![Mountainhead (2025) - recenzja filmu [HBO max]. Festiwal zgnilizny na najwyższym poziomie](https://pliki.ppe.pl/storage/d2e66871f18498a3076c/d2e66871f18498a3076c.jpg)
Mountainhead (2025) - recenzja, opinia o filmie [HBO max]. Festiwal zgnilizny na najwyższym poziomie
Randall, Souper, Jeff i Venis są jednymi z najbogatszych ludzi na świecie. Czują puls biznesu i wiedzą jak mnożyć dalej swoje majątki. Kiedy świat zwykłych ludzi tonie w chaosie z powodu ogromnego kryzysu, spowodowanego przez jednego z nich, oni spotykają się w malowniczych górach, gdzie zamierzają dobrze się bawić, grać w pokera i patrzeć, jak rozwinie się sytuacja i jak mogą na tym zarobić.
Kiedy zobaczyłem, że na HBO max wskakuje nowy film twórcy "Sukcesji", serialu uważanego za jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą produkcję telewizyjną wszech czasów, w dodatku z uwielbianym przeze mnie Stevem Carellem w jednej z głównych ról, nie mogłem przejść obok niego obojętnie. Zastanawiałem się, jakim genialnym scenariuszem zaskoczy mnie Jesse Armstrong, który siedzi również na stołku reżysera. No więc włączyłem film i zacząłem oglądać. Fabuła zaczęła się rozkręcać i rozkręcała się i rozkręcała i tak przez godzinę nie mogła się rozkręcić...
Pomyślałem sobie: "Czy to możliwe? Czy główny twórca tak utytułowanej produkcji tak naprawdę miał tylko szczęście, bo otoczył się całym sztabem dużo bardziej utalentowanych scenarzystów, a sam jest w najlepszym wypadku niezły"? Bo tak to trochę, szczerze mówiąc, wygląda. Jasne, cała fabuła i bohaterowie sprawiają wrażenie wiarygodnych, miejscami aż nieprzyjemnie realistycznych, ale po skończeniu seansu nie mogłem się nadziwić, jak bardzo nie podeszło mi to, co zobaczyłem. I co z tego, że na samym, samiusieńkim końcu dzieje się coś, co rekontekstualizuje wcześniejsze wydarzenia, skoro dotrwanie do tego finału jest męczące jak diabli?




Mountainhead (2025) - recenzja, opinia o filmie [HBO max]. W formie serialu pewnie sprawdziłby się lepiej

Wstęp wyszedł strasznie negatywny, ale szczerze mówiąc, uważam że znajdzie się publiczność, dla której ten film będzie absolutnie świetną jazdą bez trzymanki. Ta pierwsza połowa filmu, która tak mnie zmęczyła, to zasadniczo festiwal skrajności, tekstów tak odrażających i zachowań nieodpowiednich do sytuacji, tak odpychających, że mogą na swój sposób bawić. Obserwujemy ludzi posiadających trudną do pojęcia władzę i bogactwo, a zachowują się jak małe, rozwydrzone dzieci. Rozumiesz, coś na zasadzie: "masz tego nie dotykać" i "a właściwie, że dotknę". Armstrong dodatkowo kontrastuje te ich wygłupy i gierki z przebitkami tego, co dzieje się na świecie, gdzie ludzie tracą wszystko, zabijają się, wszczynają zamieszki. Trudno nie zrozumieć - i to dobitnie - co autor myśli o najzamożniejszych tego świata.
Mój problem polega na tym, że tę pierwszą godzinę ogląda się bardziej jak serię skeczy na jeden temat, a nie fabułę filmu. Wydarzenia stoją w miejscu, widz patrzy z przerażeniem na odklejenie bohaterów od rzeczywistości zwyczajnych ludzi i nic się nie zmienia. Wydarzenia, które są katalizatorem tego, co dzieje się w drugiej połowie filmu (gdzie film kompletnie już dewoluuje w absurdalną, czarną komedię), dałoby się opowiedzieć całkiem kompleksowo w kilkanaście minut. Reszta to jedynie wata, nadmierna eksploatacja tego samego pomysłu. Specyficznie zabawna, pewnie, ale i tak męcząca.
Mountainhead (2025) - recenzja, opinia o filmie [HBO max]. Było ich czterech, w każdym z nich inny poziom zepsucia

Czego by jednak nie myśleć o fabule, o aktorach wcielających się w główne (i niemalże jedyne) role nie można powiedzieć złego słowa. Carell, Jason Schwartzman i Cory Michael Smith są tu kompletnie zgniłymi ludźmi, ale każdy na swój własny sposób. Ten ostatni to takie duże dziecko, które nigdy w życiu nie usłyszało od nikogo "nie". Carell zgrywa mądrego papę, tak naprawdę zaspokajając jedynie swoją potrzebę bycia chwalonym, poważanym i najbardziej ogarniętym, a Schwartzman to gigantyczna włazidupa, która zrobi wszystko, byle przypodobać się reszcie. Wołają na niego "Soup", od angielskiego "soup kitchen", czyli miejsc, gdzie najbiedniejsi mogą iść po zwykle darmowy, ciepły posiłek. A dlaczego tak na niego wołają? Bo jest kompletnym lamusem i nie ma jeszcze na koncie nawet jednego miliarda. Wstyd jak stąd do Radomia. Jedynie Jeff (Ramy Youssef) jest trochę inny. Nie żeby od razu "dobry", bo jednak koleguje się z nimi i zgadza się z nimi w wielu sprawach, ale przynajmniej otwarcie gardzi ich podejściem do obecnej sytuacji i wytyka im różne rzeczy, które uważa za obrzydliwe i niegodne. Jak wyżej - każdy z nich jest wyjątkowy i zagrany w zajmujący, interesujący sposób.
Portale filmowe podpisują "Mountainhead" jako dramat i tak jak sytuacja i zachowanie bohaterów rzeczywiście można nazwać dramatycznym, tak moim zdaniem bliżej temu filmowi do bardzo stonowanej, czarnej komedii. Sytuacje i nawet zdjęcia w drugiej połowie filmu mają wyraźnie humorustyczny charakter, choć początkowe skupienie na majestatycznym pięknie otaczającego dom Soupa krajobrazu rzeczywiście wprowadzić w błąd. Osobiście uważam, że film ogląda się znacznie lepiej, kiedy autor jasno i wyraźnie skręca w stronę farsy. Tempo przestaje usypiać, można się uśmiechnąć i docenić pomysłowość części ujęć.
Ostatecznie, "Mountainhead" nie sprawił, że się w nim zakochałem. Szanuję pomysł na fabułę i muszę przyznać, że powieka otworzyła mi się trochę szerzej, kiedy na ekrany wjechały napisy końcowe, ale sama realizacja scenariusza pozostawia trochę do życzenia. Można obejrzeć dla naprawdę mocnej obsady, choć osobiście znam lepsze sposoby na spędzenie ponad stu minut życia.
Premiera filmu już 01.06 na HBO max.
Atuty
- Mocna, dobrze bawiąca się w swoich rolach obsada;
- Kontrasty tak straszne, że aż na swój (bardzo mroczny) sposób zabawne;
- Typowo armstrongowe poczucie humoru;
- Sam finał historii nadaje jej ciekawy, nowy kontekst.
Wady
- Pierwsza połowa zasadniczo stoi w miejscu i okrutnie męczy;
- Lwia część fabuły nie jest zbyt angażująca;
- Wolta w drugiej połowie filmu jest tak ostra, że może kłócić się z tym, co było wcześniej.
Twórca "Sukcesji" ponownie zaprasza nas do świata wielkich pieniędzy. Tym razem jednak robi to mniej wprawnie, choć i w "Mountainhead" znajdzie się kilka rzeczy, które sprawiają, że można dać mu szansę. Zwłaszcza jeśli jest się fanem twórczości Armstronga.
Przeczytaj również






Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych