Madame Web (2024)

Madame Web (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Kolejna papka, byle przedłużyć licencję

Piotrek Kamiński | 16.02, 21:00

Dziwna wizja przyszłości, w której jakiś chiński, wishowy "Spider-Person" morduje trzy przypadkowe nastolatki sprawia, że sanitariuszka Cassandra Webb postanawia zaryzykować wszystko, byle tylko je uratować. A później je ratuje. Koniec filmu.

Ten film jest tak zły, że Dakota Johnson - a więc połowa głównego duetu z "50 twarzy Greya" - zwolniła swojego agenta w tym samym tygodniu, w którym ukazał się jego zwiastun. Jest tak zły, że Sony postanowiło nie korzystać z nazw "Spider-Man" i "Peter Parker". Tak zły, że dojone w zwiastunach, kostiumowe występy Julii Carpenter (Sydney Sweeney), Anyi Corazon (Isabela Merced) i Mattie Franklin (Celeste O'Connor) są jedynie krótką wizją przyszłości i trailer pokazuje je niemal w całości. Mało tego, biorąc pod uwagę, jak dalej układa się fabuła filmu, ta przyszłość nigdy nie nadejdzie! Czemu? Po co było robić takiego gniota? Odpowiedź jest prosta i oczywista, jeśli tylko ktoś choć odrobinę interesuje się tematem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kiedy Marvel znajdował się w tarapatach finansowych pod koniec ubiegłego wieku, na długo przed startem MCU, aby się ratować, zaczęto wyprzedawać studiom filmowym licencje na postacie wszelkiej maści i kształtu. X-Men trafili do Foxa, Hulka wziął sobie Universal, Blade rozgościł się w New Line Cinema, a Spider-Manem zaopiekowało się Columbia Pictures, czyli innymi słowy Sony. Wic polega na tym, że aby prawa do postaci nie wróciły do oryginalnego właściciela, ich nabywca zobowiązany jest co jakiś czas wyprodukować film z ich udziałem. Wraz ze Spider-Manem, Sony kupiło sobie prawa do całej pajęczej rodziny i wszystkich ich wrogów. I tak oto zaistnieli "Niesamowity Spider-Man" i jego kontynuacja, oba "Venomy", "Morbius", na horyzoncie od dawna już majaczy "Kraven", a teraz dostaliśmy "Madame Web". Sam pomysł na zrobienie takiego pajęczego uniwersum nie jest zły, ale potrzebny byłby ktoś, kto przysiądzie i je rozplanuje, a nie będzie jedynie rzygał regularnie kolejnymi produktami filmopodobnymi i udawał, że wszystko jest spoko.

Madame Web (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Czy ten film w ogóle miał szansę się udać?

Co tu się dzieje?!

Jak zapewne się już domyśliłeś/aś, nie podszedł mi ten nowy film pani S.J. Clarkson. Nawet prosta i głupia rozrywka musi mieć jakiś tam, swój wewnętrzny sens i najzwyczajniej w świecie po prostu rzeczoną rozrywką być. "Madame Web" w pierwszej kolejności jest filmem zwyczajnie nudnym, a przy bliższym zapoznaniu się okazuje się również, że totalnie bezsensownym. Cała fabuła kręci się wokół niejakiego Ezekiela Simsa (Tahar Rahim), właściciela jednego z niezwykłych, magicznych pająków, pochodzących z lasów Peru, które dają ukąszonemu przez nie człowiekowi niezwykłe moce, zastanawiająco podobne do mocy Spider-Mana, ale bez całego tego radioaktywnego, zmutowanego szajsu. Ezekiela co noc dręczą koszmary, w których zostaje zamordowany przez trzy, jakby zamaskowane (ale tak nie do końca) kobiety, posiadające podobne do niego pajęcze moce. Postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce i zabić je zanim w ogóle zdążą stać się dla niego zagrożeniem. Jak zamierza je znaleźć? Z pomocą stworzonych na podstawie snów portretów pamięciowych i magicznej technologii, automatycznie przeszukującej WSZYSTKIE podłączone do sieci kamery w całym mieście.

A jaki związek z tym wszystkim ma Madame Web, czy też po prostu Cassie? Otóż, pewnego dnia, ni z gruchy, ni z pietruchy, nasza bohaterka zaczyna odkrywać w sobie zdolność jasnowidzenia. Podczas jednej z takich wizji, czystym przypadkiem, widzi śmierć wspomnianych już dziewcząt i postanawia zareagować. Tylko tyle i aż tyle. Później natomiast, do końca filmu, stara się utrzymać je przy życiu, w jakiś sposób czując, że muszą unikać kamer. Rzecz w tym, że ani nie jest to specjalnie ciekawe, ani nawet sensowne. Cały finał może się odbyć tylko dlatego, że w całej swej głupocie, dziewczyny postanawiają towarzyszyć ciężarnej kobiecie w drodze do szpitala, mimo że ma ona już opiekującego się nią członka rodziny. Co, poza narażeniem ich obojga, chciały osiągnąć tym swoim emocjonalnym wsparciem? Nie wiem.

Madame Web (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Może gdyby Hollywood wróciło do zatrudniania scenarzystów, a nie kogokolwiek, byle taniej?

Spider-Person

A jest to tylko jeden z wielu kretynizmów scenariusza, które musimy zaakceptować w trakcie seansu, jeśli nie chcemy aby eksplodowała nam głowa. Momentem, w którym kompletnie się już poddałem, była jedna akcja w finale, podczas której dziewczyny torują sobie drogę ucieczki fajerwerkami. Jak to? Otóż panie zapędziły się w kozi róg, przed sobą mając jedynie ceglaną ścianę. Na szczęście strategicznie wymierzona rakieta (taka wiesz, sylwestrowa) eksploduje przy kontakcie z murem, robiąc w nim wyłom w sam raz dla pojedynczej osoby. Nikt nie powiedział scenarzystom, że fajerwerki tak nie działają?

Bo dobrze, skoro fabularnie nie ma tu czego szukać, to może chociaż akcja stoi na wysokim poziomie i fajnie się ją ogląda? Też nie! Sam pomysł jest nawet dobry, mieliśmy już w przeszłości kilka tego typu produkcji, jak choćby "Next" z Nicolasem Cage'em, ale twórcy filmu nigdy nie dają rady opowiedzieć z jego pomocą ciekawej historii, zbudować dobrze wykorzystującą go akcję. Nie dość, że wbijają nam do głowy jak działa ta nowa moc Cassie w najbardziej łopatologiczny, traktujący widza jak idiotę sposób, to jeszcze później stanowi on jedynie system wczesnego ostrzegania, że coś trzeba zrobić, bo będzie źle. A można było pokazać, jak Cassie pamięta zachowania przeciwnika i dzięki temu jest w stanie zareagować, jak przyszłość zmienia się dzięki jej działaniom i zmusza do ponownej ewaluacji sytuacji. Wiesz, zaprezentować jak potężne jest to narzędzie.

Aktorsko jest, cóż... Adekwatnie do jakości scenariusza. Nasze główne bohaterki da się opisać dwoma-trzema przymiotnikami, ewolucja ich relacji jest bardziej skokowa, niż płynna, co sprawia, że niektóre dialogi zdają się brać zupełnie znikąd. Trudno sympatyzować, martwić się o postacie, które większość czasu są złośliwymi małolatami i regularnie ładują się w tarapaty na własne życzenie. Najbardziej sympatycznie w całym filmie wypada zapewne Adam Scott jako młody Ben Parker (jeszcze nawet nie "wujek"), ale to nie trudne, kiedy twoja postać to niemalże Jezus, z miłą chęcią i bez zbędnych pytań niosący pomoc każdemu, kto jej potrzebuje. Absolutnie najgorzej wypada natomiast nasz czarny charakter. Jest płytki, nudny i jednotonowy, a grający go Rahim nie ma w sobie za grosz prezencji, która sprawiłaby, że bierzemy jego postać na serio. Większość czasu wygląda po prostu jakby był znudzony (rozumiem go), a większość jego dialogów słyszymy, kiedy akurat stoi bokiem albo tyłem do kamery, przez co ciężko pozbyć się wrażenia, że jego dialogi zostały dograne w postprodukcji.

Czy jest więc cokolwiek, za co można by tę nową Panią Web pochwalić? Przecież oni nawet nazwać jej dobrze nie potrafili! Nazywa się Cassandra Webb, tak jak starsza pani w dziwnym fotelu, którą kojarzymy jeszcze z animowanego serialu z lat dziewięćdziesiątych, ale cała otoczka wokół niej została (luźno) zaczerpnięta z historii drugiej Madame Web, Julii Carpenter - a więc jednej z postaci z tego filmu! I jak cokolwiek tutaj ma mieć sens? Ale wracając do pytania: za plusy filmu można uznać zaczerpniętą z początków dwudziestego pierwszego wieku ścieżkę dźwiękową i również pochodzącą z tamtych czasów, komicznie niedzisiejszą pracę kamery (rzecz dzieje się w 2003 roku, więc ma to jakiś tam sens). I to już tyle. Wystarczy ci, aby usprawiedliwić wypad do kina? Na to pytanie będziesz już musiał odpowiedzieć sobie sam. Moim zdaniem nie.

P.S. Brak scen po napisach.

Atuty

  • Pełna hiciorów z przełomu wieków ścieżka dźwiękowa;
  • Starająca się być "fajną i cool" praca kamery potrafi rozbawić swoją niedzisiejszością.

Wady

  • Płytkie, niesympatyczne główne bohaterki;
  • Beznadziejny czarny charakter;
  • Okropne tempo;
  • Cały ocean scenariuszowych absurdów;
  • Regularnie ma widza za idiotę;
  • Zwiastuny bezczelnie sugerowały, że dostaniemy Spider-Women...

"Madame Web" to kolejny dowód na to, że Sony nie ma pojęcia co robić z marką Marvela. To nie jest jednen z tych filmów, które są tak złe, że aż doskonałe. Szkoda dwóch godzin życia.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper