czuję jednak, że sama w sobie, sytuacja jest podobna. Ludzie nie mogą przestać widzieć samego Dwayne'a w jego postaciach. Cóż. Spieszę donieść im, że w "the Smashing Machine" nie zobaczą ani typowej charakterystyki odgrywanych przez niego postaci, ani nawet jego twarzy.

The Smashing Machine (2025) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Najlepsza rola Rocka w karierze

Karl Kerr
resize icon

Safdie nie zamierza tutaj malować portretu Wielkiej gwiazdy o niezachwianym kompasie moralnym. Wręcz przeciwnie - pokazuje człowieka dokładnie takim, jakim był (i pod pewnymi względami ciągle jest). Interesuje go sama postać, a nie jej osiągnięcia. Jasne, z początku widzimy zdeterminowanego, pewnego siebie Kerra, który z uśmiechem na ustach tłumaczy miłej, starszej pani, dlaczego ma obitą twarz, ale chwilę później jesteśmy świadkami tego, jak wstrzykuje sobie opium w żyłę. Najciekawsze jednak, że Safdie nigdy nie robi z Kerra ofiary ani męczennika. To po prostu człowiek i jego decyzje oraz ich konsekwencje. 

Na przestrzeni około 120 minut oglądamy Kerra z wielu perspektyw - jego związku z Dawn Staples (Emily Blunt), przyjaźni z rywalizującym z nim Markiem Colemanem (Ryan Bader), relacji z trenerem, Basem Ruttenem (Bas Rutten) i najrzadziej, a jednak są to absolutnie najważniejsze momenty całego filmu, z samym sobą. Efektem jest obraz człowieka, którego trudno jest polubić, ale przy tym również niełatwo znienawidzić. Johnson, być może po raz pierwszy w swojej karierze, gra człowieka z krwi i kości, pełnego emocji, żalu, nadziei, radości i złości. W paru momentach byłem boleśnie świadom, że patrzę jednak na aktora, a nie postać - uczucie, które zawsze towarzyszy mi, kiedy na ekran wchodzi Leo DiCaprio - ale były to jedynie krótkie chwile. Dwayne przepada w roli Kerra, dając bezdyskusyjnie najlepszy występ w swojej karierze. 

The Smashing Machine (2025) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Podróż w czasie 

Dawn I Mark
resize icon

Wielokrotnie ubolewałem nad tym, jak wiele detali - zwłaszcza tych brudnych - zostaje wyciętych z życiorysów gwiazd, którym poświęcane są całe filmy. Zawsze jednak dodaję do tego stwierdzenia przypis - zbyt dokładna historia każdej jednej osoby byłaby zwyczajnie nudna i zapewne nie nadawała się na film. Warto więc pochylić się nad pytaniem, czy surowo biograficzny styl Safdie'ego rzeczywiście przeobraża historię jednego człowieka w niekwestionowane dzieło sztuki. I wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie, to ostatecznie jednak... Nie. Kerr jest interesującą postacią, człowiekiem większym niż życie, ale jego droga w okolice szczytu wcale nie jest aż tak zajmująca czy specjalna. Reżyser przeciwdziała temu faktowi poprzez równoległe prowadzenie postaci wspomnianego już przyjaciela Kerra, Colemana, ale nigdy nie daje mu na tyle dużo miejsca, by widz mógł poczuć, że jest to równoprawny bohater filmu, a nie jedynie tło, na którym wyróżniać ma się sam Smashing Machine. Efekt jest taki, że można poczuć, że przegapiło się bardziej "widowiskowy" film. Nie jest to zresztą jedyny tego typu moment - jeszcze przynajmniej kilkakrotnie miałem wrażenie, że postawcie są zapowiadane na znacznie więcej, niż ostatecznie się pokazują.

Zdjęcia Maceo Bishopa to natomiast małe mistrzostwo świata. Już sama sekwencja otarcia prezentuje nam jedną z walk Kerra. Całość nakręcona została na staromodnej taśmie szesnastomilimetrowej i bije to z każdej sekundy materiału do tego stopnia, że bez ponownego przejrzenia materiału nie umiem powiedzieć, czy była to jedynie inscenizacja z Johnsonem, czy może prawdziwy Mark Kerr w czasach swojej świetności - co tylko świadczy o jakości zastosowanego makijażu i samego castingu. Później film płynnie przechodzi w bardziej klasycznie wysoką rozdzielczość. Nie jest to jednak wcale zasługa zmiany filmu. Po prostu filmu, które miały wyglądać staro, wyprodukowano najpierw na taśmach VHS i dopiero ten obraz podciągnięto do 4K (chyba odpowiadając na moje wcześniejsze pytanie). Efekt jest tak bliski życia, że trudno nie dać się ponieść wizji reżysera, jak trafna bądź też chybiona by ona nie była. 

"The Smashing Machine" to ostatecznie bardzo intymna, pozbawiona fajerwerków historia jednego z pionierów UFC, którzy przysłużyli się rozpropagowaniu sportu wśród szerzej publiczności. Nie był on najlepszy ani na ringu ani w prawdziwym życiu, ale to właśnie tacy ludzie tworzyli ten świat i to im poświęcona jest produkcja Benny'ego Safdie. 

Atuty

  • Świetny Dwayne Johnson;
  • Intrygująca relacja Kerra i Colemana;
  • Ciężka, acz bardzo potrzebna rola Emily Blunt;
  • Piękne, okazjonalnie stylizowane na pochodzące z epoki, zdjęcia;
  • Nie boi się pokazać różnych odcieni głównego bohatera.

Wady

  • Niektóre wątki wręcz domagają się lepszego rozwinięcia;
  • Miejscami widać jednak, że to Dwayne Johnson, a nie Mark Kerr;
  • Finał może zawieść oczekiwania widzów i nie jestem pewien, czy pasuje do reszty filmu.

"The Smashing Machine" szuka swojego bohatera między wierszami, ale tak jak ostatecznie sztuka ta wychodzi reżyserowi całkiem sprawnie, tak pewne detale, wpływające na odbiór filmu jako całości, ciągną ten skądinąd interesujący film w dół.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper