Karate Kid: Legendy (2025) - recenzja filmu [UIP]. Jackie Chan znalazł swojego następcę

Karate Kid: Legendy (2025) - recenzja i opinia o filmie [UIP]. Jackie Chan znalazł swojego następcę

Roger Żochowski | 03.06, 22:30

 „Karate Kid: Legendy” to kolejny film, który spora część krytyków ocenia bardzo nisko, a widzowie, którzy mimo słabszej średniej idą do kina, bawią się na nim bardzo dobrze. I kolejny raz muszę stanąć po stronie tych drugich.

Wychowałem się w latach 90. chłonąc jak gąbka wodę filmy z Jackie Chanem i Brucem Lee, a pierwsza cześć „Karate Kid" z 1984 roku to również jeden z filmów mojego dzieciństwa. Nie bez powodu jest on uważany przez wielu fanów za kultowy. Twórcy „Karate Kid: Legendy” nie próbowali odkrywać koła na nowo, to film, który trzyma się dość wiernie założeń oryginału, wprowadzając do historii zupełnie nowe postacie, a jednocześnie serwując nostalgiczny powrót do przeszłości fanom, którzy tęsknili za bohaterami z dzieciństwa.

Dalsza część tekstu pod wideo

Znany z reebotu z 2010 rok Pan Han (Jackie Chan) prowadzi obecnie szkołę kung-fu, a jednym z jego najlepszych uczniów jest Li Fong (Ben Wang). Niestety tak się składa, że jego matka (Ming-Na Wen) postanawia przeprowadzić się z Chin do Nowego Jorku. Tam Li musi zacząć wszystko od nowa, a chcąc spełnić życzenie swojej rodzicielki - porzucić kung-fu. Oczywiście my jako widzowie doskonale wiemy, że nic takiego nie będzie miało miejsca. W Nowym Jorku młody chłopak poznaje dość szybko uroczą Mię (Sadie Stanley), która wraz z ojcem (świetny Jashua Jackson) prowadzi pizzerię. Dalej idzie już z górki - restauracja jest zadłużona u lokalnych mafiosów, zaś sam Li walcząc o serce ukochanej będzie musiał rywalizować z lokalnym mistrzem karate - Connorem (Aramis Knight) – który jest stereotypowym złolem aż do bólu.

Karate Kid: Legendy (2025) - recenzja i opinia o filmie [UIP]. Dwie gałęzie, jedno drzewo

Karate Kid: Legendy
resize icon

Fabuła jest prosta, kopiuje schematy niejednego filmu o sporcie i sztukach walki, a postacie mają bardzo jasny i klarowny podział na złych i dobrych. Czasem nawet zbyt jasny. Niemniej jednak aktorzy dobrze grają swoje role, Jashua Jackson z urokiem Nathana Drake'a prowadzi swoją postać naznaczoną problemami ojca dorastającej córki, a Li musi też radzić sobie z traumą z przeszłości i osobistą tragedią. Nie brakuje również odniesień do starych odsłon filmu w tym scen z panem Miyagi (Pat Morita), chyba jednym z najbardziej rozpoznawanych mistrzów sztuk walki w historii kina. Jest też młody i stary Daniel LaRusso (Ralph Macchio), choć z tym drugim mam pewien problem. Miło było zobaczyć go na ekranie, ale ma się wrażenie, że został tu trochę wrzucony na siłę, jako znana fanom twarz, bo jego pojawienie się trochę zaburza rytm rozgrywającej się historii młodego Li. Z drugiej strony rywalizacja Ralpha Macchio z Jackie Chanem związana z wyższością kung-fu nad karate i na odwrót, jest po prostu zabawna

Nie zabrakło też nawiązań do cenionej serialowej kontynuacji „Karate Kida” z Netfliksa – „Kobra Kai” - choć to raczej subtelne mrugnięcia okiem. Trzeba bowiem wyraźnie zaznaczyć, że jest to film autonomiczny i dużo bliższy oryginalnym odsłonom filmu niż serialowi, zwłaszcza jeśli chodzi o wątki komediowe, które nie są tu na pierwszym planie. „Karate Kid: Legendy” uderza w bardziej poważne, mentorskie tony, a czasem nawet nieco zbyt patetyczne. Motywem przewodnim znanym zresztą doskonale fanom jest motto „dwie gałęzie, jedno drzewo”, związane z połączeniem karate i kung-fu właśnie.

Karate Kid: Legendy (2025) - recenzja i opinia o filmie [UIP]. Jak w Tekkenie 

Karate Kid: Legendy
resize icon

To co najbardziej cieszy to choreografia walk. Tutaj naprawdę wszystko zostało dobrze i dynamicznie nakręcone, widzimy wychodzące ciosy, bloki, odbicia się od ścian, kamera nie zachowuje się jak pijany mistrz, który nie nadąża za akcją i ogląda się to wszystko znakomicie. Twórcy w drugiej części filmu pokusili się nawet o wstawki i interfejs rodem z Tekkena, zresztą postery Turnieju Żelaznej Pieści pojawiają się również w tle niektórych scen. Trochę szkoda, że Jackie Chan ma już swoje lata i nie może pokazać swoich umiejętności z czasów świetności, choć i on doczekał się scen walk.Tyle, że już nie tak szalonych jak kiedyś. Próbuje to zresztą nadrobić młody Ben Wang, który jest naprawdę dobrze wyszkolony i nawet przemyca styl walki Jackie Chana, łącząc kung-fu z pewną formą przypadku i improwizacji. Nie jest to wszak jeszcze poziom mistrza, ale ponownie - ogląda się to bardzo dobrze.

W filmie nie brakuje dość absurdalnych rozwiązań fabularnych, czasem mało wiarygodnych, ale nie każdy film musi fabularnie odkrywać nowe horyzonty. To lekkostrawna opowieść o dojrzewaniu, walce z traumą, sporcie, który daje spełnienie i próbach odnalezienia szczęścia w nowym miejscu oraz ułożenia sobie tam życia. To na swój sposób rodzinny, ciepły film, bez wywrotek jakie serwuje nam w remeke’ach swoich bajek Disney. I mi to pasuje. 

Atuty

  • Choreografia walk
  • Fajne, dające się lubić postacie
  • Nawiązania do oryginału
  • Sceny komediowe z Jackie Chanem
  • Dobra rola Jashuy Jackson

Wady

  • Stereotypowy do bólu antagonista
  • Wątek LaRusso wciśnięty trochę na siłę
  • Niektóre fabularne absurdy

Jeśli tak jak ja macie sentyment do starych filmów o sztukach walki, „Karate Kid: Legendy” powinno spełnić Wasze oczekiwania, nawet jeśli to płyta, którą doskonale już znacie.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper