Gen V (2025) - recenzja 2 sezonu serialu [Prime]. Czy Homelander byłby dumny?

Gen V (2025) - recenzja i opinia o 2 sezonie serialu [Prime]. Czy Homelander byłby dumny?

Roger Żochowski | Dzisiaj, 22:00

Drugi sezon „Gen V” - spin-off serii The Boys - powraca z hukiem, ponownie zabierając nas na Uniwersytet Godolkina, czyli prestiżową uczelnię dla młodych supków. Jego twórcy konsekwentnie kontynuują filozofię wypracowaną w pierwszym sezonie: bezkompromisowa przemoc, brutalność, erotyzm i komentarz społeczny idą tu w parze.

Po wydarzeniach z pierwszego sezonu i odkryciu spisku związanego z produkcją wirusa pod murami uczelni Emma (Lizze Broadway) i zmieniający płeć Jordan (London Thor i Derek Luh) zostają uwolnieni z zamkniętego ośrodka i wracają na kampus jako bohaterowie. Muszą zmierzyć się ze zdradziecką przyjaciółką Cate (Maddie Phillips) oraz nieprzewidywalnym i niezrównoważonym emocjonalnie Samem (Asa Germann). Vought zamiata całą aferę pod dywan, sprowadzając do szkoły zupełnie nowego dziekana.

Dalsza część tekstu pod wideo

Drugi sezon nie unika trudnych tematów, takich jak samookaleczenie, bulimia, transfobia czy aborcja. Mamy wrażenie, że twórcom ponownie puściły niemal wszystkie hamulce, a żarty pokroju „poczucie winy jak u katolika po masturbacji” są tu na porządku dziennym. Piszę „niemal”, bo jednak mocniej obrywa się tu prawej stronie niż lewej, a podział na dobrych i złych bywa momentami zbyt wyraźny - w „The Boys” nie zawsze było to tak oczywiste.

Supki wracają na uczelnię

Gen V sezon 2 recenzja
resize icon

Na szczęście twórcy bardzo często pozwalają widzom samodzielnie ocenić motywacje postaci, stawiając bohaterów w ekstremalnych sytuacjach i pokazując, jak radzą sobie w świecie, który nie zna kompromisów. Świecie pełnym patoyoutuberów, pseudoinfluencerów i wartości mierzonych lajkami. Fabuła koncentruje się na kolejnym tajemniczym projekcie Uniwersytetu Godolkina i jego powiązaniach z Marie (Jaz Sinclair). Choć sama historia momentami wydaje się przewidywalna - zwłaszcza na początku, kiedy sezon dość wolno się rozkręca - perypetie nowych supków i ich zmagania z nowym porządkiem władzy ogląda się po prostu dobrze, a druga połowa pełna jest ciekawych zwrotów akcji.

Nowy dziekan, Cipher (Hamish Linklater), wnosi świeżą energię do serialu - jest charyzmatyczny, ironiczny i arogancki. Jego pewność siebie czyni go fascynującym antagonistą. Nie da się też ukryć, że powiązania z The Boys dodają narracji głębi. Ponownie jesteśmy świadkami gościnnych występów obsady głównej serii akcja rozgrywa się przecież po wydarzeniach z czwartego sezonu, kiedy świat boi się rządów Homelandera, a próbujący mu się przeciwstawić Starlighterzy są prześladowani i osaczeni.

Brutalna przystawka

Gen V sezon 2 recenzja
resize icon

Sezon bardzo dobrze balansuje pomiędzy dramatem a czystą, szaloną zabawą. Sceny walki są wyjątkowo widowiskowe, wliczając w to choćby parodystyczną potyczkę z bohaterem przypominającym Thora z Marvela. Serial wciąż serwuje hektolitry krwi, a jednocześnie potrafi rozśmieszyć widza. Niestety nie sposób nie zauważyć też wad, które częściowo nie są winą samych twórców. Scenarzyści musieli uśmiercić postać Andre (Chance Perdomo) ze względu na przedwczesną śmierć aktora. Problem w tym, że bohaterowie jedynie opowiadają o jego śmierci i ją przeżywają, podczas gdy widz nigdy jej tak naprawdę nie widzi. To odbija się negatywnie na wiarygodności historii. Na szczęście Polarity (Sean Patrick Thomas), jako zdruzgotany ojciec po stracie syna, to jedna z najciekawszych kreacji tego sezonu, która częściowo zastępuje wątek Andre.

Największym problemem pozostaje jednak sama Marie, kreowana na główną bohaterkę. Jej postać jest dość nudna i przegadana, a średnio angażujący wątek miłosny z Jordan (supkiem zmieniającym płeć) tylko to potęguje - zwłaszcza gdy zestawimy Marie choćby z Homelanderem czy Butcherem z głównej serii "The Boys". Mimo wszystko to bardzo dobra „przystawka” do piątego sezonu. Supki nadal są tu produktem korporacyjnego systemu, a "Gen V" zachowuje własną tożsamość i charakter bardziej przyziemnej, szkolnej dramy.

Tym samym serial to mieszanka intensywnego dramatu, brutalnej akcji i ciętego humoru, którą - jeśli pokochaliście "The Boys" - przyjmiecie z całym inwentarzem. Choć tempo początkowych odcinków może wydawać się powolne, w dalszej części sezonu akcja przyspiesza, a widz zostaje wciągnięty w wir wydarzeń. Dobrze napisane postacie, wstawki muzyczne, sugestywna przemoc z flakami latającymi po całym ekranie i aluzje do świata rzeczywistego sprawiają, że serial znalazł swoje miejsce w uniwersum superbohaterskim.

Atuty

  • Brutalność, przemoc i czarny humor
  • Nowy antagonista – dziekan Cipher
  • Gościnne występy bohaterów z „The Boys”
  • Dynamiczna druga połowa sezonu
  • Widowiskowe sceny walk
  • Postacie drugoplanowe

Wady

  • Powolny początek
  • Postać Marie nadal mnie nie kupiła
  • Śmierć Andre poza ekranem
  • Czasami zbyt prosty podział na dobrych i złych

Czy młodzi bohaterowie mogą być równie fascynujący i niebezpieczni jak ich starsi koledzy z „The Boys”? Nie do końca, ale to wciąż serial, który wstydu Homelanderowi by nie przyniósł!

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper