Wojny Jednorożców (2022)

Wojny Jednorożców (2022) - recenzja, opinia o filmie [Velvet Spoon]. Słodycz, tulaski i krwawa rzeź niewiniąte

Piotrek Kamiński | 04.10.2023, 21:00

Puchate, słodkie misie trenują na obozie w lesie. Niektóre lepiej strzelają z łuku, inne szybciej biegają, ktoś ma problem z moczeniem pościeli. Jest prawie jak na letnich obozach dla maluchów. Przynajmniej dopóki puchate misie nie zostaną wysłane na front, aby mordować podłe, przerażające jednorożce, zanim to one zamordują ich.

Przyznam, ze nie miałem pojęcia za co się biorę, zaczynając seans nowego filmu Alberto Vazqueza. Kolorowa animacja 2D mogłaby sugerować coś w stylu "Troskliwych Misiów", ale tytuł zdaje się zapowiadać coś bardziej mrocznego i powiem ci, że "mrok" jest tu wręcz niedopowiedzeniem. "Happy Tree Friends" mordowali się dla jaj, przy okazji i często przez przypadek. W "Wojnach Jednorożców" śmierć jest końcem, jest traumatyczna, pozbawiona patosu, brzydka. Reżyser wykorzystuje prostą, komicznie nieodpowiednią do tematu stylistykę by opowiedzieć o czymś bardzo poważnym i uniwersalnym, nie popadając przy tym w zbyt dosłowne wytykanie palcem. Tylko czy na pewno ma coś na ten temat do powiedzenia, czy chce po prostu kupić widza tanim szokowaniem?

Dalsza część tekstu pod wideo

Wojny Jednorożców (2022) - recenzja, opinia o filmie [Velvet Spoon]. Historia dwóch braci

Troskliwe misie

W najprostszych słowach jest to film o dwóch braciach. Miśki Gordi i Azulin (u nas bodajże Grubasek i Błękitek) są od siebie tak różni, jak to tylko możliwe. Jeden różowy, delikatny i empatyczny, drugi niebieski, szukający atencji i przy tym chorobliwie zazdrosny. Obaj znajdują się na obozie szkoleniowym, który ma przygotować ich do walki z wrogo nastawionymi jednorożcami. Tak przynajmniej tłumaczy im się od najmłodszych lat. Najpierw poprzez świętą księgę ich religii, później przez tubę propagandową rządu, który nie myśli o niczym, tylko dalszej ekspansji swojego terytorium. W ich drużynie znajduje się jeszcze kilka innych misiów i każdy jest na swój sposób wyjątkowy - czy to ze względu na wygląd, czy charakter. Niektórzy mają nawet tłumione na co dzień potrzeby seksualne, co nieziemsko zabawnie kontrastuje z ich designem. 

Z drugiej strony reżyser pokazuje nam życie z perspektywy jednorożców - spokojne, w zgodzie z naturą. To klasyczny podział na zdeprawowaną, technologiczną cywilizację i tych żyjących w zgodzie z naturą. Vazquez jest pod tym względem subtelny niczym James Cameron w swoim "Avatarze" (czytaj: wcale) i podobnie jak starszy kolega, nie zadaje sobie trudu aby odpowiednio przemyśleć dokładne konsekwencje takiego rozłożenia akcentów. Nie dość, że nawet miłe jednorożce zdają się atakować miśki bez wcześniejszej prowokacji, to jeszcze cała masa pomniejszych scen, rozgrywających się wokół obu stron konfliktu nie ma w dłuższym okresie żadnego znaczenia - nie prowadzą do niczego, nie wpływają na nic. To tylko takie tam ciekawostki, czasami jedynie dodające odrobinę historii bohaterów - a i to nie zawsze.

Wojny Jednorożców (2022) - recenzja, opinia o filmie [Velvet Spoon]. Piękna makabra

Wanna get high?

Czysto wizualnie film wygląda bardzo ciekawie. Obłe, przyjemne kształty drzew przecinają się , krzakami, niebem i wodą - każdy element znajduje się na swojej płaszczyźnie i przesuwa się niezależnie od pozostałych, dając wrażenie żywego lasu. Do tego dodać należy piękną kolorystykę - czerń z bielą i różne odcienie różu przy zachodzącym słońcu robią niesamowitą robotę. Sama animacja też imponuje przywiązaniem do detali. A to Grubasek smyra się po brzuszku, ugniatając swoje wielkie, plastyczne fałdki, poddające się naciskom jego małych łapek, a to Azulin piekielnie płynnie i równie niepokojąco zmruży oczka, odsłaniając swoją prawdziwą naturę. Najbardziej przerażające były jednak śmierci i generalnie zadawanie ran. Sposób w jaki strzały przeszywają ciała jednorożców, jak reagują na obrażenia, jak wypływa z nich krew. Można odnieść. Wrażenie, że reżyser nagrywał mordowanie prawdziwych zwierząt jako materiał referencyjny - tak sugestywnie to wszystko wygląda.

Niestety, kiedy kurz w końcu opada i film zbliża się do końca, wszystko to, co do tej pory oglądaliśmy przestaje mieć znaczenie, ponieważ Vazquez skręca w alegorie, zmieniając cały film w jedną, wielką metaforę. Sprawia to, że cała ta historia miśków traci na znaczeniu. Retrospekcja z mamą głównych bohaterów, z małym jednorożcem i jego mamą, sztab dowodzenia misiów - nie dość, że i tak wątki te nie miały żadnego konkretnego rozwinięcia i zakończenia, to finalnie reżyser i tak zdaje się mówić widzowi żeby nie patrzył na detale, ale dostrzegł szerszy kontekst tego, co tu się wydarzyło. Żeby wyciągnął z niego wniosek. A jaki? Wojna jest złem, religia jest złem, tak samo zazdrość, chciwość, gniew, zemsta i wszystkie one mieszkają w nas, gotowe wyjść na wierzch i nad nami zapanować, jeśli nie będziemy ostrożni. 

Na wielu widzach to metaforyczne zakończenie zrobi zapewne wrażenie - i bardzo dobrze, bo sam przekaz jest zdecydowanie istotny, zwłaszcza biorąc pod uwagę gigantyczną znieczulicę wypranych przez internet mózgów dzisiejszego społeczeństwa. Moim zdaniem jednak film traci przez to swoją spójność. Poczułem więź z postaciami miśków, chciałem wiedzieć o nich więcej. Tymczasem film postanawia finalnie zamieść ich pod dywan, bezceremonialnie odwracając od nich kamerę i mówiąc: to jest naprawdę ważne. "Wojny Jednorożców" to mocna, pięknie wykonana animacja z artystycznym zacięciem, ale próbując atakować na koniec widzów głębokim (choć banalnym) przesłaniem, staje się ostatecznie trochę nijaka. Albo może to po prostu ja jestem maruda, a ostatnie minuty filmu transformują go w prawdziwe dzieło sztuki? Warto przekonać się samodzielnie.

Atuty

  • Piękny kierunek artystyczny;
  • Szczegółowa, płynna animacja;
  • Uniwersalny, ważny morał;
  • Interesujący duet głównych bohaterów...

Wady

  • ...który ostatecznie musiał ustąpić miejsca wspomnianemu morałowi;
  • Część scen zrobiona jedynie by zaskoczyć i zszokować widza;
  • Koniec końców raczej miałka fabuła.

"Wojny Jednorożców" zwodniczo bawią piękną, dwuwymiarową animacją, aby już chwilę później wygrywać tę radość razem z sercem i duszą widza. To brutalny film wojenny o mrocznych zakątkach ludzkiej (i misiowej) psychiki, ostatecznie jednak bardziej prawiący kazania, niż opowiadający satysfakcjonującą historię. W zależności od własnej wrażliwości, można ocenić go równie dobrze znacznie wyżej i znacznie niżej.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper