Nasze czasy (2025) - recenzja filmu [Netflix]. Trudna sztuka opowiadania o feminizmie

Nasze czasy (2025) - recenzja filmu [Netflix]. Trudna sztuka opowiadania o feminizmie

Jan_Piekutowski | Wczoraj, 21:00

Meksykańska komedia romantyczna, opowiadająca o podróży w czasie, mająca na celu przedstawienie emancypacji kobiet na przestrzeni lat. Obecnie jeden z najlepiej oglądanych filmów Netflixa. Jeden z najgorszych filmów tego roku. Grubo.

“Nasze czasy” skupiają się na losach dwójki naukowców - Nory (Lucero) oraz Hectora (Benny Ibarra). Parę poznajemy w 1966 roku, gdy finalizują projekt wehikułu w czasie. Gdy budowa zostaje ukończona, małżeństwo postanawia przenieść się o 15 minut w przyszłość. Plan wymyka się spod kontroli, Meksykanie lądują w 2025 roku. Otaczająca ich rzeczywistość diametralnie różni się od tego, do czego przywykli. I bynajmniej nie chodzi o kwestię galopującego postępu technologicznego. Głównym motywem najnowszego hitu Netflixa jest zmiana roli i postrzegania kobiety w społeczeństwie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie pomyl filmu

konferencja
resize icon

Jeśli ktoś szuka produkcji, która w rzetelny sposób opowiada o podróżach w czasie i paradoksach z tym związanymi, to nie jest dobry adres. “Nasze czasy” wykorzystują ten motyw wyłącznie jako bazę do snucia dalszej opowieści. Gdy wkraczamy w świat przedstawiony, wehikuł jest właściwie ukończony, potrzeba tylko jednego elementu, aby cała maszyna zaczęła hulać.

Nie pojawiają się wyliczenia, rozterki znane z filmów traktujących o naukowcach, co może nieco dziwić, wszak główni bohaterowie dokonują odkrycia ze wszech miar przełomowego, rewolucyjnego, historycznego. Podróż w czasie jednak jedynie jest, służy wyłącznie do napędzenia fabuły.

W “Naszych czasach” nie ma nic z historii sci-fi, bo człon science został potraktowany prostacko. Nie zaistniał na dobre w scenariuszu stworzonym przez duet Juana Carlosa Garzóna i Angeliki Gudino. Z jednej strony nie musiał - tym bardziej, że metraż jest bardzo skromny - z drugiej strony był tu potencjał na znacznie głębszą historię. Gdyby wspomniany motyw został rzetelnie rozbudowany, cała produkcja by na tym skorzystała.

Łopatą po głowie

w maszynie
resize icon

Wobec niedostatku w jednej kwestii, “Nasze czasy” muszą bronić się rozprawą na temat może nie trudniejszy, ale na pewno bardziej polaryzujący społeczeństwo. To komedia romantyczna - chociaż momentów do śmiechu jest dość niewiele, chyba że kogoś bawi początkowa konserwatywność seksualna głównej bohaterki - która stawia sobie za zadanie opowiedzenie o feminizacji w Meksyku.

Czyni to skokowo, płaszczyzny narracyjne są dwie - 1966 i 2025. W pierwszej Nora, chociaż ma wybitne zasługi naukowe, traktowana jest protekcjonalnie, z góry, jako przystawka do swojego męża. W drugiej badaczka zostaje postawiona w centrum wydarzeń, jest postacią samą w sobie, w gruncie rzeczy hołubioną w związku z dokonaniami. To bardzo proste podejście do tematu, ukazanie dwóch skrajności, ale, jak twierdzą meksykańscy i hiszpańscy recenzenci, dość wiernie pokazujące to, jak sprawy miały się blisko 60 lat temu.

Szkopuł w tym, że pod względem scenariusza “Nasze czasy” walą widza łopatą po głowie. Nie są przy tym tak swobodne i wdzięczne jak “Barbie”, wspomnianemu duetowi zdecydowanie brakuje zręczności Grety Gerwig i Noaha Baumbacha. W “Naszych czasach” wszystko jest nieznośnie czarno-białe, a bohaterów męskich po prostu nie da się polubić. Hector zostaje przedstawiony jako człowiek zacietrzewiony, zamknięty, niezdolny do pogodzenia się z sukcesem żony. W jaki sposób mamy z nim sympatyzować? 

To niedorzeczne, aby o feminizmie w 2025 roku rozmawiać na zasadzie “te złe facety”. A film Chavy Cartasa to właśnie próbuje robić. Nie oddaje sprawiedliwości, bo jej nie szuka. Tym samym spłyca dyskusję. Ślizga się jedynie po jej wierzchołku, czego nie da się wytłumaczyć gatunkową przynależnością do komedii. Komedie potrafią mówić o podobnych tematach znacznie, znacznie lepiej. Wnosić coś, a nie, jak to “Nasze czasy” czasami czynią, uwsteczniać dyskurs.

Może zatem oś romantyczna się broni? No nie, zupełnie nie. Nie chcę jej spoilerować, ale końcówka filmu to kolejne uzasadnienie mojego wcześniejszego zarzutu dotyczącego potraktowania Hectora. Jest przy tym uzasadnieniem najboleśniejszym, pokazującym, że nie ma miłości. Dobrego filmu też nie ma.

Atuty

  • Lucero w roli Nory
  • Zdjęcia
  • Pierwsze 30 minut

Wady

  • Koszmarne przesłanie z finałem na czele
  • Szkodliwe podejście do poruszanego tematu
  • Ani romans, ani komedia, ani sci-fi
  • Słabiutki aktorsko drugi plan
  • Nie potrafi skupić uwagi widza

Nie oczekiwałem od “Naszych czasów” niczego, a i tak się zawiodłem. Ważne wątki społeczne zostały potraktowane po macoszemu, wręcz szkodliwie. Jednocześnie ta produkcja może pełnić znakomitą rolę edukacyjną. Niewiele rzeczy lepiej pokazuje, jak nie rozmawiać o feminizmie.

2,5
Jan_Piekutowski Strona autora
cropper