Niezniszczalni 4 (2023)

Niezniszczalni 4 (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Może i niezniszczalni, ale za to zbędni

Piotrek Kamiński | 23.09.2023, 20:04

Niezniszczalni na lewo i prawo walą sucharami, przyjęli do ekipy Megan Fox i nie chce im się już tak naprawdę męczyć z wrogo nastawionym Iko Uwaisem, więc większą część filmu straszą widzów okrutnie tanim CGI. Dobrze chociaż, że ktoś poszedł po rozum do głowy i znowu zrobiło się krwawo. Tylko czy to wystarczy?

"One push is all you need, a fist-first philosophy" krzyczał wokalista Shinedown w zwiastunie pierwszego filmu trzynaście długich lat temu. I nie był to nawet jedyny plus filmu. Stallone zebrał ekipę dinozaurów kina akcji (i Jasona Stathama), napisał wokół nich prostą, ale skuteczną historię, a całość podlana została sosem z krwi, flaków i testosteronu. Przede wszystkim jednak była to po prostu dobra zabawa, jeszcze jedno hurra dla starej gwardii. Ale ponieważ pomysł się spodobał, to zaraz powstała i dwójka, z wbijającym ludziom noże w serca kopem z pół obrotu JCVD, a po niej trójka, gdzie jakiś pazerny nieogar stwierdził, że film zarobi jeszcze więcej, jeśli go ocenzurujemy! I tak oto marka zdechła na blisko dziesięć lat... Myślałby kto, że skoro reaktywują ją po takim czasie, to ktoś miał naprawdę dobry pomysł, jak tchnąć w starego trupa nowe życie. Twórca "Equilibrium" wśród scenarzystów pozwalał mieć jakieś tam nadzieje, które jednak szybko zgniótł fakt, że był on tylko jedną z CZTERECH osób pracujących nad scenariuszem, a za kamerą stanął gość, który dał nam filmowego "Need for Speed" i niedawne "SNAFU". Nie licz na zbyt wiele.

Dalsza część tekstu pod wideo

Niezniszczalni 4 (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. To gdzie ta fabuła?

Christmas i Ross

Fabuła kręci się wokół sprawy sprzed lat, kiedy to cała drużyna Barneya (Sylwester Stallone) została wyrżnięta w pień, ponieważ po stronie dobrych zakopał się gdzieś kret. Temat wraca, kiedy ten sam kret, kryjący się za pseudonimem Ocelot, wynajmuje najemnika imieniem Rahmat (Iko Uwais) aby ten zdobył dla niego libijskie głowice nuklearne, za pomocą których mógł będzie zdobyć bardzo dużo pieniędzy, czy coś. Tak naprawdę nie ma tu za dużo tej historii i to do tego stopnia, że film z miłą chęcią spędza czas na pokazywaniu nam jak Barney wsiada na motor, jak Christmas (Jason Statham) kłóci się o nic ze swoją dziewczyną (Megan Fox, która w dalszym ciągu nie potrafiłaby zagrać prawdziwych emocji, choćby zależało od tego jej życie) albo dorabia jako ochroniarz jakiegoś niedorobionego jutubera, jak Toll Road (Randy Couture) tłumaczy komuś – dwa razy - skąd ma takie ładne ucho, mimo że robił to już i w jedynce. Żeby to jeszcze było żwawo napisane, żeby faktycznie było się z czego pośmiać, to nie byłoby co narzekać, ale te teksty nie są śmieszne ani teraz, ani trzydzieści lat temu, ani – mam nadzieję – nigdy.

Do kompletu montaż i w ogóle struktura filmu nie pomagają jakkolwiek przepchnąć go przez gardło. Oglądamy jak Rahmat robi rozpierdziel w Libii, po czym cięcie zabiera nas do Barneya i Christmasa robiących sobie jaja z siebie nawzajem. Kolejne cięcie i Rahmat morduje kilkuletnie dziecko. Znowu cięcie i chłopaki odbywają briefing do najnowszej misji, zleconej im przez niejakiego Marsha (Andy Garcia). Znowu cięcie na Rahmata, cięcie na Niezniszczalnych w samolocie i zaraz już wszyscy są w tym samym miejscu i zaczyna się młócka. Czyli mam rozumieć, że wszystkie te sceny z „naszymi” odbyły się mniej więcej równolegle do tej akcji w Libii? Ile ona trwała, dwa dni? No i największa bolączka – jakie to jest wszystko przewidywalne! Cała intryga kręci się wokół tożsamości Ocelota. Rzecz w tym, że w całym filmie dosłownie jedna postać spełnia warunki niezbędne aby móc okazać się być kretem. I zgadnij co... No właśnie.

Niezniszczalni 4 (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Bez pomysłu, bez polotu

50 Cent

Aktorsko to też nie są już ci sami niezniszczalni. Stallone od pewnego czasu przestał grać i po prostu wszędzie jest tą samą twardą, wygadaną, mądrą gębą. Jakby Król Tulsy poleciał na wakacje do Knowhere, po czym wrócił dorabiać jako najemnik, bo biznes się nie kręci. Lubię Sly'a, więc i tak dobrze mi się go ogląda, ale widać, że jest już zmęczony i nie za bardzo mu się chce. Ze starej gwardii mamy jeszcze Dolpha Lundgrena, wspomnianych już Couture'a i Stathama i tylko ten ostatni jakkolwiek się stara. To wciąż ta sama postać, co zawsze, ale przynajmniej dali mu sporo do roboty, dzięki czemu łatwo mu kibicować.

Szeregi Niezniszczalnych, jak zwykle, zasila kilka nowych twarzy. Możesz zapomnieć o Terrym Crewsie, Antonio Banderasie, czy Rondzie Rousey z poprzedniej części – pewnie byli zbyt drodzy. Tak więc, nie siląc się na żadne wyjaśnienia, tym razem na misję rusza wspomniana już Megan Fox, niejaki Galan (Jacob Scipio), którego przedstawiają nam jako syna postaci Banderasa, a który jest po prostu tańszym zamiennikiem popularnego Hiszpana, i na koniec Easy Day (50 Cent, bo czemu nie?!), postać tak bezbarwna, jak to tylko możliwe. Żadne z nich nie zostało jakkolwiek sensownie przedstawione i rozwinięte – po prostu są. Megan można chociaż opisać prostym „awanturnicza dziewczyna Christmasa”, ale reszta? Galan dużo gada, Easy Day jest zasadniczy. Więcej powiedzieć o nich bym nie potrafił, nawet gdybym chciał.

Najsmutniej wypada jednak nie obsada, nie karykaturalnie prosta fabuła, a... akcja. Nie wiem, czy to kwestia budżetu, czy bezpieczeństwa starych aktorów, ale gigantyczna ilość filmu kręcona była na greenscreenie, w który ktoś bardzo, ale to bardzo niewprawnie wkleił niezbędne tła, praktycznie za każdy razem zostawiając bohaterów wyraźnie odznaczonych „z przodu”, przed obrazem. Wygląda to komicznie źle – zwłaszcza motorówka, do której wszyscy zwiewają pod koniec zrobiła na mnie wrażenie tak mocne, że aż zaśmiałem się w głos na sali kinowej. Nie lepiej wypadają wszelkiego rodzaju eksplozje, kolizje i tym podobne efekty wizualne. Tutaj nawet wysuwający się łańcuch kotwicy zrealizowany został w programie graficznym, co nie byłoby takie złe, gdyby zrealizowany został dobrze. Skoro zabrakło budżetu, to może trzeba było trochę zmniejszyć skalę projektu? Tak samo nie rozumiem, jak można było zatrudnić Stathama, Uwaisa i Tony'ego Jaa, po czym całą akcję nagrać kamerą umieszczoną tak blisko aktorów, że praktycznie nic nie widać. Nie miałem problemu z nadążaniem kto bije kogo, ale trudno było docenić pracę mistrzów sztuk walki, kiedy widzi się głównie ich torsy.

„Niezniszczalni 4” są jak tani film akcji z jakąś przebrzmiałą gwiazdą, który złapać można na pokładzie transatlantyku, czy w innym tego typu miejscu. Nie jest może aż tak źle, jak ostatnie filmy Bruce'a Willisa, ale to i tak żadna pochwała, a i do tamtych szrotów wcale tak dużo nie brakuje. Nic w tym filmie nie robi wrażenia – aktorzy głównie śpią, fabuła pisana była na kolanie (naprawdę potrzeba było aż czterech osób żeby ją skleić?!), choreografii poszczególnych walk trzeba się domyślać, a efekty wizualne kleił im chyba jakiś student za drobne na obiad. To jeden z tych filmów, które można sobie włączyć jak się siedzi z kolegami przy piwie – tak żeby sobie coś brzęczało. Na pewno nie warto wydawać ciężko zarobionych pieniędzy na bilet do kina.

Atuty

  • Statham nie schodzi poniżej pewnego poziomu;
  • Kilka mocno krwawych, robiących wrażenie akcji;
  • Mistrzowie sztuk walki pokazują w paru miejscach swoją klasę...

Wady

  • …niestety operator utrudnia jej podziwianie ładując się im z kamerą niemal przed twarz;
  • Pisana na kolanie, przewidywalna jak diabli fabuła;
  • Słabiutki humor;
  • Skandalicznie słabe CGI;
  • Większość niezniszczalnych nie ma tu za wiele do roboty;
  • Słabo wykorzystane nowe twarze.

„Niezniszczalni 4” nie powinni byli powstać. Nie było pomysłu na ten film, a i większość obsady zgłosiła się chyba wyłącznie po łatwą wypłatę. Nie oczekiwałem niczego ponad napompowany testosteronem i prostym, ale skutecznym humorem, bombastyczny akcyjniak. Nie dostałem nawet tego.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper