Podglądaczka (2023)

Podglądaczka (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Soft porno i brazylijska telenowela

Piotrek Kamiński | 06.01.2023, 21:00

Brazylijczycy chyba pozazdrościli nam sukcesu "365 dni", skutkiem czego jest dzisiejszy serial. To dziesięcioodcinkowa mieszanka taniego erotyka, równie niedrogiego thrillera i klasycznej, brazylijskiej telenoweli. Sugeruję zapiąć pasy. 

Fascynuje mnie jak można było stworzyć tak potencjalnie niezłą fabułę, po czym doszczętnie ją rozwalić, nie zostawiając nawet jednego sensownego, satysfakcjonującego, doprowadzonego do końca wątku. To przecież prawie niemożliwe żeby czystym przypadkiem, czy brakiem talentu położyć WSZYSTKIE napoczęte historie, prawda? Musieli zrobić to specjalnie. Może obejrzeli te wspomniane już "365 dni", stwierdzili, że to nie ma żadnego sensu, spojrzeli na wyniki oglądalności, wyciągnęli wnioski i zabrało się do roboty? To jedyny sensowny scenariusz, jaki przychodzi mi do głowy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Podglądaczka (2023) - recenzja serialu [Netflix]. Przed oglądaniem mózg odkładamy do szafy 

Miranda zawsze czujna

Główna bohaterka, Miranda, jest zdolną hakerką i patologiczną podglądaczką. Najbardziej lubi przyglądać się życiu erotycznemu niejakiej Cleo. Na szczęście zabezpieczenia jej sprzętów są tak skandalicznie nijakie, że włamanie się do jej kamer nie jest żadnym problemem. Można by zastanawiać się po co nasza główna bohaterka męczy się z hakowaniem kamer, kiedy okna jej salonu znajdują się dosłownie 10 metrów od okien salonu Cleo, ale nie jest to coś, czym scenarzyści, czy reżyser zaprzątają sobie głowę. Kiedy jej ulubiona sąsiadka wyjeżdża i prosi, aby Miranda zajęła się jej psem, ta natychmiast zaczyna myszkować po jej mieszkaniu, ubierać się w jej rzeczy, używać jej kosmetyków. Kiedy do drzwi puka jeden z jej klientów i wali do niej tekstem: "Jesteś od niej seksowniejsza. Jestem facetem twoich marzeń, a ty właśnie zrobiłaś się mokra", Miranda natychmiast idzie z nim do łóżka. Tak zaczyna się jej przygoda, która zaprowadzi ją w świat zdrad, wielkich pieniędzy, narkotyków i handlu ludźmi.

W śledzeniu opowieści nie pomaga, niestety, kompletnie pozbawiona emocji, sztywna jakby była świeżo po botoksie główna bohaterka. Po drodze dowiadujemy się o jej traumatycznej przeszłości, o tym że boi się, czy nie odziedziczy po babci pląsawicy Huntingtona i paru innych sprawach, ale naprawdę ciężko z nią sympatyzować, kiedy w każdej jednej swojej scenie jej twarz przypomina martwą maskę. Nie jest ona jedyną tak byle jaką postacią. Właściwie cała główna obsada albo nie gra w ogóle, albo wręcz odwrotnie, dają z siebie 200%,jakby byli w teatrze. Właściwie jedynymi sympatycznymi postaciami, które miło się obserwuje są przyjaciółka Mirandy, Rita oraz jej chłopak, Rafael. Jest w ich dialogach i spojrzeniach coś szczerego i ciepłego, czego próżno szukać u pozostałych bohaterów.

Tym natomiast, czego znajdziemy na pęczki są nieziemsko odklejone od jakiejkolwiek rzeczywistości dialogi i zwroty akcji. Miranda daje się wciągnąć w potencjalnie zagrażającą jej życiu intrygę "na słowo honoru", kilkukrotnie wchodzi w samą paszczę lwa (z takim samym, opłakanym skutkiem), policja nic nie robi, bo i po co, każdy jest spokrewniony - albo właśnie nie spokrewniony! - z każdym, a w jednym odcinku córka Heitora, jednego z facetów, którzy podobają się Mirandzie, jest szantażowana przez jakiegoś online'owego zboczeńca, posiadającego jej prywatne zdjęcia. Niemal natychmiast okazuje się, że to jeden stary dziadyga, ale jego syn próbuje przerzucić winę na siebie. Ostatecznie mu się to nie udaje, ale to nic, ponieważ dostaje niezłą nagrodę pocieszenia - zaczyna spotykać się z dziewczyną, którą napastował jego tata... I nikt nie ma z tym większego problemu! A jak ten wątek ma się do szerszej fabuły całego serialu? Otóż wcale. To taka tam sobie poboczna historyjka, bez wpływu na główną intrygę. Podobne, idiotyczne przykłady można mnożyć i mnożyć.

Podglądaczka (2023) - recenzja serialu [Netflix]. Narracyjny chaos, ale za to sporo golasów! 

Heictor i Miranda

Struktura kolejnych odcinków jest niemożliwie wręcz zagmatwana i nieczytelna. Akcja skacze między chwilą obecną, a niedaleką przyszłością, ukazując widzowi strzępy zagrożeń, w których znajdzie się główna bohaterka. Podobnie, jak w przypadku wszystkiego innego, żaden z tych wypadów w przyszłość nie prowadzi do niczego ciekawego. W pewnym momencie serial w ogóle zmienia tor i przestaje skupiać się na handlu ludźmi, którym rzekomo zajmuje się jeden z chłopaków Mirandy, a zamienia się w pełnoprawną telenowelę, z dramatami kilku rodzin, które być może tak naprawdę są jedną rodziną, albo chyba jednak trzema, to się okaże. Wątek handlu ludźmi po prostu urywa się i nigdy już nie wraca. Dowiadujemy się kto za nim stoi (ale tylko my, Miranda niczego się nie dowiaduje) i... Tyle.

Ponieważ nie może być zbyt przejrzyście, akcja czasami skacze też w przeszłość. Teoretycznie są to ważne sceny, nadające kontekst całej głównej intrydze serialu, w praktyce podane są tak miałko, że nie robią żadnego wrażenia, pozostawiając tylko widzów z kolejnymi pytaniami, na które nigdy nie dostaną odpowiedzi. I na koniec wisienka na torcie - ponieważ Miranda boi się, że zachoruje i będzie miała problemy z pamięcią, nagrywa wszystko co robi na dyktafon, dzięki czemu my dostajemy narrację. W jaki sposób jest ona istotna dla fabuły, jak przebiegle wykorzystają ją scenarzyści? Wcale. Po prostu, główna bohaterka gada sobie do siebie i tyle. Cały ten serial to jeden wielki chaos i brak jakiegoś spójnego pomysłu jak to wszystko ze sobą połączyć. Postacie poboczne pojawiają się i znikają, najczęściej jedynie po to aby można było nakręcić kolejną scenę seksu z niewidzianym dotąd ciałem.

A właśnie! Sceny miłosne! Reprezentują jakość typowych filmów erotycznych, które w latach dziewięćdziesiątych po 23 puszczał Polsat. Zawsze elegancko doświetlone, aby widz nie przegapił ani centymetra nagiego ciała, z akcjami typu polewanie się miodem, seks pod prysznicem, wiązanie, obowiązkowe zwolnione tempo żeby dobrze było widać falę rozchodzącą się po ciele. W paru miejscach reżyser sili się na bardziej "artystyczne" ujęcia, na przykład przez pryzmat jakichś dekoracyjnych szkiełek, które sprawiają, że widzimy podwójnie, albo i potrójnie. Te od czasu do czasu trzymające się odrobinę z dala ujęcia są jedynym, co odróżnia momenty w "Podglądaczce" od jakiegoś soft filmiku z pornhuba...

Nowa propozycja Netflixa z Brazylii jest kompletnym nieporozumieniem. Mierne aktorstwo, nieskoncentrowana fabuła rodem z jakiejś taniej opery mydlanej, okropne dialogi i brak jakiegokolwiek sensu skutecznie zabijają entuzjazm nawet najbardziej wytrwałych widzów. To powiedziawszy, historia miejscami ociera się o bycie intrygującą, przez co całość ogląda się całkiem nieźle jaki "guilty pleasure". Byle się nie przyznawać... 

Atuty

  • Rita i Rafael;
  • Widać kilka potencjalnie ciekawych pomysłów... 

Wady

  • ...Z których absolutnie żaden nie został dobrze pociągnięty;
  • Narracyjny chaos;
  • Marne aktorstwo, ze szczególnym wyróżnieniem martwej w środku głównej bohaterki;
  • Niedorzeczne i nielogiczne zwroty akcji i w ogóle cały scenariusz. 

Sztandarowy przykład jak nie robić serialu sensacyjnego. Dziurawy scenariusz, nijakie aktorstwo i żadnego napięcia, za to regularne, dosyć odważne sceny seksu, choć jakbym chciał popatrzeć na pornografię to włączyłbym inną stronę internetową... Brazylia ma swoje "365 dni". Brawo.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper