Czas na rozwód (2023)

Czas na rozwód (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Problemy małżeńskie znanych ludzi

Piotrek Kamiński | 27.06.2023, 21:21

On jest politykiem starającym się o reelekcję, ona aktorką serialową. Tworzą nawet wspólne live-streamy do mediów społecznościowych. Słowem: para idealna. Przynajmniej z pozoru, ponieważ kiedy na światło dzienne wychodzi jego niewierność, szybko okazuje się, że ich idealne małżeństwo trzyma się kupy dosłownie tylko ze względu na potencjalne szkody wizerunkowe i finansowe, które sprowadziłby ze sobą rozwód.

Chyba jeszcze nigdy nie oglądałem komedii w wykonaniu filmowców z Kraju Kwitnącej Wiśni. Niby większość anime, które oglądałem ma jakieś elementy humorystyczne, ale produkcji opisywanej stricte jako komedia, czy też komediodramat nie widziałem. Niby piszę te słowa już po zapoznaniu się z "Czas na rozwód", ale nie jestem pewien, czy jest to właściwy przykład tego typu produkcji. Nawet na serialach animowanych o mordowaniu potworów, czy innych romansidłach śmieję się raczej regularnie i to praktycznie przy każdym odcinku. Tymczasem na "Czas na rozwód" zaśmiałem się... raz (może dwa) - podczas sceny snu, z dzieckiem o twarzy dorosłego człowieka. Parę razy jeszcze gdzieś tam się człowiek uśmiechnął pod nosem, chociaż to bardziej ze względu na specyficzny styl bycia Japończyków, niż zaplanowany przez scenarzystów gag. Taka to komedia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Czas na rozwód (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Komedia (?) omyłek i nieszczęść 

Miłość kwitnie

Głównym tematem serialu jest upadające małżeństwo Yui (Riisa Naka) i Taishiego (Tori Matsuzaka), przedstawione na tle zbliżających się wyborów parlamentarnych, w których Taishi bierze udział. Kiedy na światło dzienne wychodzi niewierność polityka - miło przekonać się, że i w innych miejscach na świecie wywlekanie wszelkich brudów jest absolutnym standardem w świecie polityki - całe jego życie zamienia się w piekło. Nie dość, że żona właściwie nie patrzy nawet na niego, jeśli w okolicy nie ma włączonej kamery, to jeszcze odwracają się od niego jego wyborcy. Bo widzisz, Taishi nie tylko jest zdradziecką świnią. Jest zdradziecką świnią, która była na tyle głupia, aby zdradzić ich najukochańszą "postać telewizyjną". Yui jest gwiazdą czegoś w stylu japońskiej telenoweli i to w dodatku bardzo popularnej.

W kolejnych odcinkach obserwujemy jak Yui ma progresywnie coraz bardziej dość, stara się znaleźć dla siebie nowy kierunek w życiu. Może okazać się nim postać Kyojiego (Ryo Nishikido), nihilistycznego gracza Pachinko, który nie ma nawet pojęcia kim Yui jest - lubi ją po prostu za to jak się zachowuje, jaką jest osobą. Pan polityk natomiast pogrąża się w głębszym i głębszym bagnie, z kolejnymi skandalami wokół swojej osoby wyrastającymi jak grzyby po deszczu. Stwierdza na przykład, że skoro mleko się już rozlało, to może umówić się ze swoją kochanką (Lisa Oda), zupełnie nie biorąc pod uwagę, że i ona może mieć własne powody, dla których się z nim spotyka.

Czas na rozwód (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Żółwiowe tempo

Stare i nowe problemy

Fabuła serialu absolutnie ma swoje momenty i, przede wszystkim, dąży do bardzo dojrzałego, życiowego finału, który, choć nie do końca idealny, daje nadzieję, że ludzie mają w sobie potencjał aby być dobrymi. Uczy widzów o wadze niepoddawania się, nawet kiedy cały świat zdaje się być przeciwko nam. To zaskakująco mocne zakończenie, unikające pułapek, w które często wpadają komedie romantyczne. Gdyby tylko poprawić tempo (i może trochę podciągnąć warstwę humorystyczną) to mielibyśmy naprawdę solidną produkcję.

Tutaj zwyczajnie nie ma materiału na dziewięć trwających po 60 minut odcinków. To aż trochę niesamowite, ponieważ kolejne zwroty akcji następują całkiem regularnie, a mimo to kolejne odcinki ciągną się niemiłosiernie. Być może to kwestia tempa, być może nadmiaru pobocznych historii, a być może po prostu tego, że same zwroty nie są przesadnie ciekawe. Kiedy w drugiej połowie sezonu dowiadujemy się, że znamy już od dawna autora zdjęć, które narobiły głównym bohaterom problemów, jest to odkrycie tak mało istotne z szerszego punktu widzenia, że można je skwitować krótkim "aha" i oglądać dalej. Nic się nie zmieniło.

"Czas na rozwód" to serial, który mógłby być dobrym komediodramatem, gdyby skrócić go jakoś o połowę i popracować jeszcze nad warstwą humorystyczną. Twórcy od czasu do czasu zaskakują nas ciekawymi pomysłami, tak scenariuszowo, jak i w odniesieniu do formy, lecz tych momentów jest zwyczajnie za mało. Tak samo rozwój wypadków, choć ostatecznie dobijający do satysfakcjonującego finału, jest zbyt powolny i zbyt mało angażujący aby utrzymać zainteresowanie widza przez tyle godzin. Jestem pewien, że odpadł bym maksymalnie po dwóch-trzech odcinkach, gdyby zależało to tylko ode mnie. Tak więc polecam, ale wyłącznie osobom cierpiącym na solidny nadmiar czasu. Finał jest dobry. Ale dzieli cię od niego osiem godzin meandrowania i wiercenia się w miejscu.

Atuty

  • Kilka zabawnych gagów wizualnych;
  • Interesująco rozwijające się relacje między bohaterami;
  • Dobry tematycznie finał.

Wady

  • Okrutnie powolne tempo;
  • Specyficzny, niezbyt celny (na moje oko) humor;
  • Mało zajmująca historia.

"Czas na rozwód" to komedia, która nie bawi, ale też dramat o miłości i odzyskiwaniu człowieczeństwa. Ciekawy finał, ale najpierw trzeba przemęczyć się przez kilka godzin raczej średniej telewizji.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper