Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (2025) - recenzja filmu [Monolith]. Zawsze będziesz od nich mniejsza

Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (2025) - recenzja filmu [Monolith]. Zawsze będziesz od nich mniejsza

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 20:00

Eve MaCarro straciła ojca, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Winston przekazał ją Ruskiej Romie, gdzie dorastała ucząc się baletu i gracji, ale również i sztuki zabijania. Kiedy w trakcie wykonywania zlecenia trafia na człowieka z taką samą blizną, jak zabójca jej taty, postanawia zignorować wszystkie zasady i ruszyć w pogoń za człowiekiem, który zniszczył jej życie.

Postawmy sprawę tak jasno, jak to tylko możliwe. Ten film jest głupi. Okrutnie wręcz głupi. Fabularnie to jest taka mielizna, że gdyby oceniać tylko na tej podstawie, to byłby jeden z największych szrotów tego roku. Naiwność i umowność tego, co tu się dzieję wywala poza skalę i leci prosto w kosmos. Ktoś powie: przecież ta seria tak właśnie działa. I będzie miał rację. Poza raczej stonowaną częścią pierwszą i do pewnego stopnia wciąż rozkręcającą się dwójką, wszystko, co wyszło spod marki "John Wick" to absurdy godne najbardziej odkręconych gier video. Co nie znaczy, że musi mi się to podobać. Szanuję producentów kolejnych części tej bajki za wyobraźnię w temacie realizacji scen akcji, które zawsze zbudowane są wokół jakiegoś motywu przewodniego i trwają praktycznie do wyczerpania tematu, ale nie wiem jak ty, ale ja lubię kiedy mój film ma jakąś tam fabułę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Historia w "Ballerinie" bardzo ryzykownie (i niewprawnie) tańczy na granicy nijakości i kompletnego nieporozumienia. Nasza bohaterka ma załatwić sprawę z jednym człowiekiem (Norman Reedus), który być może będzie w stanie jej pomóc, a być może natychmiast ją zabije. Na szczęście trafia na tę pierwszą opcję, a fabuła ma szansę na dalszy rozwój, choć poraża mnie jak nieskończenie nieodpowiedzialny i ryzykowny był jej plan. Później wcale nie jest lepiej. Bohaterowie robią absurdalne, pozbawione logiki rzeczy, scenarzyści proszą nas o przejmowanie się postaciami, z którymi nie łączy nas żadna więź emocjonalna i jeszcze mają czelność wprowadzić na scenę w ostatnim akcie Johna Wicka (Keanu Reeves), który w tym momencie powinien powoli dochodzić do siebie po wydarzeniach z trzeciej części swojej serii. Będę brutalny - fabularnie, ten film to jest ściek. 

Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (2025) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Mała nie znaczy słaba 

Stomp that groin
resize icon

W 2025 roku wszyscy już jednak wiemy, jak te filmy wyglądają i wybieramy się na nie w jednym tylko celu - by móc podziwiać tytaniczną pracę aktorów, kaskaderów, operatorów i reżyserów. Po czterech filmach o Johnie, w głowie widza może jednak pojawić się pytanie - czym jeszcze mogliby zaskoczyć mnie filmowcy? Przyznam, że sam miałem pewne wątpliwości, ale ostatecznie Len Wiseman dał radę pozytywnie zaskoczyć mnie paroma nowościami i - chyba przede wszystkim - główną mantrą całego filmu:

"Zawsze będziesz słabsza. Zawsze będziesz mniejsza. Chcesz wygrać? Improwizuj".

Eve jest trenowaną do zabijania od najmłodszych lat maszyną, jasne. Ale jest też filigranową, ważącą może z 60 kilo dziewczyną i w bezpośrednim pojedynku z dwa razy cięższym facetem nie miałaby szans. Przynajmniej gdyby walczyła uczciwie. I to właśnie wokół tego prostego założenia zbudowany został cały film. Eve rzuca we wrogów ciężkimi przedmiotami, wsadza im palec w oko, strzela w stopę, dźga i chlasta ostrzami nie zastanawiając się nad tym, czy są oni uzbrojeni czy nie. Jeśli chce przeżyć, musi wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. I czuć w trakcie seansu ten jej wysiłek. Widzimy z jaką trudnością powala kolejnych przeciwników. Czuć tu klimat walk z "Johna Wicka", ale ich charakter jest dużo bardziej desperacki, brudny.

Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (2025) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Valet śmierci ponad wszystko 

Miotacz ognia
resize icon

Klasycznie już dla serii, każda większa rozróba posiada jakiś swój unikalny temat. U Johna były to ostatnio choćby walka na schodach i strzelanina z widokiem z góry. Tutaj najmocniej zapadającymi w pamięć scenami będą zapewne walka z użyciem rozkręconych na sznurówkach łyżew, dłuższa sekwencja z główną bohaterką uzbrojoną w cały pas granatów oraz, oczywiście, krótka spinka z Wickiem, którą zasugerowały nam już zwiastuny. Zwłaszcza ta ostatnia scena robi wrażenie, bo pokazuje jak nieopierzona wciąż jest nasza bohaterka, kiedy porównać ją z niedoścignioną perfekcją, jaką jest John. Widać to i w innych scenach, kiedy Eve jest zasadniczo rzucana od ściany do stołu i cudem tylko uchodzi z życiem, ale dopiero w tym momencie reżyser mówi widzowi wprost, jak wygląda sytuacja.

Z tym pomiataniem główną bohaterką wiąże się też problem, który widzieliśmy już wcześniej w filmach o Wicku. Otóż poziom wpierdzielu, jaki Eve potrafi na siebie przyjąć i wciąż biegać jest tak abstrakcyjnie wysoki, że miejscami wręcz zabawny. Nasza zabójczyni zapomina w połowie walki, że pięć minut wcześniej wyciągnęła sobie z ciała całkiem głęboko zatopiony nóż, nic nie robi sobie z eksplodujących tuż obok granatów. W ogóle prawa fizyki zdają się nie mieć w tym filmie praktycznego zastosowania, co widać zwłaszcza w scenie z miotaczem ognia. Poziom absurdu wyrywa sufit, ale jeśli jesteś w stanie przymknąć na to oko i pogodzić się z faktem, że oglądasz bardzo niemądrą bajkę, to można się z tą baletnicą całkiem dobrze bawić. Mi już chyba po prostu przejadła się trochę formuła tych filmów.

Jeśli uważasz, że czwarty "John Wick" był świetnie zrobionym, wartym uwagi kinem, to gwarantuję, że nie gorzej będziesz bawił się w towarzystwie "Balleriny". Akcja, jak zawsze w tej serii, zrealizowana jest pierwszorzędnie, z pomysłem i świeżo, bo uwzględniając gabaryty głównej bohaterki. Ana de Armas wypada przekonująco w swojej roli, gościnny występ Johna zawsze miło zobaczyć, nawet jeśli chronologicznie nie ma on za dużo sensu i tylko te absurdy, zarówno logiczne jak i fabularne, nie pozwalają mi z czystym sumieniem napisać, że to jest dobry film.

P.S. Dla porównania: czwartemu "Johnowi Wickowi" dałem 6/10.

Atuty

  • Ana de Armas sympatyczna i wiarygodnie zabójcza;
  • Epizod Johna Wicka;
  • Kilka świeżych, pomysłowych scen akcji;
  • Pojedyncze, natchnione momenty przemocy;
  • Nawet szybko się ogląda.

Wady

  • Masa absurdów logicznych i fizycznych;
  • Beznadziejna, pisana na kolanie fabuła;
  • Emocjonalnie po prostu nie działa;
  • Byle jaki finał.

Dlaczego ten film w ogóle nazywa się "Baletnica", kiedy balet nawet przez chwilę nie jest istotnym elementem jego fabuły? Z resztą, jakiej fabuły?! To po prostu dwie godziny świetnie zrealizowanej akcji. I NIC więcej.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper