Hook (1991) – retro recenzja filmu [HBO max]. Powrót do Nibylandii

Hook (1991) – retro recenzja, opinia o filmie [HBO max]. Powrót do Nibylandii

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 22:00

Peter Benning jest tak pochłonięty swoją pracą, że nie zauważa nawet, jak życie przelatuje mu przez palce. Nie ma czasu dla żony, nie ma czasu dla dzieci, nic go już nie cieszy. Kompletnie zatracił w sobie iskierkę dziecięcej niewinności i wyobraźni. Będzie musiał jednak odnaleźć ją na nowo, kiedy jego dzieci zostaną porwane przez... Kapitana Haka, a jemu samemu będzie próbowano wmówić, że jest Piotrusiem Panem.

Steven Spielberg powiedział kiedyś w wywiadzie, że nie jest zadowolony z tego, jak wyszedł mu „Hook” - nie taka scenografia, nie tak poprowadzony scenariusz, wszystko nie tak. Pokazuje to tylko, że nawet artyści takiego kalibru mogą czasami... kompletnie się mylić! Wiem, jak absurdalnie to brzmi, kiedy ja, jakaś tam pchełka z polskiego portalu o grach, zarzuca reżyserowi pokroju Spielberga, że się nie zna. Ale, kurde balans, jak można nie kochać tego filmu, będąc jednocześnie fanem oryginału Jamesa Barry'ego albo nawet i disneyowskiej animacji 1953 roku?

Dalsza część tekstu pod wideo

Nibylandia to magiczna kraina wyobraźni, gdzie na jednej, ciepłej wyspie spotykają się obok siebie piraci, rdzenni Amerykanie, syreny, ludożercy i wszystko inne, co mógł wyobrazić sobie chłopięcy umysł przed czasami streamingu i shortsów. To miejsce pomiędzy snem, a jawą, gdzie wyobraźnia ożywa i możemy wszystko – nawet latać. Dlatego uważam, że sceniczność, a miejscami również lekka naiwność wyglądu Nibylandii w filmie Spielberga, z tymi ręcznie malowanymi tłami i niewielkimi, bardzo skoncentrowanymi przestrzeniami, idealnie pasuje do onirycznego klimatu opowieści. To właśnie bardzo dobrze, że kraina wiecznej młodości jest ostro odrealniona, że jedzenie wygląda jak mokry sen kilkulatka i koszmar dentysty, a logika świata ledwie trzyma się kupy. Tak to powinno wyglądać i jest częścią uroku tego filmu!

Hook (1991) – retro recenzja, opinia o filmie [HBO max]. Piękna bajka

Hak i Piotruś
resize icon

Fabuła jest prosta jak, jak... jak bajka dla dzieci. Babcia żony Benninga, pani Wendy (Maggie Smith), ma wydzielone w swoim sercu specjalne miejsce dla Petera. „Piotruś Pan” jest tutaj bajką dla dzieci, dokładnie taką samą, jak w naszym świecie. Lecz według starej babci Wendy, nie jest to jedynie wytwór czyjejś wyobraźni, a prawdziwa historia jej dzieciństwa. Peter nie chce o tym słyszeć, nawet kiedy jego dzieci znikają ze swoich łóżek, a na ścianie pojawia się informacja podpisana nazwiskiem James Hook. Trochę trudniej uwierzyć w jego uparte zaprzeczanie wszystkiemu, kiedy dosłownie przylatuje do niego dziesięciocentymetrowa Julia Roberts ze skrzydełkami. Specyficzna jest to scena, ale nie można jej odmówić humoru i specyficznej, piotrusiowej energii, po której film rusza już z kopyta.

Być może najważniejszym elementem tej układanki, dzięki któremu film po prostu działa, nawet jeśli jego reżyser narzeka na jego wizualia i strukturę, są występy obsady. Nie głównej, nie drugoplanowej. Całej obsady. Dosłownie każda jedna postać w filmie jest idealna w tym, co robi. Największym wyzwaniem była oczywiście młodziutka Maggie (Amber Scott), ale moim zdaniem, jej przesadnie teatralne aktorstwo idealnie pasuje do dziecka odwiedzającego Nibylandię. A nawet gdyby uznać ją za słabe ogniwo, to potęga, którą są dwa nazwiska: Robin Williams i Dustin Hoffman, dzielnie wspomagane przez wspomnianą już Maggie Smith i Boba Hoskinsa, nadrabiają za nią z nieskończenie wielkim zapasem.

Hook (1991) – retro recenzja, opinia o filmie [HBO max]. Doskonała obsada

Rufio
resize icon

Williams był idealnym wyborem do roli Petera Benninga/Piotrusia Pana, ponieważ jest absolutnie doskonały zarówno jako poważny, pogrążony w lekkiej depresji dorosły, jak i uwięzione w skandalicznie włochatym ciele dziecko. Można jednak powiedzieć, że to wciąż po prostu Robin jakiego znamy. Tego samego nie da się jednak stwierdzić na temat Dustina Hoffmana, który tak kompletnie ginie w roli kapitana Haka, że nie miałem nawet pojęcia, że to on, kiedy byłem mały i widziałem go w czymś innym. Ten jego akcent, wyniosły manieryzm i, oczywiście, pięknie pstrokaty kostium, sprawiają, że jest to dla mnie definitywna wersja tej postaci, dodatkowo podkręcona rządzą zemsty na Piotrusiu za to, co zrobił z jego ręką i paraliżujący lęk przed tykającymi zegarkami (bo łatwiej było zrobić pomieszczenie pełne budzików, niż basen żywych krokodyli). Dekonstruując film w sposób klasyczny, okaże się, że jego postać ma istotny problem – jest płaski i jednolity, niczym kartka A4. Ale tu znowu pójdę w defensywę, bo przecież Hak to archetyp czarnego charakteru, postać wywodząca się z dziecięcej wyobraźni, której zadaniem nie jest pokazać swoją ludzką stronę czy się zrehabilitować, ale od początku do końca być przeszkodą na drodze głównych bohaterów do szczęścia. I z tej roli wywiązuje się pierwszorzędnie.

Największym problemem filmu, od najmłodszych lat, jest dla mnie jego środek. Niby dzieje się w nim całkiem sporo. Peter poznaje się z zagubionymi chłopcami i ich przywódcą, natapirowanym panczurem imieniem Rufio (Dante Basco), którzy powoli muszą przekonać się do faktu, że to naprawdę Piotruś Pan – łącznie z samym Peterem. Z drugiej strony natomiast mamy syna Petera, Jacka (Charlie Korsmo), którego Hak próbuje przerobić na swoje podobieństwo. Oba te wątki, w teorii, idealnie ze sobą współgrają. Jeden z chłopaków zmienia się z dorosłego w dziecko, drugi z dziecka w dorosłego. W praktyce jednak trwa to odrobinę za długo, gubiąc gdzieś po drodze nie tylko tempo, ale i cały rytm opowieści, do tego stopnia, że można wręcz zapomnieć, że z początku chodziło o ratowanie dzieci.

„Hook” to przede wszystkim historia o dzieciństwie i dorastaniu. Scenariusz Jamesa V. Harta, Nicka Castle'a i Malii Scotch Marmo skupia się na dobrych i złych stronach przejścia w dorosłość, ale też o potrzebie znalezienia balansu – nie można całe życie pozostać beztroskim dzieckiem, ale absolutnie nie wolno też zapomnieć o tym, że kiedyś tym dzieckiem się było, że widziało się rzeczy, których nie było, wymyślało się zabawy i przeżywało wszystko na sto procent. Ostatecznie, „Hook” nie chce powiedzieć widzowi, czy cokolwiek z tego, co widzieliśmy, rzeczywiście się wydarzyło – to od widza zależy czy da się porwać dziecięcej czy ustawić do pionu dorosłej stronie swojego ja. I to jest właśnie najpiękniejsze w tej przygodzie. Fabuła, prowadzona jak zawsze doskonałą ścieżką dźwiękową Johna Williamsa, zabiera nas na przygodę będącą metaforycznym papierkiem lakmusowym, pokazującym ile jeszcze jest w nas z tego malucha, którym byliśmy przez pierwszych kilka lat życia. Myślę, że pan Barry byłby z tego powodu bardzo zadowolony.

Atuty

  • Robin Williams i Dustin Hoffman;
  • Magicznie nierealna Nibylandia;
  • Cała armia interesujących detali i gościnnych występów;
  • Ścieżka dźwiękowa Johna Williamsa;
  • Nieoczywiste, ale idealnie pasujące do tematu zakończenie;
  • Bob Hoskins jako Smee;
  • Świetna charakteryzacja, dzięki której Maggie Smith wyglądała jak w Harrym Potterze przeszło dekadę wcześniej, a Glenn Close z powodzeniem udawała brodatego pirata.

Wady

  • Środek trochę za mocno traci tempo;
  • Nie wykorzystuje reszty potencjału Nibylandii, koncentrując się wyłącznie na zgubionych chłopcach i piratach.

„Hook” to świetny koncept, z którego mógłby wyjść nawet i idealny film, gdyby skroić go maksymalnie do 120 minut. Piękna historia, ożywiona za sprawą świetnej obsady i zapadającej w pamięć ścieżki dźwiękowej. To film, do którego z miłą chęcią wracam regularnie. A Stevenowi może się nie podobać!

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper