Shadow of the Colossus - recenzja gry. Prawdziwy diament i remake doskonały

Shadow of the Colossus - recenzja gry. Prawdziwy diament i remake doskonały

Roger Żochowski | 05.02.2018, 14:17

Do remake'a Shadow of the Colossus podchodziłem z lekkim dystansem, bo pierwowzór na PS2 wymasterowałem do ostatniej jaszczurki, a nie tak znowuż dawno łyknąłem ze smakiem remaster. Pożegnałem Zakazaną Ziemię na dobre i nie miałem już do niej wracać.

I co? ICO. Wystarczyła chwila, dosłownie kilkanaście sekund z majestatycznym intrem, w trakcie którego tak obraz jak i muzyka wrzucają ciary na plecy, by znów dać się pochłonąć tej niesamowicie skrojonej przygodzie pełnej moralnych rozterek. Czy to dlatego, że gry kiedyś były lepsze? A może atmosfera i przesłanie gier Team Ico są po prostu ponadczasowe? Nie wiem. Ale mogę Wam napisać, że to jeden z najlepszych remake’ów w historii gier wideo, stworzony z szacunkiem dla materiału źródłowego a jednocześnie dający mu nowe, wspaniałe życie. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Księżniczka w opałach

Jeśli drogi czytelniku nie miałeś jeszcze okazji zagrać w Shadow of the Colossus (nawet się nie przyznawaj, bo siara straszna), produkcja Fumito Uedy opowiada historię młodego wojownika imieniem Wander, który przybywa do zakazanego świata na swoim wiernym wierzchowcu Argo, wioząc zmarłą ukochaną na rękach. Legenda mówi, że w zapomnianej krainie istnieje byt, który może sprawić, że dziewczyna powróci do życia. Tajemnicza istota - owiany aura tajemniczości Dormin - faktycznie obiecuje spełnić życzenie, ale wpierw Wander musi zabić 16 kolosów, które zamieszkują fascynujące tereny zapomnianej przez czas krainy. Fabuła wiele pozostawia naszej interpretacji i nie podaje wszystkiego na tacy, a do tego zachęca do szperania w mitologii czy biblii. Zmusza do refleksji, stawia pytania, ale nie daje prostych odpowiedzi. Uzbrojony w magiczny miecz i łuk Wander przemierza świat szukając kolejnych rewelacyjnie zaprojektowanych stworów. Jednak za każdym razem, gdy zadajemy im ostateczny cios, obserwowanie jak życie ulatuje z naszych ofiar nie przynosi satysfakcji. Rodzi wątpliwości i ściskający w żołądku smutek. Nie wstydźcie się płakać. Shadow of the Colossus to katalizator skrajnych emocji, obok których nie sposób przejść obojętnie. 

Recenzowana produkcja to remake 1 do 1. Co to oznacza? Budowa świata i kolejno odwiedzanych miejscówek to praktycznie kopia tych z poprzednich wersji. Kolosów jest dokładnie tyle samo co wcześniej, odnajdziecie je i pokonacie w ten sam sposób i nawet rozmieszczenie owoców i jaszczurek pełniących rolę znajdziek wpływających na powiększenie zdrowia i kondycji bohatera, nie różni się znacząco od tego co znamy. Z tego względu ukończenie gry zajęło mi nieco ponad 6 godzin. Jeśli jednak nie znacie sposobów na pokonanie szesnastu tajemniczych stworzeń (naszych jedynych przeciwników w grze), przy których główny bohater wygląda jak mrówka rzucająca się na słonia, szukanie słabych punktów wydłuży znacznie ten czas. I szczerze Wam tego zazdroszczę. Po ukończeniu gry standardowo możemy przystąpić do czasowych wyzwań i pobijać rekordy w zabijaniu tych biednych kolosów, a Nowa Gra oferuje te same bonusy, które fani znają i pamiętają. Poza nowymi sprytnie ukrytymi easter eggami, nawiązującymi choćby do The Last  Guardian, dostajemy dokładnie tą samą zawartość co w 2006 roku. Zawartość to jednak jedna strona medalu - druga to oprawa. Napisać, że to artyzm najwyższej próby to nic nie napisać.

Zapomniana Kraina

Shadow of the Colossus od pierwszych chwil prezentuje się obłędnie. Majestatyczne krajobrazy niegdyś nieco ograniczone różnymi filtrami i rozmyciami umiejętnie skrywającymi ograniczenia techniczne sprzętu, nie tracą nic na swojej jakości w erze 4K. To remake pełną gębą, a więc oprawa została stworzona od podstaw. Świat jest wciąż przerażająco pusty, a dzięki temu fascynujący i tajemniczy. Pole widzenia rozciąga się teraz po sam horyzont robiąc piorunujące wrażenie tak na terenach otwartych, jak i górskich kanionach czy lasach. A wszystko to dopieszczone efektami świetlnymi jak wpadające między gałęziami promienie słońca czy piasek sypiący się spod kopyt galopującego konia. A raczej KONIA, bo animacja ruchów i zachowanie naszego towarzysza, który nie raz okaże się niezbędny tak w przemierzaniu świata jak i w walce, to małe mistrzostwo świata. Czujemy, że kontrolujemy zwierzę, ale te potrafi mieć swoje kaprysy i to nadaje tej relacji jeszcze większej głębi. Sorry Płotka, ale od Agro mogłabyś się wiele nauczyć.

[ciekawostka]

Studio Bluepoint Games znane z odrestaurowywania różnych produkcji ma na swoim koncie choćby Metal Gear Solid HD Collection, God of War Collection, Gravity Rush Remastered czy The Ico & Shadow of the Colossus Collection. Teraz przeszli samych siebie. Wystarczy odpalić dołączone do gry galerie porównujące starego Shadowa do nowego, by ponownie zakochać się w tym unikalnym świecie i docenić ogrom pracy, jaki włożono w remake. Na zwykłym PS4 gra śmiga w Full HD i 30 klatkach, na PS4 Pro mamy do wyboru dwie opcje - Full HD w 60 klatkach lub 1440p skalowane do 4K w 30 klatkach. W obu przypadkach wrażenia są niezapomniane. A można jeszcze włączyć HDR. Poezja. Oczywiście to nie jest tak, że gra wyznacza nowe standardy na PS4. Nie wyznacza, co widać choćby po twarzy głównego bohatera, ale jednak połączenie wszystkich składowych i specyficznego klimatu napędzanego podniosłą ścieżką dźwiękową, tworzy mieszankę wybuchową. A wszystko to możemy teraz udokumentować korzystając z dodanego do gry trybu fotograficznego z różnymi filtrami i ustawieniami kamery. Ja nie byłem sobie w stanie odmówić rejestrowania w ten sposób każdej nowej lokacji. To już zboczenie, ale dobrze mi z tym.

Stara szkoła synku


Znajdź różnice ;) - wersja pierwotna gry oraz remake 

Co jeszcze nowego? Poprawiono przede wszystkim sterowanie, dzięki czemu Wanderem kieruje się teraz łatwiej i wygodniej zwłaszcza podczas mierzonych skoków, wspinania i utrzymywania się na grzbietach szalejących kolosów. Odniosłem wręcz wrażenie, że poprawiona kontrola i nowe rozmieszczenie przycisków sprawiło, że gra jest nieco łatwiejsza. A na pewno mniej frustrująca w przypadku niepowodzeń zmuszających nas do powtarzania tych samych czynności i wdrapywania się na cielsko kolosów. Pamiętajcie jednak, że mimo nowych szat to wciąż stara szkoła - aby chwycić się półki skalnej czy kolosa, trzeba wdusić i przytrzymać przycisk, celowanie z łuku jest manualne, a każda niemal czynność wymaga od nas jakiejś reakcji. Nikt nie prowadzi nas za rączkę i poza mieczem, który wskaże gdzie się mniej więcej udać, do wszystkiego trzeba dojść samemu często metodą prób i błędów. Tak było w czasach, gdy pojęcie samograja jeszcze nie istniało, więc gracze nastawieni na spacerek nabawią się szybko syndromu pękającej żyłki. Z drugiej strony - fani tęskniący za starymi czasami będą mogli ustawić klasyczne sterowanie a nawet samemu przypisać przyciski do konkretnych czynności. Ba, można nawet wrzucić na ekran filtry przypominające leciwe wersje (ziarnistość, rozmycia i inne bajery). I chyba tylko praca kamery wciąż potrafi czasem zirytować, choć w porównaniu z poprzednimi edycjami i w obliczu oceanu zalet to trochę czepianie się na siłę.

Granie w Shadow of the Colossus przynosi ogromną radość i pozwala odetchnąć od współczesnych sandboksów. Tak po prostu. To produkcja, w którą nie tyle się gra, co ją doświadcza. Na wielu płaszczyznach. Mimo 12 lat na karku wciąż zachwyca, intryguje i pozostaje na długo w pamięci. A co najlepsze - za pudełkową wersję jednego z najlepszych remake’ów jakie nasza branża widziała, zapłacicie 139 złotych. Grzech nie postawić na półce tego "kolosalnego" dzieła, które w pełni zasługuje na swój kultowy status.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Shadow of the Colossus (2018).

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Shadow of the Colossus (2018)

Atuty

  • Unikalna atmosfera
  • Fascynujący świat
  • Pojedynki z Kolosami
  • Budząca podziw oprawa
  • Poprawione sterowanie
  • Tryb fotograficzny
  • Szacunek dla materiału źródłowego
  • Agro!

Wady

  • Czasami praca kamery

Jedna z najlepszych gier w historii doczekała się remake'u, który dał jej nowe życie i pozwolił jeszcze raz zakochać się w przygodach Wandera. Przykro to pisać - ale takie gry to dzisiaj rzadkość.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper