Peacemaker (2022)

Peacemaker (2022) - recenzja, opinie o serialu [HBO]. Eat peace, motherf@cker!

Piotrek Kamiński | 08.03.2022, 21:00

Chris Smith przetrwał operację "rozgwiazda" i wydaje się, że jest wolnym człowiekiem. No właśnie - wydaje się. Niemalże natychmiast zostaje wciągnięty w nową, tajną operację. Lecz tym razem w wykonaniu misji pomogą mu najlepsi przyjaciele, a nie jakieś tam zbiry. Jednym z nich jest tresowany orzeł.

Ponoć James Gunn napisał scenariusz dzisiejszego serialu nudząc się na kwarantannie. Znając zakręcone pomysły, z których słyną jego produkcje i skąd się wywodzi, nie mam najmniejszego problemu aby w to uwierzyć. "Peacemaker" jest dokładnie taki, jak pozostałe projekty autora sukcesu "Strażników Galaktyki" - przepełniony świetną muzyką, pełnym spektrum zabawnych gagów (od perfekcyjnie skonstruowanych, długofalowych gagów, po wulgarne wywody na temat masturbacji lesbijek i kształtu penisów), charakterystycznymi, głębokimi postaciami. No i to Warner Brothers, więc podejściu do brutalności bliżej do Tromy, niż Marvela. Studio było na tyle sympatyczne, że udostępniło nam przedpremierowo siedem z ośmiu odcinków, więc teoretycznie finał może jeszcze zmienić ocenę końcową, ale patrząc na jakość całej reszty, myślę że możemy spać spokojnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Peacemaker (2022) - recenzja serialu [HBO]. Masz orła, który nazywa się Eagley?!

Peacemaker (2022)

 

Christopher Smith, znany również jako Peacemaker, człowiek kochający pokój tak bardzo, że nie obchodzi go ilu mężczyzn, kobiet i dzieci będzie musiał zamordować aby go zdobyć, żyje i nawet nie musiał wracać do więzienia. Jego radość trwa jednak krótko, bo niemalże natychmiast zostaje zwerbowany do nowego projektu. Część ekipy ta sama, część nowa, ale z "superów" tylko on. Nowa operacja ma kryptonim "motyl", choć dowództwo obiecuje, że nie oznacza to, że będzie trzeba walczyć z wielkim motylem z kosmosu. Ja bym im nie ufał.

Gdybym miał porównać do czegoś "Peacemakera" to powiedziałbym, że to takie połączenie "Deadpoola" z "Cobra Kai". Chris jest ultra brutalnym antybohaterem i do kompletu mentalnie zatrzymał się na latach osiemdziesiątych - niezależnie od tego, czy rozmawiamy o muzyce, technologii, czy szacunku do kobiet. W każdym jednym odcinku zmysły widza atakowane są doskonałym, starym rockiem i gagami tak niepoprawnymi i chamskimi, że nie mogę się wręcz doczekać jak bardzo recenzenci niektórych portali zza oceanu będą nad nimi płakać. Ja też płakałem. Ze śmiechu. Dla równowagi jedna z nowych bohaterek znajduje się w słodkim, szczęśliwym związku z drugą kobietą i spodziewają się właśnie dziecka. Podejrzewam, że i tak znajdą się tacy, którym będzie ten fakt przeszkadzał, bo "wszędzie muszą pchać lgbt" i tym podobne frazesy, mimo że cały serial jest tak cholernie natestosteronowany i niegrzeczny, jak to tylko możliwe. Ojciec Peacemakera (Robert Patrick, T-1000 we własnej osobie) jest na przykład dawnym złolem o pseudonimie Biały Smok, a jego znajomi noszą na głowach białe kaptury i krzywo patrzą na ludzi o kolorze skóry innym niż ten w pseudonimie ich szefa.

Serial jest też brutalny jak diabli, w stylu "The Suicide Squad". Gunn musiał dostać niezły budżet, ponieważ krew i flaki wypadają bardzo przekonująco, podobnie jak... komputerowo generowane postacie. Chociaż wciąż nie jestem pewien, czy tresowany orzeł Peacemakera, Eagley był cały czas komputerowy, czy miejscami była to bardzo dobrze wykonana kukła. Bo w to, że był to prawdziwy orzeł nigdy nie uwierzę, chociaż bardzo bym chciał. Wybuchające głowy, odcinane kończyny, bardziej subtelne dziury po kulach - "Peacemaker" ma wszystko. Ale akcja w serialu to nie tylko strzały i eksplozje. To również walka wręcz i tutaj tak samo twórcy nie mają się czego wstydzić. Bitka z pierwszego odcinka, o detalach której nie będę się wypowiadał, bo to niezła niespodzianka, to szereg solidnych popisów kaskaderskich, łącznie z przebijaniem się przez ścianę i spadaniem z dużej wysokości. Mówiąc krótko, "Peacemaker" wygląda i brzmi świetnie. I ma jedną z najzabawniejszych, wpadających w ucho sekwencji początkowych w historii. Nie przewinąłem ani razu, a rzadko mi się to zdarza.

Peacemaker (2022) - recenzja serialu [HBO]. Scenariuszowi przydałoby się może kilka poprawek 

Kung fu master

 

Gunn napisał swój serial z nudów, w ekspresowym tempie i nigdy nie licząc na to, że ktoś faktycznie pozwoli mu go nakręcić. Zazwyczaj tego nie widać, ale w kilku momentach ma się wrażenie, że jakiś wątek jest lekko niedopracowany, albo zwrot akcji wieje taniochą. I mam na myśli naprawdę duże bomby, z których nic nie wynika, bo kolejny odcinek natychmiast się z nich wycofuje. Są to raczej niewielkie skazy i nie wykolejają całej produkcji, ale potrafią wywołać lekki zawód. Zwłaszcza, że przez większość czasu Gunnowi  zgrabnie udaje się żonglować kilkoma wątkami na raz i przeplatać je ze sobą.

Forma serialu pozwoliła autorowi raz jeszcze sięgnąć po kilka mało znanych, zabawnych jak na dzisiejsze standardy postaci i dać im czas wybrzmieć. Poznamy nieoczywistą wersję Vigilante (Freddie Stroma), na gościnny występ zajrzy Judomaster (Nhut Le) i obaj panowie wyglądają kompletnie absurdalnie w swoich strojach, co tylko pogłębia komizm związanych z nimi wydarzeń. Nie żeby sam Peacemaker wyglądał przesadnie poważnie. Fakt, że produkcja jest serialem pozwolił Gunnowi również zbudować masę scen, które absolutnie nie wnoszą niczego do fabuły, ale są niesamowicie zabawne. W filmie w życiu by coś takiego nie przeszło, ponieważ historię trzeba opowiedzieć w plus-minus 120 minut, więc kilkuminutowa scena tortur z której nie wynika nic ważnego wylądowałaby pod przysłowiowym stołem montażowym. W trwającym blisko osiem godzin sezonie można sobie jednak na takie sceny pozwolić i w niczym to nikomu nie przeszkadza. W końcu jednym z głównych powodów dla których oglądamy nowy serial Gunna jest chęć pośmiania się, więc im więcej żartów, tym lepiej.

"Peacemaker" to serial, który nie bierze jeńców. John Cena i James Gunn przekuli prostego mięśniaka z niezłym twistem w postać z krwi i kości, a Cena raz jeszcze udowadnia, że jest jak najbardziej solidnym aktorem. Do Oscara jeszcze mu trochę brakuje, ale wstydu nie ma. Fabuła korzysta czasami z tanich sztuczek żeby podnieść widzowi ciśnienie i jeden odcinek przed końcem czarny charakter wciąż jest raczej powierzchownym, płaskim antagonistą, ale doskonale rozpisane dialogi i zdająca naprawdę lubić siebie nawzajem obsada sprawiają, że pomniejsze problemy ze scenariuszem tracą na znaczeniu. Finał sezonu może jeszcze zmienić ocenę końcową, jednak na ten moment jest to po prostu bardzo zabawny, zrealizowany z pompą, choć nie bez problemów serial superbohaterski. Tylko tyle i aż tyle.

Aktualizacja
Kilka zdań w tej recenzji może wydawać się być trochę dziwne, jako że przecież z dniem dzisiejszym cały sezon jest natychmiast dostępny na HBO max. To dlatego, że pierwotnie pierwszych siedem odcinków udostępniono nam jeszcze w styczniu i wtedy też pisałem ten tekst. Plany uległy jednak lekkiej zmianie i oto jesteśmy tu i teraz. Stwierdziłem, że najbardziej autentyczne wrażenia przekażę nie zmieniając tekstu, a jedynie dodając doń kilka słów. Tak więc, czy finał sezonu "dowiózł"? Cóż. I tak i nie. Z jednej strony jest zabawnie, brutalnie i z sercem, ale jednocześnie czarny charakter jak nie powalał, tak nie powala do samego końca. Niemniej, zdania nie zmieniam - to wciąż warty uwagi, zabawny kawałek telewizji. 

Atuty

  • Świetnie dobrana obsada;
  • Ostry, bezpardonowy humor i brutalność;
  • Angażująca historia;
  • To intro!

Wady

  • Scenariusz czasami korzysta z tanich sztuczek żeby podnieść widzowi ciśnienie;
  • Mało wyrazisty czarny charakter.

"Peacemaker" powinien zadowolić wszystkich fanów twórczości Jamesa Gunna. Pełno tu świetnej muzyki, hardkorowych żartów, krwi i flaków. Fabuła miejscami lekko zawodzi, ale czysto rozrywkowo jest to najwyższa liga. Jeśli lubisz wulgarny, często wręcz rynsztokowy humor, znaczy się.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper