Clash

Clash: Artifacts of Chaos - recenzja i opinia o grze [PS5, PS4, XSX, XOne, PC]. Następca Zeno Clash

Igor Chrzanowski | 19.03.2023, 18:03

Czy Clash: Artifacts of Chaos to godny spadkobierca i zarazem prequel kultowego Zeno Clash? Deweloperzy z Ace Team zrobili wszystko co mogli, aby tak było. Ale czy to wystarczyło? Na to pytanie odpowiada nasza recenzja!

Ekipa Ace Team zabłysnęła w 2009 roku dzięki grze Zeno Clash, która to łączyła w sobie ciekawy pomysł na shootera wymieszanego z pierwszoosobowym brawlerem. Potem seria dostała już znacznie gorszy sequel, by na blisko hasło Clash 11 lat zostało zapomniane. Teraz ten sam zespół Ace Team powraca z grą Clash: Artifacts of Chaos, mającą zostać duchowym następcą i prequelem wspomnianego Zeno Clash. Ale czy naprawdę udało im się dorównać legendzie z 2009 roku?

Dalsza część tekstu pod wideo

Clash: Artifacts of Chaos - Za dnia przystojniak, w nocy zaś szkarada

Clash: Artifacts of Chaos - recenzja gry. Świat

Z racji tego, że Zeno Clash ma już swoje lata, chilijskie studio Ace Team musiało nieco pokombinować z nową wersją marki Clash i tym razem postawiono na czystą walkę wręcz, bez zbędnego strzelania oraz konwencję fabularnego prequela. W recenzowanym dziś Clash: Artifacts of Chaos wcielamy się w tak zwanego Pseudo, tajemniczego wojownika i adepta sztuk walki. Nasz łysy heros wyrusza na przygodę, podczas której natrafia na samotnego staruszka wychowującego młodego chłopaka przypominającego opierzoną gadającą kulkę. Oczywiście natrafiamy na nich w bardzo złej sytuacji, gdy jakiś bandzior zabija dziada, a na nas spada odpowiedzialność zajęcia się młodym

Historia w nowej produkcji Ace Team przez ponad 90% czasu kręci się wyłącznie wokół naszego podopiecznego i tego jakie może on mieć znaczenie dla losów całego naszego świata - nie ma w tym nic odkrywczego, nic zbyt angażującego i generalnie mam wrażenie, że scenarzyści zbyt bardzo skupili się na szkicowaniu ciekawego świata dookoła nas, niż na jego rzeczywistym wykorzystaniu. Bo temu, że świat zamieszkany przez Pseudo bywa intrygujący zaprzeczyć się nie da. Mamy tu sporo ciekawych potworów, dziwaczną królową, tak zwane "Jedyne prawo" oraz tak jakby alternatywny świat nocny. Gdy Pseudo budzi się w nocy pozbawiony jest ciała, przez co poruszamy się jako swego rodzaju szkielet, jaki możemy z kolei rozbudowywać o wymienne elementy pokroju tułowia, ramion i innych "akcesoriów".

Świat dzienny i świat nocny zamieszkane są również przez inne potwory - gdy zachodzi słońce dzienni strażnicy znikają, a na ich miejsce wskakują zupełnie inne maszkary. O ile sama walka za dnia czy nocą niezbyt się różni, tak spore znaczenie ma tutaj forma eksploracji obu pór dnia - zwykły Pseudo nie wciśnie się w kolce blokujące przejście, zaś kościsty Pseudo nie odblokuje przejścia ochranianego przez konkretnych strażników i nie rozbije obozu będącego punktem zapisu.

Clash: Artifacts of Chaos - Chaos przez duże CH...

Clash: Artifacts of Chaos - recenzja gry. Walka FPP

Od samego początku Clash: Artifacts of Chaos prezentuje się całkiem ciekawie, choć odrobinę chaotycznie. Niestety im dalej w las tym tej ciekawości mniej, a chaosu coraz więcej. Przede wszystkim projekt samego świata dość rozczarowuje - o ile napotkane postacie czy stwory są naprawdę fajne, unikatowe i zachęcają do zabawy, tak sam projekt lokacji jest dramatycznie chaotyczny i nieintuicyjny. Rozumiem, że twórcy chcą dać nam pewną swobodę i nie prowadzą graczy za rączkę, ale architektura każdej z krain jest tak przygotowana, że czasami można naprawdę brnąć w złą ścieżkę, nie mając o tym bladego pojęcia. Wynika to z przyzwyczajeń graczy, którzy przyzwyczajeni do innych tytułów zapewne pójdą tam gdzie są kolejne stwory i tam gdzie prowadzą kolejne ścieżki. A okazuje się, że trzeba iść w zupełnie odwrotnym kierunku, bo inaczej zatoczy się w sumie koło i wróci gdzieś na początek. Brakuje tutaj też przede wszystkim jakiejś porządnej mapy, która pozwoliłaby określić gdzie tak w ogóle się znajdujemy.

Moją ciekawość do eksploracji świata Pseudo powoli, acz skutecznie, zabijała również naprawdę nijaka i nudna jak flaki z olejem fabuła. Targany przez nas brzdąc powinien być kimś, kim chcemy się opiekować, kimś kogo smutne w gruncie rzeczy losy nas jakkolwiek poruszają czy w ogóle obchodzą. Niestety pomiędzy Pseduo a jego kumplem nie ma żadnej chemii, a ich relacja wydaje się być bardzo wymuszona - widać, że twórcy chcieli tu wykreować coś jak relacja ojciec-syn, ale to całkowicie nie wyszło. 

Tytułowy chaos nie wychodzi recenzowanej dziś grze na dobre. A jakby tego było mało, sama konstrukcja rozgrywki jest też w sumie nudnawa i po pierwszej godzinie gry możecie być pewni, że widzieliście już praktycznie wszystko, co Clash: Artifacts of Chaos ma do zaoferowania. Całość opiera się na dwóch filarach - odrobinie eksploracji i odblokowywaniu kolejnych przejść, by przebrnąć dalej przez fabułę oraz na coraz to bardziej męczących walkach. Ace Team miało tym razem całkiem fajny pomysł na tak zwany rytuał chaosu, lub jak też nazywają to mieszkańcy tego świata "Jedyne prawo". System ten polega na tym, że przed pojedynkiem gramy w kości, gdzie obie strony rzucają swoją porcję kostek na matę i potem za pomocą różnych przyrządów muszą obniżyć liczbę oczek oponenta do minimum.

O ile sam pomysł na ten rytuał jest fajny, tak jego wpływ na pojedynki jest żenująco nijaki. Jeśli wygrasz twoi rywale mają nieco mniej życia, jeśli przegrasz w losowym momencie walki gra pozwala wrogom na zadanie ci ciosu kijem w plecy. Nic więcej. Na początku myślałem, że takie coś pozwoli mi na jakieś negocjacje, pominięcie pojedynku, wykluczenie z boju jednego z rywali, czy da mi to dosłownie cokolwiek innego. Niestety bardzo się przeliczyłem. A to nie koniec głupot jakie serwują nam twórcy. Bo jeśli za dnia przegrasz jako Pseudo, musisz podnieść swoje ciało - trochę jak w Soulsach, ale gdy przegrasz jako kościany Pseudo, po prostu kończy się gra i wczytujemy poprzedni save. No nie brzmi to źle, o ile nie zginiesz podczas rytualnego pojedynku.

Dlaczego? A no bo jakiś geniusz wpadł na to, że jak zginiesz silniejszą postacią z pełnym zapasem flaszek uzdrawiających, na bank uda ci się pokonać tych samych w pełni uzdrowionych typków pokonać jako słabsza postać bez grama środków leczniczych. Na domiar złego musisz to wygrać, bo inaczej nie odzyskasz ciała Pseudo. No geniusz w czystej postaci. Całość ratuje nieco system walki pozwalający na wybranie sobie postawy bojowej, ciosów specjalnych i odblokowywanie kolejnych sztuk walki w specjalnych walkach 1 na 1 przy specjalnych posążkach.

Clash: Artifacts of Chaos - Czy warto zagrać?

Czy warto zatem moim zdaniem zagrać w Clash: Artifacts of Chaos? Od biedy można dać grze szansę, ale na pewno po dużych obniżkach, albo gdy trafi do jakiegoś abonamentu. System walki potrafi mieć swoje ciekawsze momenty, ale całościowo duchowy spadkobierca Zeno Clash wypada bardzo słabo - nawet artystyczny styl jakie wypracowało studio Ace Team jest miejscami tak nieczytelny, że aż boli i obrzydza ten świat, zamiast go upiększać. 

Ocena - recenzja gry Clash: Artifacts of Chaos

Atuty

  • Ciekawy system walki i postaw
  • Rozwój i personalizacja postaci
  • Dzień i noc znacząco się różnią

Wady

  • Fabuła jest nudna jak flaki z olejem
  • Chaotyczny i miejscami nieczytelny styl artystyczny
  • Powtarzalna, nudna rozgrywka
  • Zmarnowany potencjał na kreację ciekawego świata
  • Nieintuicyjny projekt lokacji

Clash: Artifacts of Chaos chciało być jak kultowe dla wielu Zeno Clash, ale nawet twórcy tegoż IP nie potrafią powtórzyć swojego własnego sukcesu.
Graliśmy na: PS5

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper