Transformers: Przebudzenie Bestii (2023)

Transformers: Przebudzenie Bestii (2023) - recenzja opinia o filmie [UIP] Mało Maximali, Autobotów, dużo ludzi

Piotrek Kamiński | 10.06.2023, 20:16

To już siódmy z kolei, ale drugi chronologicznie film o transformujących się robotach. Po całkiem ciepło przyjętym "Bumblebee" pora na sięgnięcie do serii "Beast Wars" i wprowadzenie na wielki ekran dowodzonych przez Optimusa Primala Maximali. Czy jest to jednak udany debiut?

Michael Bay zaczął bombardować zmysły widzów szaloną, pełną eksplozji akcją już w 2007 roku i choć obecnie ustąpił ze stołka reżysera i jest aż lub tylko producentem, jego charakterystyczny styl wciąż jest jak najbardziej odczuwalny. Tak więc kiedy roboty walczą, robią to na pełnym gazie, a kamera zawieszona na dronie ledwie za nimi nadąża. Wszystko dookoła eksploduje, roboty transformują się w trakcie walki. Czysto rozrywkowo robi to wciąż tak samo dobre wrażenie jak tych 16 lat temu. Problemem są sceny wokół tych naparzanek. Po kolei!

Dalsza część tekstu pod wideo

Transformers: Przebudzenie Bestii (2023) - recenzja filmu [UIP]. Shia poszedł, Mark odpadł, pora na Anthony'ego

Scourge i Unicron

Kolejny raz dostajemy film pod tytułem "Transformers", w którym Autoboty i reszta są tak naprawdę tylko gośćmi. Po mocnym wstępie z Maximalami i stojącym naprzeciwko nich sługą Unicrona, Scourge'em, następuje zmiana biegu i przeskakujemy na ludzkich głównych bohaterów, Nate'a (Anthony Ramos), byłego wojskowego z głową do elektroniki, jego brata, Krisa (Dean Scott Vazquez), poważnie chorego dzieciaka, którego leczenie stoi pod znakiem zapytania ze względu na problemy finansowe oraz Elenę (Dominique Fishback), zapaloną archeolożkę. Zanim po raz kolejny na ekran wjadą roboty, minie... Z pół godziny, podczas których film bardzo nieudolnie próbuje zbudować stawkę emocjonalną. Problem w tym, że my jako widzowie nigdy nie czujemy aby komuś faktycznie coś groziło, że goni nas czas. Ramos ma sympatyczną buzię i łatwo z nim sympatyzować, ale po raz kolejny ktoś uparł się, że Transformery nie mogą być głównymi bohaterami filmu pod tytułem "Transformers". Wszystkie sceny z udziałem Optimusa (wciąż legendarny Peter Cullen), Mirage (Pete Davidson) i reszty Autobotów oraz innych robotów wypadają jak najbardziej korzystnie. Akcja jest wartka, modele postaci pełne detali i tylko wkomponowanie w prawdziwe zdjęcia wypada miejscami dosyć umownie, ale podejrzewam, że osoba, która nie szuka tych niedoskonałości, nawet ich pewnie nie zauważy.

Ciekawie prezentują się Maximale, czyli zwierzęce Transformery. Optimus Primal (komicznie idealnie dobrany Ron Perlman) to taki typowy, wielki goryl w stylu King Konga. Ma futro, wyraźnie zarysowane mięśnie i zaawansowane mięśnie mimiczne, lecz przy bliższej inspekcji wyraźnie widać, że to po prostu bardzo ciasno poskładana maszyna. Nie do końca rozumiem dlaczego roboty mają futro (a w przypadku granej przez Michelle Yeoh Airazor pióra), ale to raczej nie jest film, który kazałby nad takimi sprawami rozmyślać. Tak po prostu jest i cześć. Grunt, że Maximale mają swój unikalny, zwierzęcy design i również potrafią się satysfakcjonująco transformować w coś innego.

Transformers: Przebudzenie Bestii (2023) - recenzja filmu [UIP]. Gdyby tylko cały film mógł być o Optimusie i jego ekipie...

Optimus Prime

Największą bolączką filmu jest wspomniany już wątek ludzi, który zajmuje czas ekranowy postaciom faktycznie intrygującym widza. "Przebudzenie Bestii" nie jest krótkim filmem (choć jak na dzisiejsze standardy również nie jakoś przesadnie długim), prosząc nas o wytrwanie w fotelach przez dobre dwie godziny. I gdyby tylko cały film dał radę utrzymać tak mocne tempo jak podczas scen z Transformerami, to nie byłby to absolutnie żaden problem. No właśnie, gdyby. Przynajmniej dwa, a może i trzy razy w trakcie seansu miałem wrażenie, że film ma się już ku końcowi, podczas gdy w rzeczywistości nie byliśmy chyba nawet w trzecim akcie historii. Nie chodzi o to, że "Przebudzenie Bestii" jest z długie. Po prostu fabuła nie potrafi utrzymać przez te dwie godziny spójnego tempa, przez co film zaczyna się w drugiej połowie dłużyc.

Wszystkie te utyskiwania - że za długo, że postacie ludzkie niepotrzebne - stracą jednak na znaczeniu, jeśli obietnica złożona w ostatniej scenie filmu zostanie spełniona w kontynuacji. Będzie to kompletny absurd i niedorzeczność, ale właśnie bardzo dobrze! Animacja "Transformers" była niczym więcej, jak dodatkową reklamą zabawek produkowanych przez Matel, która to firma zaadaptowała jedynie już istniejące, japońskie zabawki na własne potrzeby (trochę jak później "Power Rangers". Z biegiem lat świat Autobotów i ich przeciwników rozwijał się, nabierał głębi, lecz nie zapominajmy, że to wciąż niedorzeczne, lekkie kino, w którym wielki robot może zamienić się w niewielki pistolet. Niech będzie zwariowanie! Właśnie na to czekam, żeby "Transformers" wreszcie zaakceptowali swoje korzenie i przestali udawać coś, czym nie są.

"Transformers: Przebudzenie Bestii" jest dokładnie takim samym filmem, jak pozostałe. Prosta, ledwie trzymająca się kupy pogoń za tymczasowo  szalenie ważnym przedmiotem usprawiedliwia nakręcone na 110% sceny walki, ale postacie ludzkie tak jak były nijakie w 2007, tak wciąż takie są. Scenariusz raczej trzyma się z daleka od odważnych, niekonwencjonalnych decyzji, choć trzeba przyznać, że sposób w jaki przedstawia Optimusa Prime'a jest całkiem ciekawy i nadaje jego historii coś na wzór drogi do przebycia. Za mało tu robotów, za dużo ludzi i z grubsza od początku do końca wiadomo, dokąd zmierza fabuła, ale jak na proste kino akcji, do obejrzenia z zakochaną w dostępnych na streamingu animacjach latoroślą jest całkiem ok. Przeżywając te oczywiste zwroty akcji z synem bawiłem się całkiem nieźle.

Atuty

  • Czytelna, pełna oleju napędowego i testosteronu akcja;
  • Parę niezłych gagów;
  • Relacja Noaha i Mirage'a.

Wady

  • Kompozycja obrazu czasami nie domaga;
  • Prosta, miejscami wręcz niedorzeczna, przewidywalna do bólu fabuła;
  • Nie czuć stawki, nie czuć obecności Unicrona;
  • Za mało robotów!

"Transformers: Przebudzenie Bestii" to kolejny taki sam film o zmieniających się w pojazdy robotach. Jest widowiskowo, z jakąś tam warstwą emocjonalną i niedorzecznie długimi przestojami, kiedy nie dzieje się nic. Dla fanów poprzednich filmów jak znalazł, ale nowej widowni raczej sobie nie zjedna.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper