Lenovo Legion GO S ze SteamOS - test konsoli. Wreszcie powstała solidna konkurencja dla Steam Decka

Lenovo Legion GO S ze SteamOS - test konsoli. Wreszcie powstała solidna konkurencja dla Steam Decka

Maciej Zabłocki | Wczoraj, 22:30

Lenovo Legion Go S doczekał się w końcu tej magicznej aktualizacji. Sprzęt startował z Windowsem 11, dzięki czemu oferował sporo możliwości (i całkiem przyjemną nakładkę), ale system ograniczał potencjał układu Ryzen Z1 Extreme. Wariant ze SteamOS usuwa te blokady i pokazuje, ile naprawdę potrafi mobilne RDNA 3. Handheld zmienia się z kompromisu w pełnoprawną konsolę, która zyskała dodatkowe płuco. 

No bo nie oszukujmy się, wersja z Windowsem 11 była szybka tylko na papierze. Telemetria i procesy w tle (a szczególnie te nieużywane i niepotrzebne) obniżały średnią liczbę klatek w Red Dead Redemption 2 do 58 FPS przy 15W, wentylatory dobijały do 52 dB, a akumulator rozładowywał się po niespełna dwóch godzinach. Interfejs desktopowy skazany na mysz sprawiał, że gesty dotykowe nie trafiały w mikroskopijne ikonki, a wybudzenie z uśpienia trwało dłużej niż powrót do gry. To uśpienie też nie jest najmocniejszą stroną Windowsa, więc potrafiło zapychać pamięć, ograniczać wydajność i wymagać restartu po kilku pobudkach. Windows po prostu miewa swoje "humorki". Nakładka Lenovo, mimo że solidna, niestety nie była rozwiązaniem idealnym. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wreszcie nadeszła upragniona rewolucja. SteamOS usuwa zbędne usługi i znacznie odciąża procesor. Interfejs Big Picture uruchamia się w jedenaście sekund, Proton 9.0 konwertuje DirectX 12 na Vulkan bez spadków klatek, a w tych samych lokacjach w RDR 2 licznik wskazywał u mnie blisko 70 FPS przy 23W i wyraźnie niższym hałasie. Bateria zyskuje piętnaście do dwudziestu minut, a tryb uśpienia działa na wzór Switcha, czyli jedno wciśnięcie przycisku i wracasz do rozgrywki dokładnie w tym samym miejscu. Legion Go S przestaje udawać małego laptopa i staje się sprzętem, którego oczekiwali entuzjaści mobilnego grania.

Lenovo Legion GOS_1
resize icon

Specyfikacja techniczna testowanego Lenovo Legion GO S (SteamOS): 

  • CPU: AMD Ryzen Z1 Extreme (Zen 4, 8 rdzeni / 16 wątków, boost do 5,1 GHz) z Radeon 780M RDNA 3 (12 CU, ~2,7 GHz)
  • RAM: 16 GB LPDDR5X-7500 (dual-channel, wlutowane)
  • Dysk: 512 GB SSD M.2 2242 PCIe 4.0 ×4 (wymienny) + slot microSD UHS-II
  • Wyświetlacz: 8" IPS LCD 1920x1200p @ 120 Hz (VRR), ~440 nit, 100% sRGB
  • Łączność: Wi-Fi 6E (MediaTek MT7922) | Bluetooth 5.3
  • Porty: 2 x USB-C (40 Gb/s, DP 1.4, PD 65 W), 3,5 mm audio, microSD
  • Audio / haptyka: głośniki stereo, podwójne mikrofony, silniki haptyczne, gałki i triggery z efektem Halla
  • Akumulator: 55,5 Wh Li-ion, Rapid Charge (0 → 50 % ≈ 30 min)
  • Wymiary/masa: 299 x 128 x 23 mm / ~740 g
  • System: SteamOS 3.x (z możliwością dual-boot)
  • Cena: ok. 2599 zł

Muszę przyznać, że na papierze sprzęt robi solidne wrażenie powyższą specyfikacją. Nikt nie powinien narzekać na wydajność, chociaż oczywiście sprawdzimy w praktyce, jak to urządzenie wypada w najnowszych i najbardziej wymagających tytułach. Pierwszym rozczarowaniem, którym chciałbym się podzielić, jest... brak opcji odpalenia Doom: The Dark Ages. Za każdym razem, gdy próbowałem to zrobić, dostawałem w podzięce czarny ekran i zero jakiejkolwiek reakcji. Po kilku dłuższych chwilach SteamOS wykrywał, że coś nie gra, więc się restartował. Nie potrafiłem tego obejść, chociaż może jest już w sieci jakaś solucja. 

Wygląd i wykonanie, użytkowanie, ogólne wrażenia 

Lenovo Legion GOS_2
resize icon

Legion Go S zwraca uwagę stonowaną bryłą. Ciemnofioletowe tworzywo ABS i magnezowy szkielet tworzą konstrukcję wystarczająco sztywną, by znieść codzienne upadki z kanapy, a jednocześnie lżejszą o blisko 200 g od pierwotnego Legion Go (którego test możecie przeczytać tutaj). Gripy mają wyraźną, diamentową teksturę, więc ręce nie ślizgają się nawet po godzinie intensywnego grania. Front chroni hartowane szkło Gorilla Glass 5, a lekko cofnięta ramka zabezpiecza szybkę przed zarysowaniem w plecaku. Poszczególne panele spasowano równo – pod silnym naciskiem nie ma trzasków ani ugięć, co nie zawsze jest normą w handheldach za ponad dwa tysiące. Do jakości wykonania nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń, bo sprzęt sprawia dobre wrażenie od razu po wypakowaniu z pudełka. 

Ergonomia operuje na znanym, Xboxowym układzie. Asymetryczne drążki mają efekt Halla i cechują się niskim oporem (do tego są całkiem spore i wygodne). Cztero-stopniowe triggery z mechanicznym suwakiem regulacji skoku i pełnowymiarowy d-pad dopełniają dzieła - to wszystko jest bardzo wygodne, a przyciski funkcyjne są niemal żywcem wyjęte z kontrolera do Xboxa. Kluczową różnicą względem Steam Decka jest bardzo płaski (no i malutki) trackpad po prawej stronie. Wystarczy do zaznaczania opcji w SteamOS, ale w grach strategicznych brakuje precyzji, którą oferują większe panele od Valve. Za to wszystkie przyciski systemowe (Steam, Quick Settings, Menu) są całkiem duże i ulokowane wysoko, po bokach ekranu co ułatwia nawigację. Wspomnę jeszcze, że drążki mają delikatne podświetlenie LED. 

W codziennym użytkowaniu największą uwagę przyciąga 8-calowy panel IPS ze 120 Hz, adaptacyjną częstotliwością odświeżania. Nie ma żadnego smużenia, co bardzo mnie cieszy. W moich testach wyszło, że pokrycie palety barw sRGB jest bliskie 100%, luminancja sięga około 440 nitów (co pozwala komfortowo grać przy oknie), a po aktywacji VRR „rozbicie” klatek na 52-65 FPS w Red Dead Redemption 2 staje się niewidoczne. Szkoda, że nie jest to OLED, choć trzeba oddać, że w tym segmencie tylko Steam Deck OLED oferuje taki luksus. Konkurencja od ASUSa czy MSI wciąż korzysta z matryc LCD. Switch 2 niestety również.

Wrażenia, jak to określam, "akustyczne" zależą od wybranego profilu TDP. Do 15W chłodzenie utrzymuje przyzwoite 43 dB, a obudowa rozgrzewa się do 37 °C w miejscu podtrzymywanym przez palce. To taki delikatny szum, który zbytnio nie przeszkadza (ale z otworu na górze wydobywa się bardzo ciepłe powietrze). W trybie wydajności, TDP sięgające 25W już jest niestety wyraźne słyszalne i sięga do 54–55 dB i 47 °C przy wylotach, ale uchwyty dzięki kanałom powietrznym pozostają chłodniejsze o dobre 8 °C, więc sprzęt nie parzy w dłonie nawet po dwóch godzinach grania. Całość domyka bateria 55,5 Wh – w mniej wymagających grach starczy na jakieś dwie i pół godziny. W Cyberpunku 2077 osiągnąłem niespełna dwie godziny, co wpisuje się w dzisiejsze standardy handheldów z układem AMD Ryzen Z1 Extreme.

Mogłem jeszcze włączyć tryb "custom" który to całkowicie zrywał łańcuchy TDP, sięgając wartości blisko 40W. Wentylatory rozpędzały się wówczas do maksimum (generując ogromny hałas, ok. 67 dB), a czas pracy na baterii spadał do jakichś 60 minut z drobnym hakiem. Jednak dzięki temu mogłem grać w 120 klatkach w RDR i ok. 40 klatkach w Cyberpunka na ustawieniach Steam Deckowych (przy rozdzielczości 1200p). Zatem krótko mówiąc, Legion Go S jest solidnie wykonanym i przyjemnym w obsłudze urządzeniem, które głośną pracę i słabszą baterię nadrabia rozsądną ergonomią i świetnym ekranem.

Wygląd menu, wydajność w praktyce, testy w różnych grach i możliwości kontrolowania TDP

Menu główne
resize icon

SteamOS otwiera się prostym podziałem kolumnowym. Cała nawigacja odbywa się gałkami lub krzyżakiem. Ikony są czytelne, a mikroanimacje podkreślają wybór, dzięki czemu w ciemnym pokoju trafiasz tam, gdzie chcesz, bez zastanowienia. W górnym pasku stale widać lupkę wyszukiwarki, dzwoneczek powiadomień, ikonę przesyłania obrazu, stan baterii z procentem i godzinę – najważniejsze dane bez wchodzenia w submenu. Po naciśnięciu przycisku Szybkiego menu otwiera się boczny dock - pierwsza karta to wydajność i tam właśnie dzieje się magia.

Klikając po zakładce „wydajność” możemy wybrać jeden z czterech poziomów nakładki monitorującej. Od prostego licznika, po pełną telemetrię (CPU, GPU, VRAM, pobór mocy, temperatury). Niżej znajdziemy limit klatek, od 12 do 120 FPS, oraz włącznik VRR, który natychmiast synchronizuje panel 120 Hz z silnikiem gry i wygładza drobne przycięcia czy szarpnięcia obrazu. Najważniejsza opcja kryje się w przycisku „Limit TDP”, gdzie ustalamy granicę energetyczną układu od 8W (tryb cichy) do 30W (w trybie Turbo) i nawet ponad 40W w trybie "custom". Zmiana działa w locie i pozwala idealnie dobrać balans między kulturą pracy, a płynnością. Warto się tym trochę pobawić, by dopasować działanie ulubionej gry do preferencji. 

W Cyberpunku 2077, ustawionym na profil Steam Deck, przy 800p uzyskujemy 52 kl./s przy 15W i 65 kl./s przy 25W. Po podbiciu rozdzielczości do 1200p wartości spadają do 30 i 35 kl./s, ale płynność nadal pozostaje akceptowalna dzięki zmiennej częstotliwości odświeżania. Shadow of the Tomb Raider (średnie detale, 1200p) notuje średnio 43 kl./s przy 25W, a Doom Eternal, korzystając z dynamicznego skalowania rozdzielczości, potrafi dobić do limitu 120 kl./s (to akurat mało wymagająca gra). Forza Horizon 5 na średnich detalach (trochę wymieszanych z wysokimi) utrzymuje około 70 kl./s, przy akceptowalnym natężeniu dźwięku 48 dB i dwugodzinnym czasie na baterii. W Elden Ring można zagrać już przy 12W: FSR ustawione na tryb wydajność gwarantuje jakieś 50 kl./s, a sprzęt delikatnie tylko szumi, osiągając 43 dB.

Pokusiłem się też o testy termiczne i tutaj mam dobre wieści. Procesor rzadko obniża taktowanie poniżej 3,4 GHz przy ustawionym profilu 15W TDP i utrzymuje pełne 4 GHz przy 25W. Dopiero przy dłuższych obciążeniach potrafi zejść o 200–300 MHz, by nie przekroczyć 85 stopni (chociaż rozgrzałem go nawet do wartości 90 stopni). Zintegrowany układ graficzny RDNA 3 (12 jednostek CU) trzyma 2,6–2,7 GHz w grach AAA i praktycznie nie zbija tych wartości, o ile utrzymujemy TDP na poziomie 20-25W. Na papierze wygląda to dobrze, a zaimplementowany układ chłodzenia radzi sobie całkiem nieźle. To jest okupione kulturą pracy. Nintendo Switch 2 wypada pod tym względem DUŻO lepiej i jest niedoścignionym wzorem, ale nie oferuje takiej swobody w zakresie ustawień i dostosowania urządzenia do naszych preferencji. 

Gdybym miał porównać AMD Ryzen Z1 Extreme do jakiegoś desktopowego odpowiednika, to w praktyce zintegrowany Radeon 780M w Ryzenie Z1 Extreme plasuje się tuż obok mobilnego GeForce’a GTX 1650 – w większości gier odpalonych w rozdzielczości 1080p różnica nie przekracza kilku klatek, choć układ NVIDIA potrzebuje ponad dwukrotnie wyższego limitu mocy. Desktopowy GTX 1650 Super pozostaje niedościgniony, oferując średnio o 40 proc. więcej FPS, a Radeon RX 6400 wyprzedza 780M o około 10–15 proc., lecz oba te układy pochłaniają 50–100W. Tymczasem Legion Go S serwuje 60 kl./s w Red Dead Redemption 2 przy 800p i 15W oraz blisko 120 kl./s w Doom Eternal przy 18–20W, korzystając z szybkiej pamięci LPDDR5X (120 GB/s) i niskich opóźnień wspólnej magistrali. Innymi słowy, mamy tu wydajność klasy NVIDIA GeForce GTX 1650 w kieszonkowym formacie, osiągniętą przy srogim budżecie energetycznym, którego stacjonarne karty graficzne mogą tylko pozazdrościć.

Lenovo Legion GO S, a Steam Deck OLED - jakie są kluczowe różnice i w który sprzęt lepiej zainwestować? 

Lenovo LEGION GO S_4
resize icon

Testowany dziś Lenovo Legion GO S to przenośna konsola kierowana do tych, którzy chcą mieć w dłoniach możliwie pełnoprawny PC. Waży ok. 740 g, ale masę równoważą mocne, wyprofilowane gripy oraz matowa powłoka, która nie klei się do spoconych dłoni. W środku pracuje Ryzen Z1 Extreme – w grach pokroju Cyberpunka czy RDR 2 potrafi wygenerować od 20 do 60 procent więcej klatek niż układ zainstalowany w Steam Decku OLED, a 8-calowy ekran IPS o częstotliwości 120 Hz i zmiennym odświeżaniu VRR sprawia, że różnicę widać od razu. Steam Deck OLED kosztuje tyle samo (2599 zł), ale oferuje cichszą pracę i dłuższy czas pracy na baterii. W przypadku Legion GO S zyskamy dwa porty USB-C, wymienny nośnik M.2 i nieco wygodniejszą, w mojej ocenie, bryłę czy analogi. Forma jest po prostu bardziej kompaktowa. 

Steam Deck OLED ma jednak trochę innych zalet. Konstrukcja jest lżejsza (ok. 640 g) i chłodniejsza, a pod wielowarstwowym szkłem kryje się 7,4-calowy panel OLED z odświeżaniem 90 Hz o głębokiej czerni i bardzo dobrej jasności HDR. Dzięki temu nawet proste gry wyglądają na nim bardziej atrakcyjnie niż na Legionie (mimo niższych detali, ekran potrafi zrobić różnicę). Słabsze APU zmusza do kompromisów w detalach lub rozdzielczości, ale w zamian akumulator spokojnie wystarcza na trzy godziny grania w wymagające produkcje, do nawet pięciu, sześciu godzin w grach indie. Dwa gładziki też spisują się lepiej, a do tego nieco większa bryła sprawiają, że dla większości użytkowników będzie to sprzęt prostszy, cichszy i bardziej „konsolowy”. Jeśli zatem priorytetem jest dla Ciebie surowa wydajność, wysoka częstotliwość odświeżania i pełna swoboda konfiguracji, lepiej zainwestować w Legion GO S. Jeżeli liczy się dłuższa praca, lepsza kultura pracy i ekran OLED za rozsądne pieniądze, Steam Deck pozostaje ciekawszym i lepiej dopasowanym wyborem. 

Jak zatem wypada Lenovo Legion GO S ze SteamOS? Znakomicie!

Lenovo Legion GO S w wydaniu SteamOS okazał się mobilnym pecetem z prawdziwego zdarzenia. AMD Ryzen Z1 Extreme zapewnia zapas mocy, 120-hercowy panel IPS z VRR maskuje spadki płynności, a profile TDP pozwalają świadomie wybrać między ciszą, a klatkami – choć przy 25W trzeba pogodzić się z głośniejszym chłodzeniem i półtoragodzinną baterią. Konstrukcja jest solidna i wygodna, dwa porty USB-C oraz wymienny SSD dają poczucie swobody. Brakuje głębi OLED-a, ale jak na matrycę IPS kontrast i jasność dają radę, Bez problemu zanurzymy się w Cyberpunku, Baldurze czy Forzy bez rozczarowania na twarzy. Żałuję tylko, że konsola gościła u mnie tak krótko, bo po testach, gdybym miał wybierać handhelda dla siebie, postawiłbym na Lenovo – przy moich wymaganiach priorytetem jest właśnie czysta wydajność i komfort użytkowania, a tutaj sprzęt spisuje się znakomicie. 

Atuty

  • Bezkompromisowa wydajność układu AMD Ryzen Z1 Extreme – 60-90 FPS w grach AAA przy poborze rzędu 15-25W, a w razie potrzeby można ten układ rozkręcić do ponad 40W
  • SteamOS upraszcza interfejs, skraca czas wybudzania i dodaje kilka FPSów, a przy tym wyraźnie odciąża pracę samego sprzętu. Dosłownie wyczuwalne jest szybsze działanie
  • Ekran 8″ 120 Hz z VRR i wysoką jasnością (~440 nitów)
  • Wygodne, ergonomiczne uchwyty, precyzyjne drążki z efektem Halla, dwa porty USB-C. Mimo, że bryła jest gruba i sprawia wrażenie mało poręcznej, to po chwyceniu konsoli w dłoń jest bardzo dobrze
  • Szybkie ładowanie 55,5 Wh – od 0 do 50% w ok. 30 min
  • Łatwa rozbudowa SSD + slot microSD UHS-II
  • SteamOS dostał wsparcie dla GeForce NOW, co poszerza jego możliwości w zakresie gamingu na najwyższych detalach
  • Doskonałe wsparcie emulacji platform wszelakich, co może być doskonałym rozwiązaniem dla maniaków retro-gamingu
  • Gigantyczna baza użytkowników SteamOS, gotowe konfiguracje pod sterowanie padem, tysiące modów do gier, solucji w internecie i rozwiązań, gdy coś nam nie działa, a koniecznie chcemy w to zagrać. Społeczność jest cudowna

Wady

  • Hałaśliwe chłodzenie, gdzie w trybie wydajności wentylatory potrafią dobić do ≈ 55 dB, zagłuszając wbudowane głośniki podczas intensywnych scen.
  • Ograniczona mobilność baterii – 55,5 Wh wystarcza na 90, do 130 minut w tytułach AAA przy 25W. Dłuższe sesje wymagają ładowarki pod ręką albo redukcji TDP, co ogranicza wybór gier AAA.
  • Mały i kapryśny trackpad, gdzie do nawigacji systemowej trzeba kilkukrotnie przesuwać palec. Większość graczy przerzuci się na gałki lub d-pad
  • Cena około 2599 zł plasuje Legion Go S wyraźnie powyżej Steam Decka i podstawowego ROG Ally, dopłatę czuć w portfelu.
  • Brak ekranu OLED – 8-calowy IPS 120 Hz ma niezłą jasność i VRR, ale nie oferuje nieskończonego kontrastu. Na pocieszenie konkurencyjne handheldy w tej klasie również pozostają przy panelach IPS.
  • Dodatkowa konfiguracja dla gier spoza Steam – Epic, Ubisoft czy Battle.net wymagają obejść (Heroic, Bottles), co nadal oznacza ręczną zabawę z Protonem.

Lenovo Legion Go S ze SteamOS wreszcie pokazuje potencjał układu Z1 Extreme. Dostarcza jeszcze lepszą płynność w kieszonkowym formacie, a przy tym obsługuje VRR, szybkie wybudzanie i tryby niskiego TDP. Jeśli zaakceptujesz głośniejsze chłodzenie, przeciętną baterię i dość wysoką cenę (chociaż nadal akceptowalną), dostajesz najbardziej uniwersalny handheld złożony z PCtowych podzespołów, ale bez balastu Windowsa. Uważam, że to lepsza wersja Steam Decka i może tylko brakuje tego ekranu OLED do pełni szczęścia.

8,0
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper