Road 96

Road 96: Mile 0 - recenzja i opinia o grze [PS4,PS5,XONE,XSX,NS,PC]. W rytmie prawdy

Krzysztof Grabarczyk | 04.04.2023, 12:30

Mówi się, że prawdziwa przyjaźń zniesie wszystko. Dla bohaterów najnowszej produkcji studia DigixArt oznacza to emocjonalny rollercoaster. My natomiast otrzymujemy bardzo interesujący prequel gry Road 96, oparty głównie na budowaniu narracji. Rozgrywka dba o multum dodatkowej treści powiązanej z ciekawymi zadaniami pobocznymi. Wszytko odbywa się na tle autorytarnych rządów, różnicy klas społecznych oraz iluzji państwa dbającego o interes swych obywateli. W zalążkach klasy robotniczej kiełkuje zaś rebeliancka komitywa. Zapraszam do recenzji.

Road 96: Mile 0 - dwa światy, jeden cel

Dalsza część tekstu pod wideo

undefined

Recenzowany tytuł koncentruje się przede wszystkim na opowieści. Road 96: Mile 0 pełni rolę adekwatną do poprzedniej gry studia, Road 96. To gra narracyjna i jednoczesny prequel. Tym razem jednak dodano elementy muzyczne, o czym za chwilę. Teraz skupimy się na stronie fabularnej. Zoe Muller to córka ministra kraju. Dziewczyna teoretycznie ma wszystko czego chce, a nawet więcej. Dobrobyt sprzyja w poszukiwaniu wrażeń oraz wartości, czego zdaje się nie widzieć jej zapracowany ojciec. A przynajmniej tak jej się zdaje. Drugim bohater opowieści jest Kaito. Po utracie bliskiej osoby przed trzema laty, chłopak postanowił się odizolować od rówieśników. Znalazł sobie kryjówkę na placu budowy, w której często przesiaduje po godzinach. Pracuje by wesprzeć rodziców, czyli przedstawicieli klasy robotniczej. Zoe próbuje dodawać mu otuchy i pełnić rolę bratniej duszy. To zderzenie osobowości z dwóch różnych światów tworzy świetny grunt do silnej relacji.

Choć postacie starają się trzymać razem, nie da się uniknąć trudnych tematów z przeszłości. Siłą recenzowanego Road 96: Mile 0 są dobrze napisane konwersacje. Wybór kwestii dialogowych jest intuicyjny, a czasem lepiej chwilę pomilczeć wybierając wielokropek. W grze jest trochę jak w życiu. Trzeba uważać, co się mówi. Każde zdanie może się okazać kluczowe i wpłynąć na dalszy ciąg przygody. Choć trudno nie odnieść wrażenia, że gra traktuje system wyborów dość zachowawczo i często dotyczy szczegółów. Akcja rozpoczyna się 1 maja, 1996 roku. Petria jest krajem zarządzanym przez prezydenta Tyraka, którego wizerunek atakuje nas z każdej strony. W White Sands każdy zna swoje miejsce. Celebryci pokroju zadziornej prezenterki rządowej stacji telewizyjnej, mieszkają na luksusowym osiedlu, podobnie zresztą jak politycy. Dalej są stróże prawa, drobni zarządcy oraz robotnicy. W tym kameralnym świecie twórcy zadbali o widoczny zarys społecznych podziałów. Region wydaje się kompletnie odizolowany. Z kolei większość mieszkańców traktuje stolicę jak ziemię obiecaną. 

Historia w recenzowanej grze przybiera na sile z każdym aktem. Road 96: Mile 0 jest wyraźnie krótsze od poprzednika, lecz zapewnia garstkę nowinek. Zbudowana na wysłużonym silniku Unity ukazuje świat z perspektywy pierwszej osoby. Zagramy obiema postaciami, jedna po drugiej. Do dyspozycji oddano nam kilka obszarów. Rolę bazy wypadowej pełni wspomniany już plac budowy. Eksplorujemy, badamy przedmioty, od czasu do czasu wypełnimy poboczną aktywność. Choć cały czas mówimy o grze narracyjnej, swobodnej rozgrywki jest tutaj sporo. Warto zaznaczyć, że tytuł pomimo umownej oprawy, dba o wydajność.

Road 96: Mile 0 - jazda na emocjach

W niniejszej recenzji trzeba wspomnieć o nowościach. Pierwszą z nich jest aktywność określona przez samych twórców jako psychodeliczny rajd. Ten pojawia się w kontekście określonych fabularnie sytuacji i jest czymś w rodzaju kłębiących się myśli i emocji bohaterów. Zoe śmiga na rolkach, natomiast Kaito preferuje deskorolkę. Im więcej shardów zbierzemy w trakcie jazdy, tym lepszy scoring uzyskamy. Rajdy można dowolnie powtarzać, jeśli chcemy uzyskać jak najwyższą rangę, w tym przypadku "S". Na torze pojawi się również szybki wybór naszych przekonań co do odbywanych konwersacji. Jeśli częściej kwestionujemy rozmówcę (najczęściej Kaito lub Zoe), nabieramy wątpliwości i zmienia się stan widocznego w lewym, górnym rogu paska naszej mentalności (np. pewność lub zwątpienie). Ten element wpływa również na całokształt opowieści.

Co będziemy robić poza rozmawianiem i jazdą przez mentalne piekiełko? Zoe przytrafi się możliwość namalowania graffiti, poprzybijania kilku gwoździ w kryjówce czy roznoszenia rządowej prasy (propagandy). Kaito innym razem chwyci za krótkofalówkę i będzie podsłuchiwał rozmowę dwóch ochroniarzy przed prezydenckim pałacem. Twórcy postarali się o zróżnicowaną treść. Dzięki temu w Road 96: Mile 0 nigdy się nie nudzimy. Wpływ na zmianę otoczenia mają również nasze interakcje ze środowiskiem gry. Wystarczy otagować markerem kilka rządowych posterów lub nawet je zerwać by w okolicy zaostrzyła się atmosfera. Jeśli zdecydujemy się pogrzebać w koszach na śmieci, trafimy na ciekawe fanty. Trzeba jedynie zerkać czy akurat nikt nie patrzy, choć NPC jest tutaj raczej niewielu.

Recenzowana gra stoi narracją na kilka płaszczyznach. Na pierwszym planie widzimy dwójkę bohaterów, dalej jest podział społeczny i rządowy reżim. Gra wymusza na nas kilka wyborów w kwestii zaufania i tutaj można doprowadzić historię do ciekawego rozwinięcia. Rozgrywka również dba o odbiorcę i nie pozwala się nudzić. Do tego pojawiają się częste minigry z rytmicznym zacięciem. Zdarzy się trochę napsuć krwi w akcie zemsty za niepoprawne zachowanie sąsiadów czy uciekać przed własnym ochroniarzem. Cieszy potężna ilość możliwych interakcji, choć powtarzalnych. Road 96: Mile 0 stoi raczej skromnym budżetem, lecz zwyczajnie dostarcza zabawy i pewnych nowości. Oprawę utrzymano na akceptowalnym poziomie, lecz rozwój fabuły rekompensuje wszelkie braki. A dobrych historyjek nigdy dość.

Ocena - recenzja gry Road 96: Mile 0

Atuty

  • Narracja
  • Postacie
  • Dialogi
  • Mnogość interakcji
  • Muzyka

Wady

  • Miejscami oprawa
  • Wybory nie zawsze mają konsekwencje

Road 96: Mile 0 to bezpieczny prequel. Angażuje profilami bohaterów, konstrukcją dość kameralnego świata i problematyką dotyczącą braku społecznej równości. Mechaniki łączą się w interesującą całość serwując nieco świeżości. Kluczem są ludzkie relacje, problemy i ryzyko ucieczki. Pasjonatów gier narracyjnych przekonywać nie muszę.
Graliśmy na: PS5

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper