
Lies of P: Overture – recenzja dodatku. Przekonaj się, jak zaczął się szał marionetek
Neowiz i Round8 Studios dołożyli do pieca i wydali fabularny dodatek o długości połowy podstawowej gry. Co więcej, wypełnili go po brzegi wysokiej jakości zawartością — od fabuły, przez nowych bossów, bronie, przeciwników, na klimatycznie zaprojektowanych lokacjach kończąc. Jeśli wydane dwa lata temu „Lies of P” przypadło ci do gustu, absolutnie nie możesz przejść obok „Uwertury” obojętnie.
Chyba najbardziej w grze Koreańczyków cenię sobie jej podejście do graczy. Stworzyli coś na wzór steampunkowego klona „Bloodborne” — choć dorzucili doń, oczywiście, odpowiednio dużo własnego DNA — ale zastanowili się przy tym, co w grach From Software przyprawia graczy o ból głowy, które elementy są niepotrzebnie archaiczne i można je spokojnie zmienić. Chodzi o drobne ukłony w stronę gracza, jak choćby zostawianie utraconego ergo pod wejściem na arenę bossa (zamiast w środku) albo zaznaczanie stosowną ikoną, przy którym stargazerze mamy rozpoczęte zadanie poboczne.
Dodatek jeszcze mocniej skręca w tę stronę (choć opcje te są dostępne również dla posiadaczy wersji podstawowej po ściągnięciu najnowszej aktualizacji) i wprowadza możliwość używania kryształów ergo z poziomu ekranów awansu postaci i ulepszania broni, opcję ponownej walki z już pokonanymi bossami, a nawet — i to chyba największy gamechanger — zmianę poziomu trudności. Jeśli klasyczny poziom trudności gry ci nie odpowiada, deweloper przygotował aż dwie niższe opcje — dla tych, którzy chcą mieć po prostu łatwiej, i dla tych, których nie interesuje wyzwanie, a chcą tylko zapoznać się z fabułą. Osobiście nie uważam, aby „Lies of P” było specjalnie trudną grą, więc nie eksplorowałem zbytnio tych nowych ustawień.




Lies of P: Overture – recenzja gry. Nowe lokacje

Dostęp do zawartości „Overture” nie jest specjalnie ukryty. Eksplorując grę, zapewne zdarzyło ci się natrafić na stary, zniszczony stargazer stojący na cmentarzu, zaraz na początku rozdziału piątego. Wystarczy wrócić do niego bliżej końca gry, aby przenieść się do Dziwnego Lasu (bawi mnie polskie tłumaczenie w tej grze), z którego już chwilę później trafiamy do Zoo w Krat. Jest to rozległy kompleks, składający się z wielu pomniejszych stref, co dało projektantom pole do popisu. Trafimy na przykład do wesołego miasteczka, gdzie prócz klasycznej eksploracji możemy również wziąć udział w kilku minigrach. Niby nic takiego, ale zawsze to jakaś odskocznia od klasycznego biegania po korytarzach i szlachtowania wszystkiego, co się da. Później trafimy do podziemnego laboratorium, gdzie trzeba uważać, aby nie dać się zamrozić, ponieważ mocno spowalnia to ruchy bohatera i zabiera mu punkty życia. Dalej odwiedzamy kopalnię ergo, pokryte lodem wybrzeże i kilka innych miejsc — nie chcę jednak zdradzać wszystkiego.
Lokacje są intrygujące i, co ważne, wypełnione w znacznej mierze zupełnie nowymi typami przeciwników (choć spotkamy i kilku starych znajomych, w tym jednego, całkiem nieźle ukrytego, który stanowi bezpośrednie odniesienie do jednego z bossów z podstawki). W Zoo znajdziemy dotknięte chorobą petryfikacyjną zwierzęta, które przez nią wyglądają jak potwory z horrorów — zmutowane małpy, niedźwiedzie, krokodyle — do wyboru, do koloru. Nowe lokacje ponawiają jednak ten sam problem, który miałem z podstawową wersją gry — tylko udają rozległe i skomplikowane. W praktyce są to po prostu wijące się korytarze, a jeśli da się gdzieś skręcić, to tylko po to, by znaleźć skrzynkę i wrócić na główną ścieżkę. Przez całą grę tylko dwa razy trafiłem na rozwidlenie, przy którym rzeczywiście nie wiedziałem, gdzie iść dalej, a gdzie czeka dodatkowa nagroda. Nie jest to jednak wielki problem, kiedy same lokacje są tak ładne i pełne detali — choć mgła przykrywająca większe przestrzenie bywa irytująca.
Lies of P: Overture – recenzja gry. Łuk, miotacz ognia, a może gunblade z FFVIII?

Dodatek przynosi ze sobą aż dziesięć nowych broni — sześć rozkładanych i cztery jednolite — oraz dwie nowe ręce legionu. W przypadku tych nierozkładanych widać, że deweloper postanowił zaszaleć. Łuk jest na tyle szybkostrzelny, że po ulepszeniu można spokojnie korzystać z niego jako z głównej broni (choć w ciasnych przestrzeniach sprawdza się gorzej). Pazury to świetna opcja dla fanów szybkiej rozgrywki — kolejne ataki wyprowadza się błyskawicznie, a w połączeniu z wysokim współczynnikiem krytyków stają się one jedną z ciekawszych opcji na techniczny build. Gunblade — tutaj nazywany „Bladym Rycerzem” — to z kolei dobra opcja dla graczy dobrze kontrolujących pozycję na polu walki. Krótki wystrzał zadaje spore obrażenia, ale odrzuca nas w tył, co może skończyć się śmiercią, jeśli nie uważamy. Na końcu dodatku zdobywamy specjalny miecz — z pozoru zwykły, lekki oręż, ale po naładowaniu ataku baśni możemy wykonać tak potężny cios specjalny, że nawet ostatni boss podstawki nie miał nic do powiedzenia — i to na NG+3.
Najciekawsze pozostają jednak bronie dwuczęściowe, które pozwalają naprawdę dostosować rozgrywkę do własnych preferencji. Różne umiejętności i długości ostrzy, w połączeniu z odmiennymi stylami ataków i oddzielnymi atakami specjalnymi dla każdego komponentu, robią dużą różnicę. Moim ulubionym zestawem było najdłuższe i najcięższe ostrze w połączeniu z Rękojeścią Ciernistego Miecza, zastąpione później przez obrotowe ostrze szaleńca — przypominające cyrkowy gadżet, ale z absurdalnym zasięgiem i obrażeniami.
Wśród pozostałych broni wyróżniają się m.in. Ostrze Dzierżącego Marionetkę Przyszłości (miotacz ognia), La Vendetta (z eksplodującymi uderzeniami) oraz Maczuga Cichego Ewangelisty, pozwalająca „rzygać” kwasem na wrogów. Najbardziej intrygujące są efekty statusowe: podpalenie, zatrucie, porażenie prądem — i to one nierzadko decydują o efektywności broni.
Lies of P: Overture – recenzja gry. Desperacka misja ratunkowa z góry skazana na porażkę

Fabuła „Uwertury” rozgrywa się w przeszłości, co jest zarówno jej zaletą, jak i wadą. Z jednej strony, pozwala lepiej zrozumieć genezę tragedii, która dotknęła Krat, i rozwija postaci takie jak przyjaciel Carlo, Romeo, znany z podstawki tylko przelotnie. Opowieść nie jest może wybitna, ale dobrze się ją śledzi — i to, moim zdaniem, jedna z największych zalet podejścia Neowiz i Round8 Studios. Choć robią „soulsy”, potrafią opowiedzieć zrozumiałą historię — bez konieczności wczytywania się w opisy przedmiotów. Historia Romeo i legendarnej tropicielki Lei Florence Monad, a także poboczne wątki innych postaci, sprawiają, że chce się zanurzyć w tym świecie — i czasem nawet uronić łzę. To sporo, jak na ten gatunek.
Rozczarował mnie natomiast system rozwoju postaci — a konkretniej to, jak niewiele się w nim zmieniło. Jedyną nowością jest dalszy rozwój organu P, czyli pasywnych umiejętności, które odblokowujemy za pomocą kwarcu. To jednak po prostu kolejna zakładka z tymi samymi bonusami: większy atak krytyczny, odporność na efekty, lepsze leczenie itd. Szkoda, bo system progresji postaci był najsłabszym elementem podstawki, a deweloperzy mieli idealną okazję, by go poprawić — z której nie skorzystali.
Koniec końców, „Lies of P: Overture” to po prostu ewolucja tego, co dostaliśmy dwa lata temu. System walki pozostał bez zmian, eksploracja także, a choć fabuła, przeciwnicy i lokacje są nowe, to jednak mocno osadzone w tym, co już znaliśmy. I dobrze — bo „Lies of P” to do dziś jedyny soulslike spoza From Software, który sprawił mi autentyczną przyjemność od początku do końca. Na tyle dużą, że zdobyłem platynę — a teraz również komplet dodatkowych trofeów. Na rewolucję przyjdzie nam poczekać do pełnoprawnej kontynuacji. Tymczasem, wracając do początku: jeśli „Lies of P” ci się podobało, absolutnie nie możesz przejść obok „Uwertury” obojętnie.
Ocena - recenzja gry Lies of P: Overture
Atuty
- Poruszająca fabuła - tak główna, jak i poboczne historie NPCów;
- Dziesięć nowych broni i dwie ręce legionu pozwalają dostosować rozgrywkę jeszcze bardziej pod własny styl;
- Kilka ciekawych, nowych pomysłów na bossów - zauważalnie trudniejszych, niż ci z podstawki;
- Zupełnie nowe lokacje;
- Klimatyczne, nowe lokacje;
- Kilka zmian na plus w UI;
- Bardzo dobry stosunek ceny do jakości.
Wady
- Lokacje wciąż raczej korytarzowe, prowadzące po sznurku;
- Brak większych zmian w rozgrywce;
- Kiepsko nakreślony (choć wizualnie robiący wrażenie) antagonista.
"Lies of P: Overture" to gratka dla wszystkich fanów oryginalnej przygody lalki Gepetta. Około 12 godzin rozrywki na wysokim poziomie za relatywnie niewielkie pieniądze. Polecam.
Przeczytaj również






Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych