Continetal: W świecie Johna Wicka (2023)

Continental: W świecie Johna Wicka (2023) – recenzja, opinia o serialu [Amazon]. Bez Keanu to nie to samo

Piotrek Kamiński | 09.10.2023, 21:17

Zanim John Wick zamordował jakąś połowę wszystkich płatnych zabójców na świecie z pomocą garstki znajomych – w tym managera hotelu Continental i jego konsjerża, Charona. Twórcy „Continental” zabierają nas w przeszłość, do Nowego Jorku lat siedemdziesiątych, gdzie przekonamy się jak to się stało, że młody chłopak znikąd przejął władzę w hotelu od bezwzględnego Cormaca O'Connora.

Mam problem z Johnem Wickiem. Właściwie to nawet nie z samym Johnem, a zawartością filmów o nim. Pierwsza część była trochę smutnym, trochę zabawnym filmem o zemście – prostą, nieprzekombinowaną historyjką ze świetnie zaprojektowanymi scenami akcji i finałem, który wyglądał niemalże jak walka w jakimś „Tekkenie”, czy gdzieś. Później dwójka w intrygujący sposób rozwijała świat przedstawiony, pokazując jak wielki zasięg i możliwości mają rozlokowane na całym świecie Hotele Continental. I na tym rzecz mogłaby się już skończyć. Część trzecia nie dodawała już niczego ciekawego do lore (chyba, że dla kogoś ciekawy jest szef wszystkich płatnych zabójców na świecie mieszkający na pustyni i odcinający ludziom paluchy jak Al Mualim – do kompletu nie dając w zamian kozackiego ukrytego ostrza), niemal w całości polegając na spektakularnych (i niedorzecznych) scenach walk. Część czwarta z kompletnie niezrozumiałego dla mnie powodu zebrała najlepsze noty w całej serii, mimo że też poza świetnymi scenami akcji w drugiej połowie filmu, nie oferowała już za bardzo niczego więcej. Robienie serialu w tym świecie było ryzykownym posunięciem. Z jednej strony hotel Continental ma potencjał, z drugiej ostatnie filmy trwonią go, większy nacisk kładąc na akcję. W serialu nie ma jednak Johna, więc zwyczajnie trzeba bardziej skupić się na fabule. Po obejrzeniu ciurkiem wszystkich trzech odcinków, z których każdy trwa tyle, co pełnometrażowy film, nie jestem jednak przekonany, czy był to udany eksperyment. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Continental: W świecie Johna Wicka (2023) – recenzja, opinia o serialu [Amazon]. Całkiem niezły ten młody Ian McShane

Winston

Fabuła serialu kręci się wokół postaci młodego Winstona (Colin Woodell). On i jego brat, Frankie (Ben Robson) są sierotami, które pod swoje skrzydła wziął manager nowojorskiego Continentala, Cormac O'Connor (Mel Gibson). Winston został odesłany do Londynu, gdzie miał znaleźć wolność od przestępczego stylu życia, lecz zbieg okoliczności sprawia, że trafia ponownie do Nowego Jorku. Nie jest już jednak dzieckiem i nie ma zamiaru dawać się wykorzystywać. Wkrótce po tym rozpoczyna się jego starcie z O'Connorem.

Historia przedstawiona w serialu nie należy do najbardziej skomplikowanych na świecie. Szybko staje się jasne, kto stanie naprzeciwko komu, po czym oglądamy po prostu rozwój konfliktu – standardowo dla tej marki. Siłą „Continental” mogłyby być wyraziste postacie, lecz skłamałbym pisząc, że którakolwiek poza Winstonem i Charonem zrobiła na mnie jakieś większe wrażenie. Po stronie tych dobrych wieje z grubsza nudą – mamy Milesa i Lou (Hubert Point-Du Jour  i Jessica Allain), rodzeństwo sprzedawców broni i właścicieli dojo karate. Taka mieszanka powinna być istną kopalnią ciekawych pomysłów, zabawnych sytuacji i niebanalnej charakteryzacji, ale rodzinka, tak jak zdecydowanie sympatyczna, nie porywa niczym ponad umiejętnościami zadawania bólu i cierpienia. Dużo ciekawiej wypada Jenkins (Ray McKinnon), starzejący się snajper o nienagannych manierach, któremu zaczyna szwankować wzrok. Jego sceny – zwłaszcza z właścicielką mieszkania, które, hmmm... „wynajmuje”, są dziwnie urocze i zabawne. Prócz nich mamy jeszcze żonę Franky'ego, Yen (Nhung Kate) i „dziką kartę”, szukającą sprawiedliwości policjantkę, KD (Mishel Prada). Ciekawie robi się natomiast po drugiej stronie barykady.

Continental: W świecie Johna Wicka (2023) – recenzja, opinia o serialu [Amazon]. Mel Gibson żuje scenerię aż miło

Cormac

Największym pozytywnym zaskoczeniem serialu zdecydowanie jest Mel Gibson. Jego manager Continentala to postać bardzo typowa dla Gibsona ostatnich lat. Czytaj: piekielnie niebezpieczny, ale przy tym też całkiem zabawny psychol. Mel uświetnia swoją obecnością każdą scenę, w której występuje, zawsze bardzo dobrze kontrastując z bardzo stoickim Charonem (Ayomide Adegun) i eleganckim, ale przy tym niecierpliwym Winstonem. Reszta antagonistów nie może się nawet równać z jego charyzmą, ale mają coś innego – zabawny pomysł na siebie. Mówię tu zwłaszcza o nietypowym „rodzeństwie” zabójców, którzy wynajmują pokój u Cormaca – Hansel i Gretel (Mark Musashi i Marina Mazepa), czy jak zazwyczaj tłumaczy się ich imiona w polskiej wersji bajki o nich – Jaś i Małgosia. Skórzane ciuchy i fryzury cięte od linijki sprawiają, że wyglądają jakby urwali się z jakiegoś fetyszowego pornosa, ale w połączeniu z ich talentem do zabijania otrzymujemy ostatecznie parę, którą zawsze ciekawie się ogląda.

A jest tu co oglądać. Trzeba przyznać, że jak na serial, a więc produkcję standardowo o mniejszej skali niż kinowy film, twórcy postarali się namalować jak najbardziej wiarygodny obraz Nowego Jorku lat siedemdziesiątych. Jest przepych, światła, pstrokate stroje, bogate zdobienia w stylu art deco. Niby widać, że uliczki są dziwnie małe i krótkie – bo najpewniej powstały w hali studia – ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Sceny walki nie mogą równać się z filmowymi popisami Keanu Reevesa, lecz kilka ciekawych sekwencji znajdzie się i tutaj. Natychmiast przychodzi na myśl całkiem zabawna młócka w budce telefonicznej, a i nawet postarano się o stworzenie własnej długiej walki w wąskim korytarzu. Niestety, kamera często nie potrafi złapać walki w odpowiednio widowiskowy sposób – a to aktorzy sami zasłaniają całą choreografię swoimi plecami, a to montażysta tnie przesadnie często i nie daje nacieszyć oczu przygotowaniem kaskaderów. Miejscami rzuca się też w oczy mało dopracowane CGI, ale raczej rzadko – większość ran, czy to postrzałowych, czy ciętych, czy kłutych wygląda bardzo w porządku.

Wydaje mi się, że największy problem „Continental” kryje się w jego podtytule, „W świecie Johna Wicka”. Twórcy bardzo chcą nawiązywać do filmów, ale raz, że nie mają na to odpowiedniego budżetu, a dwa, że mieliśmy tu okazję zobaczyć coś naprawdę ciekawego, opartego na intrydze, rozwiającego świat przedstawiony. Tymczasem dostaliśmy po prostu mniej ciekawą kopię oryginału z paroma niezłymi momentami i absolutnie genialną ścieżką dźwiękową. Szkoda.

Atuty

  • Więź Winstona i Charona;
  • Mel Gibson doskonale bawi się w swojej roli;
  • Kilka pomysłowych ujęć i sekwencji;
  • Świetnie dobrany soundtrack;
  • Na małą skalę, ale sympatycznie zrealizowany Nowy Jork lat siedemdziesiątych.

Wady

  • Mało wyraziści bohaterowie;
  • Fabuły tyle, co kot napłakał;
  • Część scen akcji nakręcona raczej tak sobie;
  • Momentami widać braki w budżecie;
  • Zupełnie nie wykorzystuje potencjału swojej koncepcji.

„Continental: W świecie Johna Wicka” za bardzo zapatruje się na filmy z Keanu Reevesem, przez co zamiast być swoim własnym tworem, kończy jako słabsza kopia oryginalnych filmów. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału, ale i tak można obejrzeć.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper