Mój sąsiad Adolf (2022)

Mój sąsiad Adolf (2022) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Szachy z Fuhrerem?

Piotrek Kamiński | 12.06.2023, 21:00

Marek Polsky tylko cudem przetrwał Holokaust. Jego rodzina nie miała tyle szczęścia. Samotny, zgryźliwy i nieszczęśliwy żyje sam gdzieś w Kolumbii, podlewając swoją jedyną cenną pamiątkę przeszłości, krzak czarnej róży, kiedy do domu obok wprowadza się stary Niemiec i mówi, że ziemia, na której rośnie kwiat należy do niego. Do tego jest nerwowy, leworęczny i lubi malować. Czy to możliwe? Czy to naprawdę... Hitler?

Mając kilkanaście lat, natknąłem się na taką popularną w tamtych czasach teorię spiskową, wedle której Hitler sfingował swoją śmierć i zwiał do Argentyny. Durne gazeciny potrafiły publikować nawet zdjęcia rzeczonego Adolfa-farmera w podeszłym wieku, w rzeczywistości jedynie głupie fotomontaże, ale jak człowiek był młody (albo odwrotnie, już raczej zaawansowany wiekiem), to łatwo było nabić go w butelkę, więc i ja sam szukałem gdzieś w kształcie nosa i spojrzeniu podobieństw do Fuhrera... Plotki te nie wzięły się oczywiście z nieba. Historie o tym jak to "osoba A" tak naprawdę wciąż żyje, tylko odeszła w cień to była melodia dwudziestego i początku obecnego wieku - Elvis, Hitler, Bin Laden, w pewnym sensie Walt Disney - a to tylko ci najbardziej popularni, którzy sami przychodzą do głowy. Mało tego, w 1960, w Argentynie właśnie, znaleziony został Adolf Eichmann, jeden z architektów Holokaustu, co stało się podstawą istnienia tych późniejszych teorii i to właśnie od tego faktu wychodzi cała fabuła dzisiejszego filmu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mój sąsiad Adolf (2022) - recenzja filmu [Monolith]. Dwóch zgryźliwych, starszych panów 

Marek i... Adolf?

Kilkuminutowy wstęp dziejący się w przedwojennej Polsce jest zgrabnym mikrokosmem całego filmu. Bardzo sprawnie przedstawia nam postać głównego bohatera - Marek jest polskim Żydem, niecierpliwym, ale przy tym genialnym szachistą i kocha swoją rodzinę. W tych samych kilku minutach reżyser, Leon Prudovsky, prezentuje widzom wspomniany już krzak czarnej róży i tłumaczy jego znaczenie dla głównego bohatera. Wszystko to w sposób bardzo naturalny, zwięzły i skuteczny. Z drugiej strony, całość kończy się żartem tak starym, tak oklepanym, wykorzystanym już milion razy, że nie sposób nie przewrócić lekko oczami, kiedy już dostrzeżemy w jakim kierunku idzie scena. I taki jest i cały film - z jednej strony przemyślany, oszczędny w wyrazie, a i tak mówiący wszystko, co ważne, z drugiej idący w banał, niedopieczony. Słowem: nierówny.

Reszta obrazu rozgrywa się w całości w 1960 roku, w Kolumbii. Z początku klimat to typowa wojna sąsiedzka, lecz szybko ewoluuje w coś na wzór "Okna na podwórze" Hitchcocka. Pan Polsky (David Hayman) rozstawia sobie mocno prowizoryczny sprzęt szpiegowski w oknie i zaczyna szukać podobieństw między swoim sąsiadem, panem Herzogiem (Udo Kier), a przywódcą Trzeciej Rzeszy. Z czasem ich relacja zaczyna ewoluować za sprawą wspólnej miłości do gry w szachy, lecz cały czas, właściwie do końca filmu, nad bohaterami wisi to niewypowiedziane pytanie. Ostatecznie scenarzyści są na tyle mili aby udzielić nam na nie odpowiedzi, ale przyznam, że nie byłem nią przesadnie usatysfakcjonowany.

Mój sąsiad Adolf (2022) - recenzja filmu [Monolith]. Dziwne żarty i depresyjny krajobraz 

Partyjka z wrogiem

Humor w filmie skręca zwykle w stronę wywoływania raczej subtelnych uśmieszków, niż niekontrolowanego rechotania. Miejscami dzieje się tak dlatego, że żarty są odpowiednio skrojone i harmonizują z bądź co bądź poważnym tłem wydarzeń, ale równie często (może nawet częściej) są po prostu dziwnie dziecinne i mało ambitne. Sceny jak wrzucanie sąsiadowi psiej kupy na posesję, czy nieudana próba obsikania samochodu, to nie są gagi, które rozbawią widza do łez (no, może moją mamę, ale ona jest mało wybredna).

Nie wiem jakim cudem twórcom filmu udało się pomalować Kolumbię lat sześćdziesiątych tak szarymi, smutnymi kolorami. Teoretycznie domy Polsky'ego i Herzoga stoją w pięknej, górskiej okolicy, z masą zieleni dookoła, lecz oba budynki są tak brudne, szare i zaniedbane, że można dostać w trakcie seansu depresji - i jest to zaleta, ponieważ zbyt wesoły obraz kłóciłby się z treścią. Nasz główny bohater ma depresję, nieprzepracowaną traumę (raczej w liczbie mnogiej), jest samotny i nic go już w życiu nie cieszy. Szara paleta barw, choć męcząca dla widza mającego chęć się pośmiać, jest tu jak najbardziej odpowiednia. Minus te momenty zahaczające o pastisz.

Zarówno Hayman, jak i Kier są weteranami aktorstwa, o prezencji tak silnej, że nawet takie trywializmy jak mycie się, czy gra w szachy w ich wykonaniu przykuwa uwagę. Prócz nich w filmie występuje jeszcze dosłownie garstka aktorów, lecz z niewielkim wyjątkiem w postaci Olivii Silhavy jako Frau Kaltenbrunner wszyscy oni giną, przygnieceni charyzmą głównego duetu (i faktem, że scenariusz nie daje im zbyt wiele do roboty). To niemalże sztuka rozpisana na dwóch aktorów, lecz tak jak nie brakuje jej artystycznego zacięcia, pięknie smutnych zdjęć, ponadprzeciętnych występów, celnych metafor i paraleli, tak jako skończone dzieło, "Mój sąsiad Adolf" jest filmem dziwnie nieskładnym, jakby bezcelowym - za mało zabawnym na komedię, za płytkim jak na dramat. Można z ciekawości rzucić okiem, seans nie jest nudny, ale nie rzucałbym wszystkiego, byle tylko złapać go w kinie (co w ogóle nie jest takie proste - musiałem sprawdzać w kilku kinach zanim znalazłem gdzieś jeden seans). Adolf czekał tyle lat, jeszcze chwilę może zaczekać.

Atuty

  • Duet głównych bohaterów angażuje od początku do końca;
  • Zdjęcia;
  • Momentami potrafi zrobić wrażenie subtelnością przekazu...

Wady

  • ...a kiedy indziej bije widza po głowie oczywistymi metaforami;
  • Tonalnie niespójny, często kłóci się sam ze sobą;
  • Ani to dramat, ani komedia.

"Mój sąsiad Adolf" to ciekawa koncepcja, w dodatku osadzona na równie interesującym tle, ale jako skończony film jest produkcją raczej średnią. Brakuje jej kierunku, konkretnego tonu i mocniejszego wydźwięku. Hayman i Kier bez problemu przykują waszą uwagę na 90 minut, lecz ostatecznie film Prudovsky'ego nie powala.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper