Chaos (2025) - recenzja filmu [Netflix]. Względnie kontrolowany

Chaos (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Względnie kontrolowany

Piotrek Kamiński | 26.04, 20:00

Walker był kiedyś dobrym gliną. Ciągły brak szacunku, niska płaca połączona z dużym zagrożeniem i wiecznie rosnące wymagania, kontrastujące z brakiem uznania sprawiły jednak, że zaczął patrzeć na świat trochę inaczej. Stara się jednak być lepszym człowiekiem. Sprzężenie kilku sytuacji pozwoli mu pokazać, z jakiej gliny jest ulepiony. I zabić po drodze bardzo dużo osób.

Ocenianie tego typu filmów, to zawsze wielkie wyzwanie. Z jednej strony mamy banalną , pełną naiwnych zbiegów okoliczności fabułę, która jest zasadniczo fundamentem całego filmu, z drugiej absolutnie fantastyczną (może trochę za dużo CGI) realizację - wszystkie plany zdjęciowe, ujęcia, montaż, reżyserię aktorów - która, jeśli podążyć za początkową metaforą, jest budynkiem stojącym na tym fundamencie. Problem w tym, że jeśli fundament postawiono "na odwal się", to nawet najpiękniejszy dom musi się w końcu zawalić. Czyli, w teorii, "Chaos" stoi na spalonej pozycji. Ale na tym właśnie polega trudność z ocenianiem takich filmów. Bo co, jeśli dla kogoś ta pełna przemocy i odjechanych sytuacji akcja w zupełności wystarczy i zrekompensuje umowność fabuły? Drugi za to przyjdzie i powie, że ten film jest zbyt głupi, aby można było traktować go poważnie. Tak źle i tak niedobrze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Gareth Evans wyrył swoje nazwisko w świadomości entuzjastów kina akcji swoją dylogią "Raid" z 2011 i 2014 roku. Dla wielu było to objawienie kina akcji tamtych czasów, tonącego w nudnym CGI, przeciętych akcjach, bardziej pasujących do "Matrixa" i generalnym braku ikry. Minęła już jednak dobra dekada, a pan reżyser od tamtej pory zrobił właściwie tylko całkiem niezłego, choć kompletnie innego "Apostoła" z Danem Stevensem i parę odcinków "Gangów Londynu". Teraz jednak wraca do korzeni, robiąc film o "policjantach i złodziejach", pełen strzelanin, zdrad, dziur po kulach i juchy. Tym, co kazało zastanowić się nad jakością finałowego produktu jest jednak producent filmu - Netflix. Czy Czerwone N pozwoliło Evansowi robić swoje, czy może włazili mu między wódkę a zakąskę, bo trzeba trzymać się standardów firmy? I tak jak wierzę, że pan autor mógł zrobić z grubsza taki film, jaki chciał, tak jestem w miarę pewien, że przynajmniej jedna - dla niektórych widzów raczej istotna - rzecz została na nim wymuszona. Ale po kolei.

Chaos (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Za dużo grzybków w jeden barszcz

Walker
resize icon

Fabuła filmu kręci się wokół masakry urządzonej przez troje zamaskowanych bandziorów, w trakcie której zginął jedyny syn jednej z głów japońskiej triady. Ona chce wiedzieć, kto jest winny śmierci jej syna. Obecne na miejscu, próbujące dorobić sobie małolaty zostają głównymi podejrzanymi, a do pracy zaprzęgnięty zostaje również umoczony gliniarz, Walker (Tom Hardy), którego zadaniem będzie wydostanie syna burmistrza (Forest Whitaker) z całego tego bajzlu. Prócz nich, mamy również wątek nowej partnerki Walkera (Jessie Mei Li), jego kolegów z komendy (między innymi Timothy Olyphant), byłej żony, wujka dziewczyny głównego podejrzanego i cholera wie, czego jeszcze. Dużo tego. Nawet bardzo dużo, zważywszy na relatywnie krótki czas projekcji. I z tego też wynika jeden z problemów "Chaosu".

Ta fabuła jest zwyczajnie zbyt cienka. Jest tu tyle wątków, że spokojnie można by obdarować nimi ze trzy inne filmy i rozkręcić je w coś ciekawego. Tutaj brakuje właśnie tego rozkręcenia. Mamy postać Mii (Quelin Sepulveda), dziewczyny podejrzanego o masakrę Charlie'ego (Justin Cornwell). Dobry wujek (Luizls Guzman) bardzo się o nią martwi i stara się zapewnić jej bezpieczeństwo. Urocze, jasne, ale ponieważ wujka widzimy w filmie łącznie trzy razy, łącznie jakichś 6 minut, to praktycznie niemożliwe jest wczucie się w ich wątek na tyle, aby poczuć cokolwiek przy jego rozwiązaniu. Nie wspominając już nawet o tym, jak sztampowe i oczywiste ono jest. A skoro już o tym mowa! Jednym z motywów mających trzymać widza przed ekranem jest ta początkowa tajemnica - kto i dlaczego wystrzelał wszystkich w tamtym pomieszczeniu. Odpowiedź jest więcej niż oczywista dla każdego, kto ma choć trzy niezajęte niczym szare komórki, co mocno obniża energię całej produkcji i sprawia, że odkrycie kart gdzieś około połowy filmu nie ma absolutnie żadnej mocy. W podobnym tonie można wypowiedzieć się o zakończeniu, ale nie chcę rzucać zbyt wieloma potencjalnymi spoilerami.

Chaos (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Akcja, akcja i jeszcze więcej akcji

Bum
resize icon

Ale teraz zwrot akcji - wcale nie mniej przewidywalny od tych filmowych, bo zapowiedziałem go bardzo wyraźnie wcześniej. Otóż... Jak ten film się zajebiście ogląda (to kolokwializm, a nie wulgaryzm, nie marudzimy w komentarzach). Dawno już nie oglądało mi się tak dobrze prostej, niedorzecznie wręcz przejaskrawionej, ekranowej przemocy. Czy jest to poziom "Johna Wicka"? A gdzie tam! Sceny akcji Evansa nie siła się na jakieś wyszukane koncepcje, nieszablonowe lokacje i ich zmyśle wykorzystanie. To proste lokalizacje, raczej standardowe narzędzia mordu i przyszłe zwłoki grzecznie czekające na swoją kolej. Ale jest coś w tym, jak standardowy operator Evansa, Matt Flannery, łapie tę akcję. Wachlując między szerokimi ujęciami, a zbliżeniami - czasem płynnie przechodząc z jednego w drugie - chłopaki pokazują nam akcję niespotykanie w porównaniu do większości przedstawicieli gatunku przejrzyście. Jasne, kamera trzęsie się jak głupia, miejscami kompletnie niepotrzebnie, ale zawsze pozostaje przy tym czytelna, łapiąc akcję na tyle szeroko, aby widz i tak dobrze rozumiał, co się dzieje i mógł docenić pracę aktorów i kaskaderów. Jest coś nieziemsko satysfakcjonującego w tym, jak obiektyw podąża za ruchem postaci (albo nawet i samej broni), po czym odskakuje wraz z jej wystrzałem. Nadaje to całej akcji bardzo kinetyczny charakter i spowoduje wypsnięcie się niejednego "uuuuu" z ust widzów.

Aktorzy ewidentnie dobrze bawią się w swoich rolach, jako że większość z nich nie zawarła nawet krztyny subtelności w swoich rolach. Forest Whitaker już chyba złożył broń, bo co go w czymś widzę, zawsze gra tak samo, zwykle po prostu gapiąc się tym swoim specyficznym wzrokiem przed siebie w większości scen. To trochę absurd, że czepiam się jego stonowanego występu, ale jakoś nie pasuje on do reszty filmu, gdzie wszyscy po kolei machają, metaforycznie, rękami i krzyczą zamiast mówić. Tom Hardy gra tu z grubsza to samo, co w "Venomie" i połowie innych filmów ze swoim udziałem, czyli jest po prostu głośny i zamaszysty, a Olyphant gra dokładnie to, co wychodzi mu najlepiej, że tak powiem. Każdy z nich jest absolutnie skuteczny w ramach tego, czego wymaga od niego scenariusz, ale nazwać to dobrą grą aktorską, to jak nazwać film Vegi filmem - no niby tak, ale w niemożliwie krzywym zwierciadle.

"Chaos" to czysta akcja, sklejona do kupy za pomocą miliarda wątków, z których może ze dwa zostają należycie rozwinięte. Jako dzieło sztuki jest to produkcja wręcz mierna, ale czysto rozrywkowo trudno jest się z nią źle bawić. To specyficzny produkt, który mógłby być zapewne gigantem gatunku (z tą obsadą to nie problem), gdyby tylko dać mu trochę więcej czasu w metaforycznym piekarniku. Tak czy inaczej, ogląda się go lekko i dobrze.

P.S. Zauważyłem, że nie wspomniałem o tym wpływie Netflixa. Chodziło mi o fakt, że pewne rzeczy trzeba było zrobić z pomocą CGI (jak początkowy pościg), bo albo zrobienie tego naprawdę było zbyt niebezpieczne albo zbyt drogie. Bo jestem przekonany, że sam reżyser uparłby się, żeby zrobić to "na surowo".

Atuty

  • Bezpardonowa, bardzo dobrze wizualnie zrealizowana przemoc;
  • Dobry montaż i praca kamery;
  • Żwawe tempo akcji;
  • Hardy i Olyphant zdają się dobrze bawić w swoich rolach.

Wady

  • Przeładowana niezrealizowanymi wątkami fabuła;
  • Wszystkie sceny akcji wizualnie podobne;
  • Papierowe postacie;
  • Miejscami przesadza z shaky camem.

Tom Hardy wjeżdża do pomieszczenia pełnego ludzi i morduje wszystkich bez zastanowienia. Dokładnie tak samo powinieneś podejść do tego filmu, jeśli chcesz czerpać z niego rozgrywkę.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper