Breslau (2025) - recenzja serialu [Dsiney+]. Pierwszy polski serial Disneya to styl, klimat i... klisze

Breslau (2025) - recenzja i opinia o serialu [Dsiney+]. Styl, klimat i klisze

Roger Żochowski | Wczoraj, 21:00

Disney+ zadebiutował w Polsce ze swoim pierwszym rodzimym serialem. Kryminałów naszej własnej produkcji mieliśmy w ostatnich latach naprawdę sporo, ale Breslau uderza w nieco inne tony, przenosząc nas nie tylko do Wrocławia lat 30., ale serwując klimat rodem z filmów noir.

Rok 1936 we Wrocławiu odtworzono naprawdę z ogromnym rozmachem. Scenografia, kostiumy czy gra świateł sprawiają, że ekran wypełnia sugestywna atmosfera retro, pełna kontrastów - od klubów nocnych i kasyn po wystawne restauracje, burdele (jedna z prostytutek nazywa się... Zelda) i szemrane meliny. Szkoda, że ten brud i syf został tu przedstawiony trochę powierzchownie, bo zbyt często serial ucieka od tych kadrów, serwując nam po prostu społeczny dramat. Nie da się też ukryć, że wszystkie elementy tej układanki gdzieś już widzieliśmy, a twórcy czerpią nie tyle garściami, co chochlą z mniej lub bardziej znanych produkcji gatunku neo-noir.

Dalsza część tekstu pod wideo

Inna sprawa, że czerpanie inspiracji z innych, świetnych produkcji nie jest złe. Wręcz przeciwnie - Breslau wychodzi to na dobre, bo nie mieliśmy jeszcze w Polsce serialu o takim ciężarze gatunkowym stworzonego za takie pieniądze. Ten budżet widać w kolejnych scenach, ujęciach czy kreacjach aktorskich i ogląda się to wszystko z dużym zaciekawieniem - nawet jeśli intryga rozkręca się bardzo wolno.

Miasto grzechu

Breslau recenzja
resize icon

Szybko zdajemy sobie też sprawę, że nie będzie to tylko opowieść kryminalna, bo reżyser Leszek Dawid wykorzystuje realia historyczne i nastroje społeczne lat 30., by opowiedzieć historię o ludziach zagubionych w tych trudnych czasach. Na pierwszym planie pojawia się Franz Podolsky (Tomasz Schuchardt), detektyw z kompasem moralnym, ale i bagażem problemów. Już w pierwszej scenie rozprawia się ze schwytanym przez niego pedofilem i mordercą dzieci, co - jak się okazuje - będzie początkiem jego kłopotów. Jego postać, choć stereotypowa dla gatunku, pokazuje go nie tylko jako dobrego policjanta, ale też alkoholika, hazardzistę i człowieka, który nie potrafi porozumieć się z żoną.

Nie sposób nie wspomnieć o udanych kreacjach drugoplanowych. Obok Podolsky’ego mocno wybrzmiewa postać jego żony Leny (Sandra Dziekański), która zachwyca charyzmą i gra kobietę wyzwoloną, drapieżną i pewną siebie (tutejsza femme fatale), ale jednocześnie zagubioną. Mamy też wątki Andrew Foxa (Piotr Janusz), brytyjskiego dziennikarza, Erwina Benka (Adam Bobik), borykającego się z wyrzutami sumienia partnera wspomagającego w śledztwie głównego bohatera, czy Leopolda Barensa - przełożonego Podolsky’ego pracującego dla nazistów, ale wciąż mającego wątpliwości co do swoich działań. Tych wątków jest momentami naprawdę sporo, przez co z jednej strony rozwadnia to kryminalny trop i sprawia, że cliffhangery nie są tak dobre jak mogłyby być, z drugiej dzięki temu opowieść wydaje się bardziej złożona i potrafi mylić tropy, choć w pewnym momencie doskonale wiemy, dokąd zmierza.

Smaczne klisze

Breslau recenzja
resize icon

Idąc dalej wydeptanymi przez gatunek kryminału kliszami, w mieście pojawia się tajemniczy morderca, który wydłubuje ofiarom oczy, cytuje Biblię i „czyści” miasto. Co więcej, kontaktuje się z Podolskym za pomocą liścików, a sprawa staje się wyjątkowo problematyczna, gdy zamordowany zostaje Żyd polskiego pochodzenia, w dodatku sportowiec. Nazistowskie władze, pod presją zbliżających się Igrzysk Olimpijskich oraz Führera chcącego pokazać Breslau jako miejsce wolne od nienawiści wobec ludności żydowskiej, oczekują, że Podolsky szybko rozwiąże sprawę. A jeśli tego nie zrobi, czekają go przykre konsekwencje - zwłaszcza ze strony jego przełożonego, służącego w SS Johanna Holtza (Ireneusz Czop), który pełni rolę jednego z głównych antagonistów podsycającego nienawiść.

Choć fabuła pełna jest zwrotów akcji, trudno nie zwrócić uwagi na fakt, że postacie innych narodowości, zwłaszcza Niemcy, mówią tutaj po polsku. Rozumiem konwencję, ale chwilami trochę mnie to raziło. Samo zakończenie historii również wydaje się mniej skomplikowane, niż początkowo można przypuszczać. Ale mimo tych mankamentów "Breslau" imponuje realizacją, dbałością o detale i klimatem. To produkcja, która wciąga swoją atmosferą, grą aktorską i często bezpośrednimi, pełnymi wulgaryzmów dialogami, poruszając wątki związane z propagandą, nienawiścią i moralnym wyborem jednostki walczącej z własnymi demonami. To w końcu opowieść, która mimo wielu sprawdzonych klisz, pachnie dymem papierosów, smakiem whisky i strachem przed tym, co czai się w cieniu. 

Atuty

  • Niejednoznaczna postać głównego bohatera
  • Świetna scenografia i kostiumy
  • Rekonstrukcja Wrocławia z lat 30.
  • Momentami mroczna atmosfera noir
  • Udane role drugoplanowe (szczególnie Sandra Dziekański)
  • Intrygujące wątki społeczne i historyczne

Wady

  • Fabuła rozwija się bardzo wolno, a wielowątkowość czasem przeszkadza
  • Częste klisze gatunkowe
  • Powierzchowne pokazanie mrocznej strony miasta
  • Zakończenie nieco rozczarowuje

Jak na pierwszy polski serial ze stajni Disney+, wyszło po prostu dobrze. Czekam na kolejny.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper