Puchatek: Krew i miód (2023)

Puchatek: Krew i miód (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Scrollujemy dalej

Piotrek Kamiński | 02.04.2023, 20:00

Kubuś Puchatek i Prosiaczek przysięgają zemścić się na wszystkich ludziach po tym, jak zostają porzuceni przez idącego na studi
a Krzysia i w akcie desperacji muszą posilić się swoim przyjacielem Kłapouchym. Nieświadomy zagrożenia Krzyś przybywa do stumilowego lasu aby przedstawić dawnym przyjaciołom swoją narzeczoną...

Są czasami takie filmy, które samym swoim istnieniem pozytywnie wpływają na świat wokół. Produkcje dające do myślenia, otwierające oczy albo po prostu przyjemne w odbiorze, pozostawiające widza w wyraźnie lepszym nastroju. Nie trzeba wcale wiele aby uczynić świat odrobinę lepszym. Niestety, "Puchatek: Krew i miód" absolutnie do żadnego z tych opisów nie pasują. Choć, paradoksalnie, uważam że w pewien pokrętny sposób film Rhysa Frake-Waterfielda może przysłużyć się światu. Może pokazać jak NIE wykorzystywać znanych marek z domeny publicznej i być lekcją pokory dla innych pseudo reżyserów bez krztyny wyobraźni i talentu. Pod warunkiem, że ludzie tłumnie obsikają jego produkcję ciepłym moczem, co, niestety, nie jest wcale taki oczywiste. Tłumy mogą ruszyć do kin 'dla beki', co samo w sobie też będzie interesującą lekcją, udowadniającą niedowiarkom, że rodzaj ludzki po prostu nid zasługuje na ładne rzeczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Puchatek: Krew i miód (2023) - recenzja filmu [Monolith]. Choć to fizyce wbrew, wskazówka cofa się... 

Prosiaczek

Świat Kubusia Puchatka aż prosi się o dobry horror. Opcji jest naprawdę wiele - od prostych slasherów wykorzystujących znane miejsca, teksty i sytuacje w nowy, hardkorowy sposób, po mocne kino psychologiczne, badające stan zdrowia Krzysia, który całe swoje dzieciństwo przyjaźnił się jedynie z pluszowymi zabawkami, dla niego równie żywymi, jak ja, czy ty, w dodatku reprezentującymi siedem grzechów głównych. Nawet coś w stylu skeczu SNL z Dwaynem Johnsonem o "Bambi" mógłby być udanym, zwariowanym pomysłem. Dzisiejszy film, z pozoru brzmi trochę, jak ta pierwsze opcja, o której wspomniałem... Ale tylko z pozoru. "Krew i miód" to podręcznikowy wręcz przykład tego jak NIE adaptować znanych marek na nowy grunt. Poza tym, że rzecz dzieje się w lesie (szumnie zwanym stumilowym), jeden z głównych bohaterów nazywa się Christopher Robin, a dwaj mordercy chodzą w tanich maskach misia i wieprza, nic, absolutnie nic w tym filmie nie odnosi się w żaden sposób do oryginalnego klasyka A. A. Milne. Gdyby zmienić imię Krzysia i zdjąć morderczym świrom maski, otrzymalibyśmy najbardziej generyczny horror klasy Z w historii. Zero fabuły, zero postaci, zero świeżych pomysłów. Nawet zakończenie jest zwyczajnie urwane, nie rozwiązuje i nie kończy niczego, po prostu przeskakując nagle do napisów końcowych, jakby reżyser nie wiedział jakby tu zakończyć swoją "historię", więc postanowił po prostu nie robić tego wcale.

Po krótkim wstępie z Krzysiem poznajemy grupę dziewcząt, ofiar przemocy, które wyjeżdżają do lasu na coś w stylu terapii. Odróżnić można je jedynie za zasadzie, ruda, blond, z dużym biustem, z małym biustem. Podobno mają jakieś tam imiona, ale kiedy Kubuś rozprawi się już z rudą i blondynką, pozostają jedynie długowłose brunetki o niemalże jednakowych twarzach, pozbawione JAKIEGOKOLWIEK charakteru. Kubuś i Prosiaczek rozpracowują je w ekspresowym tempie, a cała fabuła kręci się wyłącznie wokół morderstw, więc nigdy nie dostajemy szansy poznać bohaterek na tyle żeby poczuć cokolwiek, kiedy zostają zamordowane. Rozbawiło mnie to szczególnie w ostatniej scenie filmu, kiedy jedna z nich zostaje zamordowana, a Krzyś krzyczy i płacze przynajmniej jak gdyby to jego rodzona siostra właśnie konała na jego oczach. Znaliście się łącznie około minuty, czego przeżywasz?! Mówienie że ten film ma jakąkolwiek fabułę jest sporym nadużyciem.

Puchatek: Krew i miód (2023) - recenzja filmu [Monolith]. Mniej niż zero

Zobacz prosiaczku, szynka

Widać, że cały film kręcony był za miesięczne kieszonkowe wszystkich zainteresowanych. Plany zdjęciowe są mikre, klaustrofobiczne wręcz - co jest nielada wyczynem, biorąc pod uwagę, że rzecz dzieje się niby w lesie, a przejścia utworzone z drzew wyglądają bardziej plastikowo, niż w niejednym wesołym miasteczku. Sceny przemocy dzieją się zazwyczaj poza kadrem, w krytycznym momencie zmieniając ujęcie na czyjąś reakcję albo tanią maskę Kubusia, po czym wracając na rezultat, zazwyczaj okraszony zdrową dawką taniego CGI. Jedynym jakkolwiek niezłym momentem w całym filmie jest finał sceny z dziewczyną z basenu, którą widać też na zdjęciu powyżej. To, co dzieje się z jej głową nie jest jakoś przesadnie przekonujące, ale chociaż potrafi rozbawić dosadnością zaprezentowanej przemocy. Gdyby tylko cały film mógł zostać nakręcony z takim przekąsem. 

Nie rozumiem też kto i dlaczego wymyślił żeby wszystkie światła w całym filmie upierdliwie mrygały non stop, jakby próbowały wywołać u wrażliwych widzów atak epilepsji. Na zewnątrz błyskają pioruny, w budynkach gaśnie światło, non stop nieudolnie starając się schować braki budżetowe, a w praktyce jedynie irytując widza. Ścieżka dźwiękowa wcale nie wypada lepiej. Jest tak generycznie i bez ikry, że całość sprawia wrażenie jakby reżyser poprosił swojego znajomego, który kiedyś brzdąkał trochę na gitarze w liceum, żeby nagrał mu kilka mrocznie brzmiących nut, dał mu za to na czteropak taniego piwa i koniec historii.

"Krew i miód" jest okropnym filmem. Wygląda źle, brzmi okropnie, aktorzy nie mają żadnego rozpoznawalnego talentu, krew jest mizernie sztuczna, a golizny, drugiego istotnego elementu każdego klasycznego slashera, boleśnie mało. Bohaterowie zachowują się kretyńsko, scenariusz w żaden sensowny sposób nie wykorzystuje marki, pod którą postanowił się podpiąć i choć całość trwa tylko półtorej godziny, miałem wrażenie, że spędziłem w fotelu kilka dni. Błagam, nie idź na ten chłam do kina. Nawet dla żartu. 

Atuty

  • Jedna scena śmierci;
  • Krótki... 

Wady

  • ...choć i tak się ciągnie;
  • Postacie z tektury;
  • Zero fabuły;
  • Wygląda taniej niż filmy Tromy;
  • W ogóle nie wykorzystuje marki;
  • Ledwo można nazwać go filmem;
  • Wszystko inne.

"Puchatek: Miód i Krew" to dno, ledwie kwalifikujące się jako film. Nie ma tu nic, co warto by obejrzeć i z całą mocą nakłaniam abyś tego nie robił. Więcej nie piszę, bo nie ma o czym gadać.

1,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper