Jak ukradłem 100 milionów - recenzja - Netflix

Jak ukradłem 100 milionów (2024) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Między ambicją a wykonaniem

Łukasz Musialik | 12.05, 19:00

Platforma Netflix kusi widzów coraz większą liczbą polskich produkcji, sięgając po różne gatunki. Tym razem do oferty trafia komedia kryminalna „Jak ukraść 100 milionów” z 2024 roku. Film pojawił się na platformie niczym grom z jasnego nieba, bez oficjalnej zapowiedzi.

Wszechobecny róż miał być odważnym zabiegiem stylistycznym, ale czy to wystarczy, aby uznać film za wizualnie intrygujący? Niestety, nie. Ale podstawowe pytanie brzmi — czy warto dać mu szansę? 

Dalsza część tekstu pod wideo

 „Jak ukraść 100 milionów” obiecuje kryminalną zagadkę z domieszką humoru, a dostarcza… Cóż, z pewnością nie jest to typowa komedia kryminalna, jakiej moglibyśmy się spodziewać. Michał Węgrzyn, reżyser filmu, postawił na połączenie obu gatunków — jak mu poszło? Przekonajmy się.

Jak ukradłem 100 milionów (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Schemat goni schemat

Jak ukradłem 100 milionów - recenzja - Netflix

Głównym bohaterem filmu jest Ed (Antoni Królikowski), księgowy i jak się okazuje drobny złodziej o nietypowym marzeniu – chce ukraść 100 milionów złotych! Za namową Katarzyny (Małgorzata Socha) Ed kradnie pieniądze i trafia do więzienia. Zamierza spędzić w więzieniu kilka miesięcy, może półtora roku i cieszyć gotówką. O ile pierwsza część planu (kradzież) została zrealizowana idealnie, z drugą jest już nieco większy problem. Więzienie, choć w kolorach różu, to nie zabawa, o czym nasz bohater przekona się o tym boleśnie, zwłaszcza gdy do akcji wkroczy dyrektor „placówki” (w tej roli Michał Żebrowski). 

Od pierwszych minut produkcji widz jest wrzucony w wir wydarzeń, które mają go przekonać, że kradzież 100 milionów to dopiero początek prawdziwej przygody. Scenariusz – tu zaczynają się schody. Węgrzyn, chcąc nadać swojemu dziełu lekkości, niestety zaplątuje się w sieć nielogiczności i fabularnych skrótów. Dialogi, które miały błyszczeć humorem, często spadają na poziom żartów z przedszkola, a postacie, zamiast być barwne, wydają się sztampowe.

Chyba największym plusem filmu jest muzyka. Znane kawałki, takie jak m.in. „Czarny chleb i czarna kawa” zespołu Strachy na Lachy cieszą ucho, ale nie są w stanie uratować filmu. Pozytywnie zaskoczyło mnie także udźwiękowianie. Zawsze mam ten problem, że nie rozumiem słów wypowiadanych przez polskich aktorów, bo albo zagłusza je akcja, albo mamroczą coś niewyraźnie od nosem. Dialogi słychać bardzo dobrze i nie trzeba bawić się w ciągłą zmianę głośności, jak to zwykle miałem w zwyczaju robić przy polskich produkcjach. Miłe zaskoczenie.

Jak ukradłem 100 milionów (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Reżyseria i realizacja — poprawna, ale bez fajerwerków

Jak ukradłem 100 milionów - recenzja - Netflix

Niestety, fabuła „Jak ukraść 100 milionów” nie zaskakuje oryginalnością. Schematyczna historia została już wielokrotnie wyeksploatowana w kinie. Mamy tu typowe zwroty akcji, przewidywalne puenty i schematyczne postacie. Brakuje świeżości, pomysłu, polotu i inwencji. Być może dlatego, że za scenariusz odpowiada Kacper Szymański, znany z ostatniej produkcji „Piep*zyć Mickiewicza”, choć pisał też odcinki dla seriali „Na sygnale” czy „Na dobre i na złe”. W żadnym z nich nie zabłysnął talentem i tym razem też tego nie zrobił.

Obsada filmu to mieszanka znanych twarzy i mniej rozpoznawalnych aktorów. Antoni Królikowski jako Ed stara się tchnąć w swoją postać energię i luz, ale jego kreacja jest jednowymiarowa i pozbawiona głębi. Michał Żebrowski w roli cynicznego dyrektora bawi gestykulacją i ciętym językiem, ale jego postać jest płytka i schematyczna. Małgorzata Socha, kreuje postać na femme fatale, ale niestety brakuje jej głębi. Zamiast tego, dostajemy postać jednowymiarową, której motywacje są przezroczyste jak szkło.

Zuzanna Zielińska, która wciela się w naiwną, ale uroczą narzeczoną Eda, też nie daje rady. Choć trzeba przyznać, że naturalny urok aktorki sprawia, że jej postać wydaje się być najbardziej autentyczna i wzbudza największą sympatię widza. Całkiem nieźle wypadł też Mateusz Damięcki (Dandys), nasz główny antagonista. 

Jak ukradłem 100 milionów (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Ani to komedia, ani to kryminał

„Jak ukraść 100 milionów” próbuje być filmem zabawnym, ale na siłę. Większość żartów jest banalna i przewidywalna, a niektóre wręcz żenujące. Brakuje błyskotliwych dialogów i zaskakujących puent. Humor opiera się głównie na stereotypach i „slapsticku”, co niekoniecznie musi bawić każdego widza. Podsumowując, to bardzo schematyczna komedia kryminalna, która nie wnosi nic nowego do tego gatunku. Fabuła jest przewidywalna, postacie jednowymiarowe, a humor sztuczny. Na plus można zaliczyć muzykę, ale to za mało, aby uratować film. Nie polecam.

Atuty

  • Tempo akcji
  • Muzyka
  • Niektóre pomysły fabularne, choć niewykorzystane do końca, pokazują potencjał

Wady

  • Humor
  • Scenariusz
  • Gra aktorska
  • Przewidywalność

Jeśli szukasz lekkiej i niezobowiązującej rozrywki, to jakimś cudem „Jak ukraść 100 milionów” może Ci się spodobać, ale nie oczekuj fajerwerków ani głębokich przemyśleń. To po prostu film, o którym bardzo szybko zapomnisz, o ile dotrwasz do końca napisów końcowych.

3,0
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper