Mandalorian (2019)

Mandalorian (2019) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Disney]. Quo Vadis, Din Djarin? [Spoilery]

Piotrek Kamiński | 20.04.2023, 21:00

Din Djarin wraca do swojego plemienia aby prosić o łaskę, po tym jak pozwolił sobie na zdjęcie hełmu w obecności innych osób. W ramach pokuty musi udać się do kopalń Mandalore i odbyć kąpiel w tamtejszych świętych wodach. Rusza więc prosić o pomoc swoich przyjaciół z Nevarro i Bo-Katan Kryze, Mandaloriankę zawdzięczają mu życie. Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana, niż mogłoby się z początku wydawać.

Kiedy dwa miesiące temu opisywałem swoje wrażenia po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków nowego sezonu serialu Jona Favreau, ubolewałem trochę nad faktem jak pozbawiona jasnego celu jest droga głównych bohaterów. Zastanawiałem się, czy serial obierze w końcu jakiś jasny i przejrzysty cel, do którego może zmierzać cała historia i podejrzewałem, że te dwa pierwsze odcinki być może w końcu są pierwszymi oznakami, że tak faktycznie jest. Miałem wtedy na myśli fakt, że wszystko zmierza w kierunku odzyskania dla Mandalorian ich rodzinnej planety, a nasz tytułowy bohater może stanąć na ich czele. Byłem jednak przekonany, że przed Dinem i Grogu jeszcze daleka droga, a Mandalore jest po prostu linią mety. W życiu nie wymyśliłbym, że scenarzystom na dotarcie do niej wystarczy osiem odcinków składających się na trzeci sezon. I co, sezon z numerkiem cztery znowu wystartuje od zera i będzie tylko taką tam sobie samowystarczalną przygodą?

Dalsza część tekstu pod wideo

Mandalorian (2019) - recenzja 3 sezonu serialu [Disney]. Gdzie z tymi fillerami?!

Zaciąganie przysługi

Ja rozumiem, że budowanie, poszerzanie i rozwijanie świata przedstawionego jest szalenie ważne. Rozumiem też, że nie każdy niedzielny fan "Gwiezdnych Wojen" czyta każdy komiks, chłonie każdą książkę, grę, serial i co tam jeszcze. Ciężko jednak powiedzieć aby świat stworzony pierwotnie przez George'a Lucasa i od tamtej pory rozwijany przez dziesiątki, jeśli nie setki scenarzystów wymagał pilnych prac modernizacyjnych. Już nawet po czystce poprzedniego kanonu dostaliśmy tyle różnej maści (i jakości) materiału, że można skupić się na opowiadaniu dobrych historii i rozbudowywaniu świata jedynie "przy okazji". Tymczasem trzeci sezon "Mandaloriana" aż dwa (a zbiorczo pewnie i więcej) z ośmiu odcinków - na które fani czekali upierdliwie długo - poświęca na fabularne zapchajdziury, w żaden istotny sposób nie popychające fabuły do przodu, lub chociaż nie na tyle aby usprawiedliwić poświęcenie im aż tak znacznej części krótkiego przecież sezonu.

Po dwóch całkiem niezłych, nawet jeśli niepozbawionych niedorzeczności odcinkach wstępu dostajemy jak na złość uparcie długi, a przy tym raczej niezbyt interesujący epizod dziejący się na Coruscant. Naszkicowanie nastrojów społecznych poza działaniami wojennymi jest oczywiście interesujące samo w sobie, ale na pewno nie wymagało poświęcenia mu aż takiej ilości czasu. Efekt ciągnie się niemiłosiernie, torpedowy dodatkowo faktem, że nie śledzimy żadnej z postaci, na których faktycznie nam zależy. Szokujący moment ujawniania, że Moff Gideon (Giancarlo Esposito) w dalszym ciągu stanowi realne zagrożenie nie wystarczył aby uratować cały odcinek. Na tamtym etapie byłem już zbyt zmęczony aby się tym przejmować.

Nic nie mogło mnie jednak przygotować na nadejście odcinka Jacka Blacka i tak jak kocham jego energię i entuzjazm do marek, na których naprawdę mu zależy, tak tutaj jego potencjał został kompletnie zmarnowany. Wielka szkoda, bo i nawrócony imperialista ma w sobie potencjał na mocną historię i sam aktor zasługiwał na lepiej skrojony epizod. Ich wyrwane ze średniowiecza maniery i sposób wypowiadania się pasują do świata "Gwiezdnych Wojen" jak pięść do nosa, a i sama opowieść wokół nich, tak jak oparta o potencjalnie ciekawa tajemnicę, ostatecznie jest niemal w całości zapychaczem i można było ten odcinek wykorzystać w lepszy sposób. Wisienką na torcie żenady jest końcowy moment pasowania Grogu na rycerza. Ani to słodkie ani ważne, jedynie powodujące przewracanie oczami i chęć przełączenia odcinka.

Mandalorian (2019) - recenzja 3 sezonu serialu [Disney]. Niby wygląda świetnie, ale nie wolno za długo się nad nim zastanawiać 

Kolorowi Mandalorianie

Zawiodło mnie trochę, że ostatecznie Din oddał Darksaber Bo-Katan (choć trzeba przyznać, że znaleźli sposób jak zrobić to taktownie i w zgodzie z obyczajem), ponieważ symbolizowało to niejako przekazanie jej pałeczki pierwszeństwa. W kwestii Mandalorian to ona raz jeszcze gra główne skrzypce i raczej mogę już zapomnieć o tym aby finał historii widział Dina Djarina na stołku szefa. Teraz zaczynam się z kolei zastanawiać czy finał nie będzie słodko-gorzki, czy nasz główny bohater nie poświęci się przypadkiem aby Kryze mogła poprowadzić dalej ich lud. Nie podoba mi się ta wizja. Mam nadzieję, że się mylę.

Trochę marudzę, lecz ostatecznie przyznać muszę, że reszta odcinków, te związane bezpośrednio z Mandalorianami i ich walką, potrafią wciągnąć i każdorazowo wyposażone są w imponujące sceny batalistyczne. Rzadko kiedy są one bez zarzutów pod kątem logistycznym, patrząc na choreografię pojedynków, jak choćby kiedy w pierwszym odcinku po przekonaniu się, że wielki wodny dinozaur jest absolutnie niewrażliwy na ich najcięższą nawet broń, zaprawieni w bojach wojownicy Mandaloru postanawiają przywiązać się do niego swoimi bardzo wytrzymałymi linkami. No nie był to najmądrzejszy pomysł świata. Dobrze chociaż, że musieli zapłacić cenę za swoją głupotę. Nie jak za każdym razem kiedy ktokolwiek w serialu używa miotacza ognia, który bodajże jeszcze NIGDY na nic się nie przydał. To wręcz komiczne, że mając przeciwnika na deskach i śmiercionośną broń w dłoni, zarówno Din, jak i inni Mandalorianie i ich wrogowie postanawiają sprawić żeby było mu ciepło, zamiast dobić go, póki nie ma się jak bronić. Lub kiedy w przedostatnim odcinku główny bohater i reszta tych dobrych zostają rozdzieleni przez wielkie drzwi i nic nie da się zrobić... Przynajmniej dopóki Bo-Katan nie przypomina sobie, że ma przytwierdzony do pasa miecz świetlny i może w kilka sekund wyciąć w tych drzwiach dziurę. Jest już, niestety, za późno na ratunek - pozostaje salwować się ucieczką. I tu kolejna głupota, ponieważ Paz Vizsla postanawia zostać aby wybić jak najwięcej wrogów, pozwalając reszcie uciec. Czemu nie może tego zrobić zza tej wyciętej przed chwilą dziury? Ciężej byłoby go trafić, a i ostatecznie mógłby też uciec, gdyby zrobiło się już zbyt gorąco. Dobrze chociaż, że przestali na chwilę do niego strzelać, kiedy żegnał się z Bo-Katan...

Być może większość widzów nawet nie zauważy tych dziwnych decyzji i tylko dla mnie są one problemem. Na szczęście ponad to scenariusze finałowych odcinków mają raczej dobre tempo i w znaczący sposób zmieniają układ sił na szachownicy. Moff Gideon zawsze skupia na sobie całą uwagę widza, kiedy jest na ekranie, w czym ogromna zasługa talentu aktorskiego Esposito. Jego postać ewoluuje powoli (bo nie wierzę aby to był jego koniec w serialu) w coś na wzór mandaloriańskiej wersji Dartha Vadera - kostium się już zgadza, zaczął nosić maskę, która być może będzie mu już potrzebna na stałe po tym, co wydarzyło się w finale. Gdyby jeszcze był sithem, właściwie nikt z całej głównej obsady serialu nie miałby z nim szans, ale uzbrojenie go w mandaloriański sprzęt zrobiło z niego coś na wzór antytezy naszego głównego bohatera. Dobrze było też zobaczyć kolejną postać żywcem przeniesioną z seriali animowanych (Zeb), a i mający pojawić się w "Ahsoce" admirał Thrawn został wymieniony kilka razy z imienia, lecz co stało się z postaciami takimi jak Mayfield Billa Burra, pytam się! Zapomnieli o nich?

Trzeci sezon "Mandaloriana" to wciąż piękne widoki, klimatyczna muzyka i feeling jak z kosmicznego westernu. Lecz tak jak pierwsze dwa sezony imponowały świeżością i czuć było, że Din jest na misji aby pomóc Grogu wrócić do "jego ludzi", tak obecna paczka odcinków jest w dużej mierze większą ilością tego samego, tyle że już bez wyraźnie widocznego światełka na końcu tunelu. Czwartego sezonu w tym stylu już jednak nie zaakceptuję. Pora na jakieś konkrety!

P.S. Czy oni zakończyli sezon jak starą kreskówkę Looney Tunes?!

Atuty

  • Kilka imponująco wyglądających i ciekawie wykorzystujących mandaloriańską technologię walk;
  • Powrót kilku postaci;
  • Wciąż robi wrażenie audiowizualnie;
  • Sporo miesza w wątku Mandalorian i ich domu.

Wady

  • Masa głupot w choreografii walk;
  • Za dużo zapychaczy i side questów jak na 8 odcinków;
  • Raczej podstawowo rozpisane scenariusze;
  • Fabuła znowu będzie błądzić bez konkretnego celu.

"Mandalorian" powrócił wreszcie z trzecim sezonem, lecz nie był to powrót na który liczyli fani. Dużo zapychaczy, pozbawione niuansów scenariusze, spektakularne walki, które logicznie nie trzymają się kupy. Gdyby nie wątek Mandalore, nie byłoby o czym rozmawiać – przynajmniej nie w pozytywnym tonie.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper