
Tainted Grail: The Fall of Avalon - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX, PC]. Powrót króla
Mamy to, "polski" Skyrim wreszcie pojawił się na konsolach. Zgotowana przez Awaken Realms oraz Questline produkcja nie stroni od rozwiązań wypracowanych przez słynną Bethesdę. Próba realizacji tak ambitnych założeń przy ograniczonym budżecie - w teorii - nie miałaby prawa się udać. A jednak miło się zaskoczyłem, ponieważ historia zapisana w gąszczu arturiańskich legend, a następnie przeniesiona na język zer i jedynek po prostu zdała egzamin. Nie obyło się bez wpadek, lecz całościowo to produkt poprawny. Zapraszam do recenzji.
Recenzowane Tainted Grail: The Fall of Avalon jest drugą grą osadzoną w masywnym uniwersum Spaczonego Graala, które rozpoczynało od planszówek, bardzo zresztą popularnych wśród ludzi ceniących sesje ze znajomymi. W końcu wydano taktyczne Tainted Grail: Conquest, czyli pozycję obejmującą stantardy rogue-like z budowaniem talii RPG. Produkcję tę medialnie doceniono, a wydawca potwierdził prace nad grą, której recenzję właśnie czytacie.
To produkcja skierowana przede wszystkim do wiernych fanów serii Elder Scrolls ceniących absolutną swobodę w działaniu, tj, obieraniu kierunku rozwoju postaci, kolejności odwiedzania regionów i spędzania masy godzin na eksploracji poza wątkiem głównym. Z tego słyną gry studia Bethesda Softworks, które przecież nie narzucają określonych schematów działań i promują narracyjną otwartość. W rzeczy samej, Tainted Grail: The Fall of Avalon zostało obudowane ciekawą historią i częściowo korzystającą ze scenariopisarskiej receptury...Cyberpunk 2077. Zaskoczeni? Już śpieszę z wyjaśnieniami.




Tainted Grail: The Fall of Avalon - echo przeszłości
Historię w recenzowanym Tainted Grail: The Fall of Avalon otwiera motyw legendarnego Króla Artura oraz jego wielkiego królestwa, Avalonu. Krainę tę spowija plaga określona przez autorów Czerwonym Morem, a nadrzędną, bezwględną siłą jest tzw. Dziw (taka zła wersja "Cudu"z serii Blasphemous). Tworzymy więc naszego herosa, bądź bohaterkę i budzimy się w więziennym azylu trzymani przez tzw. Czerwonych Kapłanów, którzy z nieznanych nam jeszcze powodów coś nam zrobili. Wyznawcy tego kultu chcą wskrzesić Króla Artura, martwego od sześciu wieków. Dalsze losy prowadzą nas do fragmentu duszy zmarłego króla, który od teraz siedzi naszej postaci w głowie. Nieprzypadkiem wywołałem grę CD Projekt RED do tablicy, ponieważ motyw kłebiąciego w głowie antybohatera w Tainted Grail jak nic przypomina wątek Johny'ego Silverhanda. Tutaj jest on podany bardzo oszczędnie. Król Artur, choć przemawiający doprawy świetnym głosem pojawia się głównie przy ogniskach w formie wspomnienia - nie wie kim naprawdę był i dlaczego uważany jest nie za wybawcę ludu, a za demona.
Opowieść, choć nie została wyreżyserowana przy użyciu wysokiego budżetu może się podobać. Na pochwałę zasługują przerywniki filmowe, które zrealizowano z dbałością o najmniejsze detale. Stylistycznie, Tainted Grail: The Fall of Avalon jest produkcją ponurą, ociekającą krwią i spowitą mrokiem, choć nie brakuje w niej humoru i całkiem barwnie napisanych postaci drugoplanowych. Stąd chylę czoła dla twórców za bardzo dobrą warstwę pisarską. Dialogi napisano poprawnie, a treści dziesiątek notatek tworzą bardzo ciekawą lekturę poszerzającą wiedzę o tym niezwykłym świecie. W kontekście zadań fabularnych oraz pobocznych autorzy dbają o nieprzewidywalne wątki oraz wpływ podejmowanych przez nas decyzji na przebieg określonej aktywności. W trakcie wędrówki (pieszej lub konnej) napotkać można wiele pytajników do sprawdzenia, i niezliczoną ilość lochów do splądrowania. Duch starszych gier z serii Elder Scrolls czuwał nad przebiegiem prac nad Tainted Grail: The Fall of Avalon.
Artystycznie widzę w recenzowanej grze coś z Elden Ring, choć zaznaczam, że tutaj może wychodzić moja obsesja na punkcie ostatniego dzieła studia From Software. Cieszy mnie, że polscy autorzy obrali ścieżkę nieskrępowanych inspiracji schematem Bethesdy, a nie kolejnej wariacji gry opartej na wysłużonej już formule souls-like'ów. Przemierzany przez gracza świata stara się być zróżnicowany (zamki, lochy, skalne wzniesienia, lasy, jest gdzie popatrzeć w kontekście artystycznym). Twórcy dają nam wybór perspektywy (TPP/FPP) przez i w trakcie rozgrywki (wystarczy przytrzymać krzyżak "do góry"). Niestety, świat przedstawiony wydaje się trochę za pusty, choć autorzy sprytnie tłumaczą pustki panującym Dziwem, który uaktywnia się zwłaszcza o nocnej porze. Bardzo często podczas snu moja postać budziła się z powodów nocnego Dziwu. Teren pokrywa wówczas złocista aura, i zwiększa się aktywność wszystkiego, co złe. Twórcy zbyt intensywnie żonglują porą dnia i nocy - przejście między słońcem a księżycem jest zbyt szybkie i narzekano na ten fakt już w trakcie wersji Early Access.
Tainted Grail: The Fall of Avalon - ku chwale
Motyw pofragmentowanej duszy Król Artura wymagał rozbudowanej narracji i dzięki wykorzystaniu standardów Bethesdy udało się złożyć wielowarstwową opowieść. Mechanicznie mamy do czynienia z duchowym spadkobiercą Elder Scrolls i gra nawet nie kryje się z inspiracjami. Walkę niemal żywcem przeniesiono z tejże serii i na początku - jak wiadomo - lekko nie jest. Zaaplikowano klasyczny bestiariusz rodem z mrocznego fantasy z wszelkimi trupojadami, zombie, ghulami, obłędnymi rycerzami, przeklętymi mnichami, itd. Sednem gry jest zwiedzanie i lootowanie wszystkiego, co się da. Jeśli cenicie Elder Scrolls, to docenicie losowość zdarzeń w Tainted Grail: The Fall of Avalon. Niełatwo jest spiąć taki projekt wymagający złożonych sytaucji, nawet jeśli rozgrywka nie jest w żadnym wypadku rewolucyjna. Rozwój postaci potraktowano jak w Skyrim - za regularne wykonywanie określonej czynności rośnie skuteczność. Gra nie stroni od drzewek umiejętności i przyznawania atrybutów. Obowiązkowo musimy również przyrządzać jedzenie, a gra zapamiętuje odkryte przepisy, co ułatwia ten proces - a wszystko w szykowanych przez grazca ogniskach i tym podobnych. Aha, w grze nie ma skalowalnego poziomu adwersarzy, więc nie zapuszczajcie się nazbyt dalego na starcie przygody, bo zbierzecie łomot. Na szczęście sam mechanizm zadawania obrażeń, niezależnie od doboru klasy i broni jest responsywny, a system nie ma problemów z detekcją obrażeń.
Największy koszt w recenzowanej grze ponoszą kolejno rozdzielczość i optymalizacja. Tainted Grail: The Fall of Avalon dotknęły wizualne restrykcje, co jest oczywiste biorąc pod uwagę skalę produkcji. Świat jest obszerny, choć zbyt pusty (sporo obozowisk jest porzuconych, wioski są liche w mieszkańców, itd.). Jakość tekstur jest rażąco niska, choć w ruchu gra prezentuje względnie akceptowalny poziom. Grę testowałem na PlayStation 5 (nie wiem, czy tytuł działa choć trochę lepiej na modelu Pro) i jedyną, domyślną rozdzielczością w ustawieniach było 1080x1920 pikseli, a więc full HD. Nie jest to czynnik drastycznie pogarszający doświadczenie, choć powinno być trochę lepiej. Nie przyczepię się do animacji, bo te są identyczne jak w grach Bethesdy i często daleko im do naturalności, co jest cechą tego gatunku, a Tainted Grail przeznaczone jest dla określonej niszy odbiorców. Produkt nie przekona do siebie graczy dotychczas nie przepadających za tą konwencją zabawy. W oczy rzuca się również mocno aliasing, więc zapomnijcie o górnolotnej oprawie. Tainted Grail: The Fall of Avalon ma tego pecha, że niedawno pojawiła się zremasterowana edycja The Elder Scrolls IV: Oblivion, która pod każdym względem została dopracowana. Tutaj może zabrakło budżetu, ale nie zabrakło twórcom pasji, bo w Tainted Grail: The Fall of Avalon - pomimo technicznych niedoborów - naprawdę dobrze się gra. Projekt ten pozytywnie rokuje na przyszłość studia i jeśli tylko gra sprzeda się w wystarczającym nakładzie, to polskie studio ma szansę, aby w przyszłości wypchnąć grę realnie konkurującą z serią The Elder Scrolls. Fanom polecam, bo jest tutaj co robić, a narracja doprawdy urzeka.
Ocena - recenzja gry Tainted Grail: The Fall of Avalon
Atuty
- Rozbudowane lore
- Ciekawy świat
- Swoboda działania
- Muzyka
Wady
- Niska rozdzielczość
- Spadki wydajności
- Zbyt szybki przepływ dnia i nocy
Tainted Grail: The Fall of Avalon to produkcja poprawna i dobrze rokująca na dalsze dzieje studia. Inspirująca się klasyką gatunku, lecz fundująca autorską, wielowarstwową narrację i arcyciekawy świat. Technicznie cierpi na braki, lecz twórcy nieustannie pracują nad wdrażaniem poprawek (w chwili pisania tekstu czekała na mnie spora aktualizacja). Warto przemierzyć Avalon z Królem Arturem na głowie.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również






Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych