Horizon: Zero Dawn: The Frozen Wilds - recenzja dodatku

Horizon: Zero Dawn: The Frozen Wilds - recenzja dodatku

Wojciech Gruszczyk | 22.11.2017, 13:12

Jedną z największych niespodzianek 2017 roku jest dla mnie nowa marka wykreowana przez Guerrilla Games. Twórcy porzucili wojnę Helgastów z ISA i rozpoczęli zupełnie nową przygodę, która została niedawno rozszerzona o fabularny dodatek. Aloy powróciła i chociaż nie oferuje za wiele świeżości, to nadal potrafi zauroczyć.

The Frozen Wilds to fabularny dodatek do Horizon: Zero Dawn, który wymaga do włączenia podstawki. Nie musicie ukończyć produkcji, by móc zapoznać się z nową zawartością, bo już po kilku pierwszych chwilach z tytułem możecie bez problemu wpaść do nowej krainy ulokowanej na północy. Twórcy przygotowali zupełnie nowy, śnieżny teren, którego jednak nie zalecam odkrywać bez wcześniejszego, bardzo wnikliwego poznania podstawowej historii.  Jest to spowodowane istotnym faktem – Holendrzy zdecydowali się zakończyć mały rozdział w znanym nam świecie i zaoferować kawał wymagającej przygody.

Dalsza część tekstu pod wideo

Piękna gra otrzymała piękny dodatek

Twórcy nie przebierają w środkach i to naprawdę dobra wiadomość. Aloy trafia do zupełnie nowej, mroźnej krainy, gdzie ma okazję bliżej poznać plemię Banuków. Tajemnicza grupa zdecydowała się żyć w bardzo trudnych warunkach, każdego dnia walczyć o przetrwanie i szczerze mówiąc nowe postacie to zdecydowanie jeden z najlepszych elementów rozszerzenia. W tej około ośmiogodzinnej przygodzie mamy okazję poznać historię, lepiej zrozumieć wybór postaci, a jednocześnie twórcy w ciekawy sposób rozszerzają naszą wiedzę na tematy znane z podstawki. Nie można w tym wypadku mówić o przełomowej narracji, czy wątkach zmieniających naszą codzienność, ale przygoda trzyma dobry poziom od początku do końca. Deweloperom udało się w konkretny sposób pokazać „demona” odpowiedzialnego za spory ból głowy Banuków, którzy pomimo swoich wierzeń i wiary w spokojne życie obok maszyn, muszą teraz rywalizować z niezwykle agresywnymi przeciwnikami.

Nie możecie jednak oczekiwać po dodatku jakiejkolwiek rewolucji. Twórcy w prosty sposób wrzucają na teren znane atrakcje i ubierają go w jeden znaczący element – mroźną pogodę. To aura w kapitalny sposób wpływa na nasze doznania, bo śnieg potrafi zmniejszyć widoczność niemal do zera i jedyny dostrzegalny element to świecące części nadbiegających w naszą stronę maszyn. Nie zawsze oprawa zachwyca, jednak wielokrotnie miałem okazję po prostu przystanąć i podziwiać wizualne efekty, które zostały dopracowane do granic możliwości. Świetnie działa w tym wypadku HDR i ponownie Guerrilla Games demonstruje genialne opanowanie tej technologii. Można mimo wszystko odnieść wrażenie, że autorzy mogli odrobinę podkręcić zabawę i znacznie ubarwić elementy survivalu. 

Na szczęście nie zawodzą metalowe bestie, ponieważ już na początku wydarzeń okazuje się, że przeciwnicy zostali opanowani przez tajemniczą „zarazę”, która wpłynęła na ich zachowanie. Rywale są dynamiczniejsi, bardziej agresywni i w konsekwencji nawet znane pojedynki odbywają się tym razem na odrobinę innych zasadach. Gra wymaga kompletnego opanowania możliwości bohaterki, a nawet mając spore doświadczenie w eliminowaniu rywali, The Frozen Wilds potrafi pozytywnie zaskoczyć. W miejscówce nie brakuje również nowych okazów, których rozbrojenie wymaga dogłębnego poznania ich słabych stron, a dodatkowo od czasu do czasu należy eliminować specjalne wieże, które potrafią leczyć oponentów.

Doświadczona Aloy vs. potężni przeciwnicy

The Frozen Wilds to w zasadzie „skompresowany Horizon: Zero Dawn”. Twórcy na mniejszy teren wrzucają wszystkie znane atrakcje, więc podczas rozgrywki mamy okazję walczyć z licznymi przeciwnikami, odwiedzamy ruiny, podbijamy obozowisko bandytów, opanowujemy żyrafa, czy też mamy okazję sprawdzić swoje umiejętności podczas łowieckich wyzwań. Jedyną większą nowością jest tak naprawdę logiczna mini-gierka, która jednak nie jest specjalnie wymagająca, a warto wiedzieć, że Aloy może nauczyć się kilku nowych umiejętności. Deweloperzy przygotowali czwarte drzewo rozwoju o nazwie Podróżniczka, dzięki któremu możemy dla przykładu naprawiać swoją maszynę lub atakować z jej grzbietu. Nadal niestety nie dostaliśmy możliwości opanowywania tych największych bestii.

W trakcie zabawy zbieramy nowy surowiec, który bez problemu wymieniamy u kupców na fatałaszki lub zabawki. Waluta trafia również na nasze konto za dokładne zapoznanie się z przygotowanymi lokacjami. Twórcy nie zapomnieli o nowym orężu i bohaterka korzysta teraz z potężnych miotaczy, dzięki którym możemy zdecydować się na bardziej defensywną rozgrywkę.

Kilkukrotnie wspominałem o wysokim poziomie trudności i bez wątpienia jest to spory plus The Frozen Wilds. Twórcy w końcu nie bali się wymęczyć graczy, a nawet przez zmianę przeciwników, sprawiają, że należy teraz na nowo nauczyć się niektórych ruchów lub znacznie rozsądniej podchodzić do wszystkich pojedynków. Ja przekonałem się o tym dobitnie, bo przez „niezawodną chmurę” straciłem stan rozgrywki po zakończeniu gry i musiałem ratować się automatycznym zapisem. W konsekwencji nie mogłem liczyć na w pełni doświadczoną protagonistkę i pierwsze chwile w krainie Banuków były dla mnie bardzo bolesne. Miałem też okazję dwukrotnie wpaść na nietypowy błąd, przez który musiałem powtarzać misje – za pierwszym razem przedmiot niezbędny do wykonania zadania zniknął, a za drugim choć wyczyściłem lokację z przeciwników, to musiałem wczytać rozgrywkę i ponownie wyeliminować rywali.

Aloy, wracaj szybko

Od premiery Horizon: Zero Dawn nie minął jeszcze rok, więc spodziewałem się, że The Frozen Wilds nie zaoferuje ogromnej rewolucji. Główny zespół holenderskiego studia pracuje już nad stosowną kontynuacją, więc w tym wypadku musimy zadowolić się wyłącznie znanymi motywami. Czy to zła wiadomość? Nie, bo podczas poznawania przygody bawiłem się naprawdę dobrze. Nawet pomimo wspomnianych problemów, mogę polecić dodatek graczom, którzy wciąż nie mają dość Aloy i chcą odkrywać z tą bohaterką nowe światy. Dodatek nie wnosi konkretnego powiewu świeżości, ale potrafi przykuć do ekranu na przynajmniej 10-12 godzin, a pewnie niektórzy gracze wyciągną z tej przygody dobre 20 godzin biegania po zamarzniętych terenach. Na więcej musimy zaczekać, jednak możemy mieć pewność, że Horizon: Zero Dawn powróci. Ta marka ma w sobie ogromny potencjał i nawet zaprezentowany dodatek jest świetnym potwierdzeniem tych słów.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds

Atuty

  • Wymagająca rozgrywka,
  • Piękny świat przepełniony śniegiem,
  • Przyjemne dodatkowe misje,
  • Sporo atrakcji

Wady

  • Małe problemy z niektórymi zadaniami,
  • Brak konkretnego odświeżenia rozgrywki

Znane przyjemności w zimowym klimacie, czyli must-have dla fanów pierwszej przygody Aloy. Reszta również może się skusić, bo The Frozen Wilds po prostu nie zawodzi. Uważajcie tylko na „demony”!
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper