Nimona (2023)

Nimona (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. To że jesteś zły, nie znaczy, że musisz być zły

Piotrek Kamiński | 30.06.2023, 21:00

Świeżo mianowany rycerz zostaje osądzony o zbrodnię której nie popełnił. W ucieczce przed stróżami prawa pomaga mu zmiennokształtna Nimona. Teraz wspólnie muszą udowodnić jego niewinność i uratować królestwo przed... Biurokracją?

Pierwotnie film miał być zrobiony przez Blue Sky Studios i wydany przez Disneya ale firma myszki Miki postanowiła zamknąć twórców odpowiedzialnych na przykład za "epokę lodowcową" zanim zdążyli dokończyć film. Z pomocą przyszli Netflix oraz Annapurna (wydawca, który ma w swoim portfolio choćby ciepło przyjętego "Stray" na PlayStation i PC). Animacja została dokończona przez DNEG Animation i dosłownie dzisiaj wylądowała na platformie. To aż dziwne, że projekt od początku nie był finansowany przez czerwone N, ponieważ główne tematy zarówno oryginalnego komiksu, jak i jego adaptacji po prostu idealnie pasują do streamingowego giganta. Dobrze wiesz o czym mówię, więc jeśli na samą myśl dostajesz spazmów i szykujesz już w głowie odpowiedni komentarz, to spokojnie możesz zakończyć czytanie w tym miejscu. Nie spodoba ci się nowy film duetu Nick Bruno i Troy Quane.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nimona (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Nowoczesne średniowiecze 

Tytułowa bohaterka

Fabularnie rzecz jest prosta jak budowa cepa. Główny bohater, Ballister Boldheart (Riz Ahmed) zostaje wrobiony w straszną zbrodnię i natychmiast okrzyknięty złoczyńcą. Odwracają się od niego wszyscy, łącznie z jego chłopakiem, Ambrosiusem Goldenloinem (Eugene Lee Yang). Zdradzony i zraniony rycerz musi uciekać. Po swojej stronie ma jedynie żywiołową nastolatkę/młodą kobietę, imieniem Nimona (Chloe Grace Moretz), która bardzo pragnie zostać jego pomocnicą w życiu zbrodniarza. Entuzjastyczny rudzielec z miłą chęcią pomoże mu we wszystkim, nawet w oczyszczeniu jego imienia. I całe szczęście że mają po swojej stronie, ponieważ Nimona ma pewien sekret – potrafi dowolnie zmienić swoją postać.

Historia toczy się dalej dokładnie tak jak się tego spodziewasz, lecz film mimo to jest całkiem ciekawy, A to ze względu na interesującą koncepcję świata. Otóż wiele lat temu bohaterska Gloreth pokonała w walce strasznego demona i zaprowadziła pokój w krainie. Standard, wiadomo, ale twist polega na tym, że od tamtych dni minęło NAPRAWDĘ dużo czasu. Królestwo wciąż pamięta swoją bohaterkę, każdego dnia szkoleni są nowi rycerze, a - jak przystało na królestwo - na tronie zasiada królowa. Jest odpowiednio średniowiecznie, a przy tym również futurystycznie, z cybernetycznymi kończynami, telewizją, neonami i tego typu rzeczami. Taki bardzo delikatny medieval punk, można by rzec. I jest w tym połączeniu coś ciekawego. Pasowanie na rycerza pokazywane jest na żywo w telewizji, wśród rycerzy i ich giermków nie brakuje buraków, zachowujących się jakby urwali się ze stereotypowego, amerykańskiego liceum - zwłaszcza jeden, sir Thoddeus Sureblade (znany z SNL Beck Bennett) rozbrajał mnie za każdym razem, kiedy próbował pokazać swoją świetność. Niebanalne połączenie różnych tonów, choć mam wrażenie, że nie do końca wykorzystane przez scenarzystów. Gdyby nie kilka gagów, które w typowo średniowiecznym kontekście nie miałyby jak zagrać, cały film spokojnie można by przerobić na klasyczne fantasy i nic się nie zmienia.

Nimona (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Dobrze, że chociaż postacie wyglądają dobrze 

Transformacja!

Projekty postaci wyglądają całkiem w porządku. Nie kopiują zbyt dokładnie oryginalnego stylu komiksu, ale przy tym nie trzeba się zastanawiać kto jest kim. Jest ekspresyjnie, bardzo, że tak powiem, klasycznie, a przy tym skutecznie. Na pewno niebanalna w tym zasługa mocnej obsady. Chloe Grace Moretz w tytułowej roli jest absolutnie doskonała. Dziewczyna od najmłodszych lat udowadnia, że nie straszne jej i krzyki, czy wygłupy i sceny wolniejsze, cichsze, pełne smutku i łez. Nimona na co dzień jest bardzo sprężystą i energiczną dziewczyną (trudno się dziwić, biorąc pod uwagę jej moce), z lubością myślącą o paleniu i biciu, ale ma w sobie i delikatniejszą stronę, która wychodzi na wierzch bliżej końca. Riz Ahmed wypada solidnie jako Ballister, chłopak odważny i prawy, ale przy tym targany ciągłymi wątpliwościami. Co najważniejsze - dobrze uzupełniają się na ekranie. Ich bohaterom przydałoby się może trochę więcej głębi, jakaś wyraźniej zarysowana droga do przebycia, ale to, co dostajemy nie jest generalnie złe.

Czego nie można powiedzieć o jakości animacji wszystkiego innego! Jeszcze zagracone, ukryte w półmroku wnętrze kryjówki Barristera potrafi zrobić całkiem niezłe wrażenie, zwłaszcza dzięki ładnie akcentującym ten nieład, pojedynczym źródłom klimatycznego światła. Cała reszta natomiast wygląda, cóż... Na niedokończoną. Mury miasta, trawa, drzewa, wnętrza budynków są komicznie wręcz płaskie i pozbawione detali. Byłbym zawiedziony tymi wizualiami nawet gdyby to była gra na PS3, a co dopiero film z 2023 roku. Największym żartem są widoczne od czasu do czasu zamkowe mury, które są po prostu płaską teksturą, nie próbującą nawet udawać, że każda cegła jest oddzielnym elementem i wystaje poza cement. Z tego, co czytałem wynika, że film był skończony w jakichś 70% kiedy studio zostało zamknięte. Czemu mam wrażenie, że po przejęciu projektu Netflix zwyczajnie wypluł film takim, jakim go zastał?

Oryginalny komiks Stevensona poruszał tematy takie jak odmienność i przełamywanie stereotypów. Film pozostaje mu pod tym względem całkiem wierny, głównie za sprawą tytułowej bohaterki i jej płynnego podejścia do płci. Jako zmiennokształtna nie jest przywiązana do żadnego klasycznego szablonu, a wręcz mówi, że transformacje są dla niej czymś wyzwalającym, co pozwala jej poczuć, że żyje. W komiksie Barrister zaczynał jako złoczyńca, który dopiero z biegiem czasu ewoluował w bohatera, co również pasowało do motywu walki z zaszufladkowaniem. No i na ten krok już nie starczyło twórcom filmu odwagi. Tutejszy Barrister nawet nie nazywa się Blackheart, a Boldheart, ponieważ młody, ludzki umysł najwyraźniej nie przetrawiłby złola w głównej roli. Trochę szkoda, bo przez to cała jego postać robi się dosyć mdła i to do tego stopnia, że bardziej niż to jakim jest człowiekiem, zapamiętałem czyim jest chłopakiem, co zasadniczo nie jest takie znowu istotne dla opowiadanej historii.

Koniec końców, "Nimona" jest niezłą animacją, która mogła być wręcz świetna, gdyby ją trochę doszlifować i nie bać się podjąć ryzyka. Relacja dwójki głównych bohaterów jest zabawna i urocza, a świat przedstawiony na tyle świeży, że seans się nie nudzi, nawet mimo piekielnie przewidywalnej, dobrze wszystkim znanej fabuły i umiarkowanie akceptowalnej stronie wizualnej. Przy okazji można sprawdzić.

Atuty

  • Nimona i jej relacja z Barristerem;
  • Miejscami humor pozwala się uśmiechnąć;
  • Solidne tempo;
  • Dobra obsada;
  • Intrygujące miejsce akcji.

Wady

  • Sztampowa, raczej płytka fabuła;
  • Niewykorzystany potencjał Barristera;
  • Wygląda okrutnie tanio.

"Nimona" adaptuje komiks ND Stevensona zbyt bezpiecznie, czym traci na wyrazistości. Ratuje ją jednak mocna obsada i ciekawa otoczka, dzięki którym seans się nie nudzi. Nic specjalnego, ale można obejrzeć.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper