
Steel Seed - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX|S, PC] Sci-fi pełną gębą
Ostatnio w branży gier można zauważyć nieco większą działalność włoskich twórców, którzy też chcieliby uszczknąć nieco profitów dla siebie. Jesienią zeszłego roku dostaliśmy Enotrię – „rolepleja” osadzonego w tamtejszym folklorze, teraz natomiast inne studio ze słonecznej Italii zabrało się za twarde sci-fi. Czy Steel Seed, tytuł gdzie roboty i bojowe maszyny grają pierwsze skrzypce poradzi sobie pośród wybrednych graczy? Przeczytajcie naszą recenzję.
Odpowiedzialne za Steel Seed włoskie studio Storm in Teacup w sumie nie jest nowicjuszem w branży gier. Na swoim koncie posiada dwie stosunkowo ciepło przyjęte przygodówki: N.E.RO.: Nothing Ever Remains Obscure oraz Close To The Sun plus Latern dla rzeczywistości wirtualnej. Developerzy musieli otrzymać niezły zastrzyk gotówki, skoro teraz połasili się na bardzo ambitny produkt gdzie do jednego wora wrzucono składankę, platformówkę, „soulslikową” walkę i przygodówkę. Wszystko to zostało okraszone klimatem mocnej fantastyki naukowej oraz oprawą wizualną spełniającą współczesne standardy. Przekonajmy się, jak to wszystko działa w praniu.
Tysiąclecia po katastrofie




Akcja gry rozgrywa się w bogato nakreślonej dystopijnej przyszłości, kiedy ludzie niemal doprowadzili do własnej samozagłady. W następstwie katastrofy ekologicznej maszyny AI podjęły się ratowania tego, co jeszcze pozostało na planecie, a resztki mieszkańców schroniły się pod ziemią. Tysiące lat później tym nielicznym w oczy zagląda nowe zagrożenie, a jedynym ratunkiem jest ludzka inteligencja w cybernetycznym ciele. Tym androidem jest kobieta imieniem Zoe, która budzi się nagle w opuszczonym ośrodku badawczym wypełnionym tajemniczymi maszynami. Niejasno wspomina swojego ojca-naukowca, którego chce odnaleźć, lecz najpierw musi uciec z tego kompleksu, czego nie ułatwiają wrogie roboty.
Na szczęście z pomocą jej przychodzi wielofunkcyjny dron KOBY, który jest jej jedyną nadzieją przetrwania w nieprzyjaznym środowisku. Razem eksplorują rozległe i niegościnne obszary w poszukiwaniu odpowiedzi odnośnie swojego pochodzenia oraz sposobu na zapewnienie przetrwania ludzkości. Za fabułę odpowiada znany scenarzysta Martin Korda nagrodzony filmową nagrodą BAFTA, ale uważam, że w przypadku gry nie wspiął się na wyżyny swojej twórczości. Owszem samo tło fabularne jest bardzo interesujące i intrygujące, ale główna opowieść do głębokich i rozbudowanych nie należy. Owszem pasuje do szybkiego tempa akcji, problemy egzystencjalno-filozoficzne też się pojawiają, jak też zwroty akcji, ale osobiście miałem nadzieję na bardziej wielowątkową historię. Częściową rekompensatę stanowi mocna więź pomiędzy Zoe a KOBY’m, obie postacie sporo ze sobą rozmawiają, co rzuca nieco światła na tajemnice świata gry. Ogólnie jest dobrze, lecz w temacie opowieści nie znajdziemy nic co zrywałoby czapki z głów.
W każdej sytuacji trzeba sobie jakoś radzić
Z drugiej strony trzeba przyznać, że w trakcie rozgrywki nie będziemy mieć zbyt wiele czasu na roztrząsanie niuansów fabuły, ponieważ od samego początku sporo się dzieje. Wprawdzie Steel Seed nie jest klasyczną grą z otwartym światem, ale mimo to oferuje stosunkowo duże obszary do eksploracji. Twórcom udało się zachować równowagę pomiędzy ich rozmiarem a zawartością, co trzeba pochwalić. Ponadto jak już wspomniałem wyżej w recenzji mamy tutaj do czynienia z hybrydą gatunkową, dzięki czemu Zoe możemy poznać w kilku rolach (czasem jednocześnie). Szukając podobieństw tytułowi najbliżej będzie do mieszanki gier z takich serii jak Tomb Raider, Asassin’s Creed czy Unchartred.
Mocnym elementem są momenty platformówkowe, co widać już na początku recenzowanego tytułu. Zoe kontrolujemy z trzecioosobowego widoku. Sprintem pokonujemy długie korytarze, wspinamy się po ścianach, staramy się utrzymać równowagę na wąskich belkach, czy skaczemy, często przy tym rozpędzeni po ślizganiu się po oblanych olejem pochylniach. W każdym razie przeszkód do omijania w pełnym pędzie jest, nie brakuje też momentów pełnych akcji podnoszących ciśnienie. Jedyny problem, że pomimo pomocy drona nie zawsze wiadomo kiedy należy skoczyć, albo gdzie możemy się przecisnąć. Doskwiera to zwłaszcza w ciemnych miejscach, wprawdzie zawsze można podkręcić jasność ekranu, ale trochę niszczy to klimat.
W Steel Seed lepiej działać w cieniu
Oprócz elementów platformowych Steel Seed kreuje swój wizerunek również jako połączenie gry skradankowej i walki. Zoe także potrafi kucać, chować się za obiektami, a nawet stać się niewidzialną w polu zakłócającym. Roboty-strażnicy patrolują teren po ustalonych trasach, dzięki czemu ich zachowanie jest przewidywalne. Podkradanie się do wrogów daje dwie możliwości: albo bezpośrednio wyeliminować cel z ukrycia, albo go zhakować. Po eliminacji warto pozbyć się też ciała, by strażnicy nie spostrzegli braku kompana. Hakowanie za to pozwala na jakiś czas przejąć kontrolę nad robotem, ale troszkę to trwa i wystawia na niebezpieczeństwo. Element skradankowy to kolejna pokazująca swój pazur część całej rozgrywki, a kombinowanie jak podejść wroga jest naprawdę ekscytujące, chociaż brak tu większej innowacji.
Czasem jednak będziemy zmuszeni podjąć bezpośrednią walkę z przeciwnikiem. Na oko standard: atak szybki, atak mocny, kontratak, unik; nic nadzwyczajnego jednak pojedynki w stylu soulslike potrafią napsuć krwi. Niestety, chociaż Zoe dzierży miecz świetlny jest bardzo bardzo wrażliwa na ciosy, a wrogowie diabelnie zwinni i agresywni, nawet jeśli łatwo przewidzieć ich ruchy. Nawet walka z jednym strażnikiem to wyzwanie, więc gdy przyłapie nas kilku właściwe należy wczytywać już ostatni punkt kontrolny, by zaoszczędzić sobie czasu. Nie rozumiem ciągle panującej mody wpychania na siłę „soulslikowej” mechaniki tam gdzie nie jest ona konieczna, ale trzeba brać pod uwagę ze gra powstawała dwa lata, gdy jeszcze był na takie rozwiązania popyt.
Mechaniczny przyjaciel
Pewnym wyjątkiem są walki z większymi adwersarzami, kiedy rzeczywiście zmuszona do wykorzystywania wszystkich posiadanych umiejętności i atutów Zoe wreszcie pozwala się graczowi nieco bardziej wykazać, co czyni te pojedynki naprawdę interesującymi. Pomaga w tym bardzo responsywny i wygodny system kontroli oraz ani na chwilę niezwalniająca animacja.
Z drugiej strony utrudniona walka może być też zabiegiem celowym, by bardziej skupić się na skradaniu oraz wykorzystaniu możliwości KOBY’ego. Potrafi on nas wesprzeć bezpośrednio atakując strażników, ale też wykorzystując elementy otoczenia, na przykład strzelając do beczek z materiałami wybuchowymi. W trakcie normalnej eksploracji również jest niezbędny, ponieważ otwiera różne ukryte zamki albo usuwa przeszkody oraz pomaga rozwiązywać zagadki, którym sami nie dalibyśmy rady.
Nieocenioną opcją jest przełączanie się w tryb lotu, dzięki czemu badamy otoczenie z pierwszoosobowego widoku. Trzeba jednak uważać, bo, podobnie jak Zoe, nie jest nieśmiertelny, więc w razie wypadku trzeba go reanimować cenną również dla bohaterki energią. W Steel Seed ponadto rozwój postaci jest wspólny dla bohaterki i drona z trzech drzewek umiejętności, a te rozwija się w specjalnych miejscach, dzięki danym pozyskanych od zabitych wrogów. Nie ma tego zbyt wiele, ale kilka ciekawych zdolności się trafi jak chociażby oznaczanie ścieżek, po których poruszają się strażnicy.
Fantastyka naukowa jak za starych czasów
Recenzowane Steel Seed na PlayStation 5 przedstawia świat gry zbudowany przy użyciu silnika Unreal Engine 5 wypełniony pięknymi widokami jakby żywcem wyciągniętymi z książek oraz filmów z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku o tematyce "twardego" sci-fi. Dostajemy tutaj potężne i przysadziste konstrukcje wnoszące się hen wysoko w niebo. Sceneria pełna metalicznych a przy tym zaawansowanych technicznie obiektów sprawia wrażenie jakby planeta nigdy nie należała do ludzi, a została stworzona z myślą o maszynach. Odwiedzane lokacje potrafią przytłoczyć ciężkim klimatem a panująca atmosfera ciągłego zagrożenia tylko pobudza do dalszej eksploracji. Co do samej Zoe jej wygląd cyborga również można polubić, ponieważ pasuje do konwencji wykreowanego świata, zresztą zwinnie pomogło to grafikom wybrnąć z problemu kontrowersji jak obecnie przedstawić kobiecą postać. Obudowana egzoszkieletem bohaterka to swoisty „tryb bezpieczny” pozwalającym uniknąć skrajnych reakcji. Za to pod względem udźwiękowienia niewiele się dzieje. Nie zapamiętałem żadnej melodii na dłużej, również angielski dubbing nie zrobił na mnie wrażenia. Niestety Steel Seed nie posiada też dialogów języku polskim.
Podsumowując. Zrecenzowany tytuł to warta uwagi produkcja, którą z braku lepszych określeń można określić jako mieszankę skradanki i akcji. Nie wprowadza żadnych innowacji, ale znakomicie łączy znane rozwiązania, by zapewnić nam jak najlepszą rozrywkę bez niepotrzebnych kombinacji. Szkoda tylko, że sama opowieść nie dotrzymała poziomu oprawie wizualnej i postapokaliptycznemu, futurystycznemu klimatowi, ale jako całość Steel Seed to dobra gra z ambicjami na coś lepszego.
Ocena - recenzja gry Steel Seed
Atuty
- Oprawa wizualna
- Świat gry
- Momenty skradankowe i platformówkowe
- Relacje pomiędzy KOBY a Zoe
- Klimat sci-fi rodem z końca XX w.
Wady
- Liczyłem jednak na lepszą fabułę
- Walka to jeden ze słabszych elementów
- Problemy z nawigacją
- Mało naprawdę przydatnych umiejętności do rozwoju
Steel Seed ciężko zaszufladkować do konkretnego gatunku, ale dzięki ciężkiemu klimatowi sci-fi gra się znakomicie. Wprawdzie nie znajdziemy tu nic nowatorskiego, ale gra broni się jako całość. Warto dać jej szansę zwłaszcza jeśli gustujemy w futurystycznych, postapokaliptycznych klimatach.
Graliśmy na:
PS5
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych