Rozczarowani (2018)

Rozczarowani (2018) – recenzja, opinia o 5 sezonie serialu [Netflix]. I żyli długo i szczęśliwie?

Piotrek Kamiński | 05.09.2023, 21:00

Eksperyment w tematyce fantasy Matta Groeninga dobiegł końca. Paczka ostatnich dziesięciu odcinków kończy konflikt Bean i jej mamy, wszystkie wątki zostają zakończone. Już samo to zasługuje na pochwałę, ale czy prócz tego droga do tego finału może być opisywana jako satysfakcjonująca? Zdaje się, że trochę zależy od oczekiwać, ale moim zdaniem raczej nie.

Moja historia ze średniowiecznym serialem Groeninga jest raczej wyboista. Samego autora uwielbiam za to, że dał nam „Simpsonów” (których oglądamy obecnie z juniorem i świetnie się przy tym bawimy, czekając na niechybny zjazd jakości w późniejszych sezonach) oraz „Futuramę”, moim zdaniem wciąż jeden z najlepszych seriali animowanych w dziejach. Tak więc, kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że ma zrobić dla Netflixa serial w swoim stylu, ale dziejący się w baśniowym średniowieczu, praktycznie piałem z zachwytu. Później natomiast obejrzałem pierwszy sezon. Humor raczej średnio trafiał w moje gusta, odcinki były niemalże samodzielne, jedynie cienką nitką wiążąc się w większą całość i tak naprawdę dopiero dwa ostatnie odcinki pokazywały prawdziwy pazur. Nie zakochałem się, ale wystarczyło to, abym z chęcią obejrzał drugi sezon, który moim zdaniem był dużo lepszy. Później jednak zapomniałem, że generalnie bawiłem się z „Rozczarowanymi” całkiem dobrze, więc do kolejnych sezonów siadałem jak za karę, po chwili dopiero przypominając sobie, że chcę przecież wiedzieć co dalej. Raz jeden faktycznie o tym pamiętałem, tak więc za finałowy sezon brałem się z entuzjazmem, po czym... no znowu się zawiodłem...

Dalsza część tekstu pod wideo

Rozczarowani (2018) – recenzja, opinia o 5 sezonie serialu [Netflix]. Byle dociągnąć do mety

Sajonara

To nie tak, że serial nagle zrobił się okropny. Humor w dalszym ciągu rzadko kiedy łaskocze mnie w odpowiednim miejscu, ale bywają momenty, kiedy śmieję się na głos (głównie za sprawą chodzącej doskonałości w ludzkim ciele, na którą absolutnie nie zasługujemy, pana Matta Berry, o którym więcej w dniu jutrzejszym), fabuła wciąż kręci się wokół tego samego konfliktu, animacja jest równie dobra w jednych momentach i kompletnie pozbawiona tempa albo krzywdząca oczy takim sobie CGI w innych. W czym więc rzecz? Cóż, po pierwsze, nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem tego ich stylu prowadzenia historii i po drugie, tam gdzie poprzednie sezony mają intrygę, niespodziewane zwroty akcji i coraz to nowe, rozbudowujące świat serialu postacie, piąty sezon ma oczywiste oczywistości, szybkie dokańczanie wszystkich wciąż niezakończonych (a więc niemalże dosłownie wszystkich) wątków i raczej nie jest w stanie już niczym nas zaskoczyć. Nawet kiedy ktoś umiera, wiemy, że zostało jeszcze parę ładnych odcinków na ożywienie tej postaci, odkręcenie wszystkiego i tak dalej. To w końcu jeden z tych seriali...

Fabuła jest tym razem bardzo prosta. Bean musi powrócić do Dreamlandu by wraz z Luci, Elfo, Zogiem i Morą odbić go z rąk swojej matki, złej królowej Dagmar. I to właściwie tyle. Nie będzie to oczywiście proste zadanie, co usprawiedliwia aż dziesięć odcinków mu poświęconych, lecz nie dzieje się tu już dużo więcej w kwestii intrygi. Może jedynie nowa porcja informacji na temat Dziewczyny z Mopem, ale tak jak miło było się tego o niej dowiedzieć, tak ostatecznie niczego to nie zmieniło.

Tym, co rzeczywiście można pochwalić jest doprowadzenie przez scenarzystów wątków poszczególnych postaci do rozgrzewających serducho zakończeń. Co prawda, można czuć lekki zawód ze względu na fakt, jak fanfikowo kończy się cała historia, ale przynajmniej proponowane zakończenia wątków są zgodne z tym, co widzieliśmy w serialu do tej pory. Nie jak w innym takim serialu fantasy, który zakończył się kilka lat temu...

Rozczarowani (2018) – recenzja, opinia o 5 sezonie serialu [Netflix]. Część postaci intrygująco ewoluuje, ale tylko część

Dziwna sytuacja

Nigdy nie byłem fanem Bean, więc nie będę się tu rozpisywał na temat tego, jak kończy się jej wątek – starczy powiedzieć, że nie widzę aby za specjalnie ewoluowała jako postać odkąd widzieliśmy ją ostatnim razem. Elfo zawsze był bardziej komiczny, niż dramatyczny, choć ma swoje momenty i kilka z nich zobaczymy i w piątym sezonie. W szczególności spodobała mi się jego podróż w przeszłość aby dowiedzieć się kto zamordował go w pierwszym sezonie. Nie dość, że jest to ciekawe rozwinięcie jego postaci, to jeszcze w bardzo zabawny sposób tłumaczy co tam się właściwie wydarzyło i dlaczego. Można zakończyć tworzenie teorii. Dagmar już dawno przestała w jakikolwiek sposób ewoluować, Zog też stoi w miejscu, ale jest jedna postać, której kibicuję od samego początku i której wątek został rozpisany zdecydowanie najlepiej.

Luci jest MVP całego serialu. Zaczynał jako „personalny demon” Bean, wcielenie zła i ten taki złośliwy głosik, szepczący do ucha złe rzeczy, lecz bardzo szybko zaczął ewoluować w coś więcej. Szczerze polubił Elfo i, choć bardzo nie chciał się do tego przyznać, również Bean. W pewnym momencie dowiadywaliśmy się również, że tak naprawdę jest on, bardzo po ludzku, samotny i potrzebuje przyjaźni, którą otrzymał od Bean i Elfo – bez cienia wątpliwości oddał dla nich ciepłą posadkę, na której niby mu zależało, byle tylko zostać z nimi. W piątym sezonie widzimy dwie istotne nowości w jego charakteryzacji: jego gigantyczną potrzebę posiadania rodziny (scena z Diabłem przezabawna) oraz prawdziwe, na głos wypowiedziane uczucia względem Bean. To, jak kończy się jego wątek, to zdecydowanie najbardziej satysfakcjonująca historia postaci w całym serialu. W pełni zasłużona i samodzielnie podnosząca ocenę końcową.

Finałowy sezon „Rozczarowanych” nie powalił mnie fabułą, która niemal od początku wydawała mi się raczej oczywista, przewidywalna i powierzchowna, ale trzeba przyznać, że twórcy postarali się aby faktycznie zakończyć każdy z napoczętych na przestrzeni tych 50 odcinków wątek i parę razy skutecznie chwycili mnie za serce. Humor nie do końca trafia w moje gusta, a samej fabuły jest względnie mało, więc nie czuję się w pełni usatysfakcjonowany, ale serial zdecydowanie ma swoje momenty. Wierni fani serialu na pewno będą zadowoleni, chociaż ja osobiście miałem nadzieję na odrobinę więcej od pana Groeninga. Zobaczymy, co przedstawi nam następnym razem.

Atuty

  • Rzeczywiście kończy historie wszystkich głównych i mniej głównych postaci;
  • Kilka razy na odcinek można się szczerze zaśmiać;
  • Miejscami piękna kolorystyka;
  • Kiedy trzeba, potrafi wzruszyć.

Wady

  • Animacja wciąż mocno nierówna – czasami brakuje jej płynności, gibkości, zamaszystości;
  • Fabularnie niczym już nie zaskakuje, to już raczej sprint do mety;
  • Spora część żartów zupełnie nie trafia;
  • Dobra połowa postaci zasadniczo stoi w miejscu od przynajmniej dwóch sezonów;
  • Samo zakończenie też może sprawiać wrażenie zbyt... wygodnego, że tak się wyrażę.

„Rozczarowani” kończą swoją opowieść raczej zachowawczo, ale przynajmniej z głową. Humorystycznie jest raczej nierówno, a i na wielkie zwroty akcji nie ma już co liczyć, jednak jako zakończenie, piąty sezon jest całkiem solidnym kawałkiem telewizji, od czasu do czasu potrafiącym nawet wywołać u widza żywe emocje.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper