J.Lo

Jennifer Lopez: Halftime (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]

Kuba Koisz | 15.06.2022, 15:27

Kot zwany Jennifer Lopez ma kilka żyć, to niewątpliwie prawda. A może jest ono jedno, ale bardzo intensywne? Kobieta od kilku dekad dowodzi, że wciąż jest w stanie dostarczać widzom rozrywki na poziomie, który trudno zdeklasować, niezależnie od dekady. Jej droga od piosenkarki, do aktorki, a następnie instytucji dowodzi, że Hollywood oraz kariera sceniczna to domena ludzi pokornych. Tylko dzięki pokorze można utrzymać się na fali. J.Lo ma jej sporo, ale również znajduje w sobie siły na autokorektę wizerunku. 

Jennifer Lopez: Halftime (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Jenny już nie z bloków...

Dalsza część tekstu pod wideo

Nowy dokument platformy Netflix próbuje „ugryźć” J.Lo z nieco innej strony,  bardziej osobistej, autorefleksyjnej, a nie jako fenomen show-bizu. I słusznie, bowiem to, co o związkach, karierze oraz ewolucji Lopez wiadomo, zostało już szeroko omówione. Okazuje się, że trzecia dekada kariery przynosi ze sobą nieco inną, dojrzalszą refleksję, dzięki której artystka nabiera większej pewności siebie. Tutaj nie mówi się już o niej, ale to ona opowiada o sobie. Zamiast pochylać się na J.Lo gwiazdą, film oddaje głos kobiecie oraz jej najbliższym. A oni (trochę gorzko, a trochę beznamiętnie) stwierdzają, że tak naprawdę środowisko oraz fani nigdy nie pozwolili, aby pokazała swoje prawdziwe ja. 

undefined

Oczywiście, że brzmi to jak banał (motyw niezrozumiałego artysty, który robi egzegezę swojej kariery), ale w tym przypadku trafiono z tym na podatny grunt. Do dzisiaj pamiętam podśmiechawki internetu, gdy latynoska piękność próbowała swoich sił w przemyśle filmowym, na początku z różnym skutkiem, bowiem zdarzały się nawet otarcia o Złote Maliny, ale to nie przeszkadzało aktorce dzielnie kroczyć w kierunku, który doprowadził ją chociażby do świetne roli w „Ślicznotkach”. Oczywiście po drodze zdarzają się plotki, okresy ciszy, a emploi aktorki nie wykracza ostatnio poza „dojrzałe tygrysice”, lecz każdy przekaz medialny, jaki dotyczy jej życia oraz wyborów artystycznych, obecnie jest raczej pozytywny. A to dała kolejną szansę Benowi Affleckowi, który po alkoholowych upadkach składa się na nowo, a to inspiruje inne kobiety po pięćdziesiątce, aby wzięły się za swoje zdrowie, odrzuciły cukier i przestały używać metryki jako wymówki dla nieuprawiania sportu. Jest w tym dojrzała, pewna siebie droga kogoś, kto nie musi się rozpychać łokciam. Twórcy zresztą o przeszłości jedynie napominają, jakby nie interesowała ich zupełnie Jenny From The Block, ale właśnie ta współczesna, ukształtowana J.Lo, która – trzeba to przyznać – zachowała klasę oraz wdzięk. Jej pogoda ducha, nieustępliwość oraz pewność siebie świetnie rezonuje z innymi popkulturowymi zdarzeniami jak choćby słynny proces Amber Heard i Deppa. Z jednej strony mamy kobietę, która dba o swoją prywatność, angażuje się w coraz trudniejsze projekty, a z drugiej salę sądową, streamingowaną na żywo, co pozwala przyjrzeć się nie tylko erozji narkotycznej twarzy Deppa, ale również jego lakonicznemu, nonszalanckiemu stylowi bycia, który musiał być uciążliwy przynajmniej dla jednej kobiety w jego życiu. Tymczasem J.Lo, pochodząca z podobnej epoki, robi swoje. I robi to coraz lepiej.

Jennifer Lopez: Halftime (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Nowy szaty królowej

Dokument "Halftime" to nic wielkiego, ale nie można mu zarzucić, że traktuje Lopez jako fenomen popkultury, a nie człowieka  z krwi i kości. Film rozpoczyna się na rodzinnym przyjęciu urodzinowym Lopez w lipcu 2019 roku, kiedy skończyła 50 lat, a następnie podąża za nią przez następne sześć miesięcy, gdy układa scenariusz swoich występów. To bardzo intensywny okres. Po drodze, krótko mówiąc, dzieją się rzeczy. Rzeczy wielkie (nominacja do Złotego Globu), rzeczy piękne, rzeczy zwyczajne. I chociaż brakuje tutaj późniejszych wydarzeń, jak na przykład odnalezienie w sobie miłości do Afflecka, to mamy do czynienia z całkiem satysfakcjonującą wiwisekcją gwiazdy i kobiety. Kobiety przede wszystkim. 

Atuty

  • Sceniczny oraz aktorski potencjał Lopez rzutuje blaskiem na taśmę filmową przez cały seans
  • Intymne momenty, w których zapuszczamy się w świat J.Lo nieco głębiej

Wady

  • Rzecz na jeden raz, najlepiej, jeśli jest się fanem artystki

"Halftime" to czas odliczania. Odliczania do rzeczy pięknych, wielkich, a także przerażających. Podążamy przez ten czas za Jennifer Lopez i dobrze, że za nią, bo artystka nie musi się niczego wstydzić. I choć dokument nie jest niczym wielkim z artystycznego punktu widzenia, to stara się chociaż oddać głos kobiecie, o której tylko myśleliśmy, że wiemy wszystko.

6,0
Kuba Koisz Strona autora
Dziennikarz filmowy i recenzent związany z polską branżą filmową od wielu lat. Autor tekstów, esejów i współpracownik magazynów i stacji telewizyjnych w tematach filmowych. Prywatnie fan boksu, ciężarów, SF i komiksów.
cropper