Pierwszy gol (2023)

Pierwszy gol (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Gdyby Ted Lasso był burakiem i alkoholikiem

Piotrek Kamiński | 28.12.2023, 19:00

11 kwietnia 2001 roku, reprezentacja piłki nożnej Samoy Amerykańskiej rozegrała mecz kwalifikacyjny do mistrzostw świata roku 2002, które odbyły się na terenach Japonii i Korei Południowej. Ich przeciwnikiem była drużyna narodowa Australii. Mecz ten przeszedł do historii. Ale nie dlatego, że był takim popisem piłkarskiego kunsztu, ale ponieważ nikt wcześniej ani później nie przewalił 31:0 w międzynarodowym meczu, rozpoznawanym przez FIFA. To właśnie o reprezentacji tego kraju opowiada najnowszy film Taiki Waititiego.

Jestem zły na ten film! Taikę znam i lubię już od blisko dziesięciu lat, odkąd kolega po raz pierwszy pokazał mi jeden dziwaczny film o wampirach żyjących w Ameryce. Ale tak naprawdę w jego twórczości zakochałem się dopiero kiedy kilka lat po oryginalnej premierze - zapewne przygotowując się na trzeciego "Thora", obejrzałem "Dzikie łowy", niemal doskonałe połączenie odkręconego humoru, pięknych zdjęć i dojmująco smutnych, ale przy tym też poruszających prawd życiowych. Jasne, nie jest żadną tajemnicą, że "Thor Ragnarok" nie podobał mi się za bardzo przy premierze, ponieważ gryzło mnie, jak mocno zmienił się ton całej opowieści, a przy tym dobrze bawiłem się na "Miłość i Grzmot", bo tym razem już wiedziałem, czego mam się spodziewać i po prostu nie oczekiwałem niczego innego. Pomiędzy tymi dwoma przygodami Thora był jeszcze "Jojo Rabbit", którego kocham całym sobą i chętnie polecę dosłownie każdemu. Tak więc po najnowszym filmie pana Waititi obiecywałem sobie raczej sporo. A co dostałem? Pozwolę sobie się powtórzyć...

Dalsza część tekstu pod wideo

Jestem zły na ten film! Waititi atakuje niby widzów swoim klasycznym mixem humoru i emocji, ale wszystko tutaj jest podobne do klimatu samej wyspy, na której rozgrywa się większa część akcji - ubogie, podniszczone, raczej nieładne. Lwią część żartów (a jest ich całkiem sporo) można podzielić na trzy kategorie: główny bohater pije na umór, na Samoi Amerykańskiej panuje bieda, nikt nie potrafi grać w piłkę, choćby na poziomie podwórkowym. Jasne, przez jakiś czas można się pośmiać, ale kiedy reżyser przez ponad 100 minut katuje cię tymi samymi trzema gagami, w końcu ci się znudzi, jak dobrych chęci byś nie miał. A ja kipiałem wręcz entuzjazmem, chciałem żeby to był kolejny triumf Waititiego. I dlatego taki jestem zły, że ostatecznie z seansu wyszedłem zawiedziony.

Pierwszy gol (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Historia o walce z własnymi słabościami

Poranny trening

Zaczynamy od zupełnie niepotrzebnego wstępu w wykonaniu samego reżysera w roli lokalnego księdza, który informuje nas o tym, że ta historia wydarzyła się (z grubsza) naprawdę. Nie jest to długi wstęp, ale na pewno niepotrzebny i mający jedynie zaspokoić potrzebę występowania przed kamerą Waititiego, który zawsze, obowiązkowo pojawia się we wszystkich swoich filmach. Mało ważna scena, podobnie jak ten wstęp. Przejdźmy do rzeczy! Głównym bohaterem filmu jest Thomas Rongen (Michael Fassbender), doświadczony trener z USA, którego ostry temperament nie raz i nie dwa razy wpakował już w tarapaty. Z żadną drużyną, którą się opiekował nie spędził za dużo czasu - najdłużej pięć lat z reprezentacją Stanów U20. Przez ciągłe wybuchy, rzucanie wszystkim, czym popadnie w co/kogo popadnie i brak sukcesu w kwalifikacjach do mistrzostw, został jednak, ekhem, relegowany i za karę zesłany na Sybir. To znaczy amerykański Sybir, czyli do malutkiego kraju Samoa Amerykańskie, znajdującego się tuż przy linii zmiany daty, a więc na środku oceanu Spokojnego.

Na miejscu Rongen dowiaduje się od szefa tamtejszego Związku Piłki Nożnej, Tavity (Oscar Kightley) jak wygląda życie na wyspach, jak wygląda jego drużyna i, że jak ma ochotę, może sobie obejrzeć jakiś fajny bootleg na VHS (jest rok 2011). Przede wszystkim jednak dowiaduje się, że oczekiwania wobec niego nie są jakoś przesadnie wygórowane. Nikt nie prosi go aby zaczął nagle wygrywać mecze, czy walczyć o puchar świata. Jeden gol - tyle wystarczy, aby każdy jeden mieszkaniec wyspy oszalał z radości. Rzecz w tym, że kiedy twój napastnik jest przy okazji kelnerem, któryś tam inny policjantem, a jeszcze inny przygotowuje się właśnie do zmiany płci, zdobycie jednego gola na poziomie światowym może nie być wcale takie proste. Albo nawet wykonalne.

Pierwszy gol (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Paradoksalnie trener jest najsłabszym ogniwem 

Reprezentacja Samoy Amerykańskiej

Największym zawodem filmu (może poza takim sobie humorem, ale to rzecz względna, wiadomo) jest chyba Fassbender, któremu albo nie chce się grać albo nie był to materiał dla niego - albo po prostu sam materiał jest słaby. Większą część filmu po prostu snuje się z miejsca w miejsce, wypija kolejne małpki, krzyczy na wszystkich i wkurza się, że nie rozumieją natychmiast, o co mu właściwie chodzi. Reżyser szykuje dla niego bardziej uczuciowy moment, którego, przyznam się bez bicia, zupełnie się nie spodziewałem, ale nawet sam sposób - czas, miejsce, forma w jakiej informacja ta idzie w końcu w świat, jest dziwnie sztuczna, pusta, mało emocjonalna (co nie znaczy, że gdzieś tam mi się łza albo dwie nie polały). Finalnie jednak Fassbender pozostaje skrajnie niesympatyczny niemal do samego końca filmu i to nie w taki zamierzony sposób, tylko po prostu jakby mu się nie chciało tak być, grać, żyć.

Jeśli widziało się w życiu ze dwa filmy o sporcie, to wiadomo od razu, że ostatecznie pan trener przekona się do swoich graczy, ale ta przemiana też zrobiona została jakoś zbyt nagle. Nie czuć progresji scenariusza - po prostu w jednej scenie Rongen jest jeszcze burakiem, a w drugiej już pełnym chęci, cierpliwości i wyrozumiałości dobrym wujkiem. Mam nadzieję, że to po prostu część materiału została nieumyślnie wycięta z ostatecznej wersji filmu, że nie tak to miało wyglądać od samego początku. Motorem tych zmian w nastawieniu trenera jest Jaiyah (Kaimana), wspomniana już transseksualna piłkarka, która jako pierwsza wyciąga do Rongena dłoń, nawet po tym, kiedy ten olał kompletnie jej wybraną tożsamość i zaczął do niej walić dawnym, męskim imieniem. Akurat jej historia, a zwłaszcza ta niepewność związana ze zmianami hormonalnymi, byciem wytykanym i tak dalej, robią bardzo dobre wrażenie i są zapewne najciekawszymi, najbardziej żywymi momentami całego filmu. Wypływa z nich jednak kolejny problem "Pierwszego gola" - już dosłownie żaden inny zawodnik nie zostaje zaprezentowany w tak pełny, wyrazisty sposób. Nawet ich imiona ciężko zapamiętać, nie wspominając już o czymkolwiek innym. Syn Tavity jest gburem, ktoś tam dobrze kopie (ale na tym się jego talenty kończą), bramkarz to ten sam facet, który puścił 31 bramek w meczu z Australią. Już naprawdę niewiele więcej da się o nich wszystkich powiedzieć. Do wyrazistości piłkarzy FC Richmond, czy Potężnych Kaczorów nie mają nawet startu.

Mam wrażenie, że "Pierwszy gol" lepiej sprawdziłby się jako serial. Nawet jako miniserial - dwanaście, góra trzynaście odcinków i po bólu. Pozwoliłoby to powoli przedstawić sylwetki wszystkich bohaterów, rozłożyć w czasie przemianę Rongena z buca w kolejnego Teda Lasso, a i powtarzające się z odcinka na odcinek gagi nie przeszkadzały by tak bardzo. Finalnie Waititi dostarcza nam piekielnie ciekawą historię (choć to nie jego zasługa), podaną w mocno nieciekawy sposób (to już tak). Powtórzę się po raz ostatni, że jestem zły na ten film, bo bardzo chciałem, aby mi się podobał. Nie wyszło. Tu i tam można się zaśmiać, ze dwa razy nawet wzruszyć, ale to nie jest dobry film. Tak po prostu.

Film wchodzi do kin już 05.01.2024

Atuty

  • Od czasu do czasu dobry żart albo poruszający moment;
  • Pogoda ducha Samoańczyków jest zaraźliwa;
  • Jaiyah jest ciekawie nakreśloną postacią.

Wady

  • Bardzo dużo sucharów i powtarzających się gagów;
  • Zazwyczaj fałszuje próbując grać na uczuciach widza;
  • Nijaki Fassbender;
  • Nie potrafi znaleźć czasu, aby jakkolwiek sensownie przedstawić resztę drużyny;
  • Reżyser w żaden sposób nie uatrakcyjnia tej historii swoją estetyką, a jest już dokument pod tym samym tytułem.

"Pierwszy gol" jako film jest trochę jak drużyna Samoy Amerykańskiej - niekompetentny. Kiepsko rozłożone sylwetki postaci, repetytywne żarty, płytkie emocje. Da się obejrzeć, ale spodziewałem się czegoś dużo lepszego.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper