Wikingowie: Walhalla recenzja

Wikingowie: Walhalla (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Nowe pokolenie wojowników

Iza Łęcka | 27.02.2022, 21:00

„Wikingowie” to serial, który poprzez kilka sezonów zaskarbił sobie uznanie rzeszy widzów i krytyków. Choć przy ostatnich odcinkach można było usłyszeć już pewne nieprzychylne opinie, twórcy Netflixa poszli o krok dalej i zapowiedzieli spin-off. Tym razem jednak nie zobaczymy w walce potomków znanych bohaterów, a historia skupia się na zupełnie nowych wydarzeniach. Sympatycy pierwowzoru będą jednak usatysfakcjonowani – jest brutalnie, nie brakuje intryg i walki o wpływy. Zapraszam do recenzji „Wikingowie: Walhalla”.

Od czasu podbojów i głośnych czynów Ragnara Lothbroka minęło już wiele lat. W XI wieku wikingowie są narodem rozproszonym po wielu częściach świata – od Anglii, po północne wybrzeża Starego Kontynentu i Grenlandię – który dzielą nie tylko różnice terytorialne, a wpływ na postrzeganie świata ma również religia chrześcijańska. Wyznanie jest źródłem sporów wśród wielu wikingów, ci wierzący w Jezusa Chrystusa pragną nie tylko rozszerzać zakres władzy papiestwa, ale darzą pogardą „braci” czczących wielu bogów. Kiedy król Anglii Ethelred II dopuszcza się zdrady i masakry w dniu św. Brykcjusza, lud musi porzucić wszelkie uprzedzenia i wspólnie, topór w topór, stanąć przeciwko nowemu wrogowi. Nie będzie to najłatwiejsze zadanie, lecz chęć zemsty wypełnia ich serca...

Dalsza część tekstu pod wideo

Wikingowie: Walhalla (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Obiecujący początek

Wikingowie: Walhalla - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Główny bohater

Głównymi bohaterami recenzowanego serialu Netflixa są książę Harald Sigurdsson (Leo Suter) oraz Grenlandczycy, którzy przybyli na wezwanie króla Knuta, Leif Erickson (Sam Corlett) i jego siostra Freydis (Frida Gustavsson). Harald pragnie pomścić swojego brata, a obietnica ścięcia głowy władcy Anglii wydaje się ogromnym wabikiem, by ruszyć na Londyn. Młodzi wikingowie z Grenlandii również mają swoje powody, by dołączyć do walki. Niepewna atmosfera panująca na Wyspach sprawia, że spotkanie i zjednoczenie wojów w Kattegat ma jeszcze większe znaczenie, będąc próbą dla młodego Edmunda, dziedzica króla angielskiego.

Szczerze powiedziawszy po „Wikingowie: Walhalla” spodziewałam się jeszcze więcej scen walki – ich realizacja jest jednak naprawdę przyzwoita i może usatysfakcjonować entuzjastów pierwowzoru. Głównym twórcą serialu jest Jeb Stuart, który swego czasu odpowiadał za takie klasyki jak „Szklana pułapka”, „W słusznej sprawie” czy „Ścigany” – muszę przyznać, że udało mu się przygotować historię, w której ilość wątków i zwrotów akcji sprawiają, że nie możemy się nudzić, choć mniej więcej w połowie sezonu scenariusz nieco spowalnia, skupiając się na intrygach i kolejnych sporach wśród ludu skandynawskich wojów. W oczach twórców losami Anglii oraz Skandynawii w XI wieku targało wiele konfliktów, które miały niebagatelny wpływ na kondycję tych krain. Podobnie jednak jak było to w „Wikingach”, nie powinniśmy oczekiwać na pełną zgodność z historią i twardego trzymania się faktów z przeszłości, lecz filmowcom nie można odmówić należnego szacunku do kart historii. Wiele elementów, nawet tych dodatkowych, recenzowanej produkcji tworzy spójną całość, która tylko drobnymi nawiązaniami sięga do pierwowzoru. Tak, nie trzeba dobrze znać wszystkich sezonów „Wikingów”, by zrozumieć fabułę Walhalli, a nowe pokolenie nieustraszonych z Północy buduje swoją przyszłość, która wydaje się równie niespokojna jak życie ich poprzedników.

Na przełomie X i początku XI wieku przypadł intensywny czas przyjmowania wiary chrześcijańskiej na terenach Skandynawii – w Danii, Islandii, Szwecji oraz Norwegii. Odejście od pogaństwa miało wpływ również na podziały wśród wikingów i stało się jednym z najmocniej wyeksponowanych wątków „Wikingowie: Walhalla”, który przyczynił się do kolejnego rozlewu krwi. Poprzez 8 epizodów obserwujemy, jak dawna kultura miesza się z nowym ładem, który siłą wdziera się do następnych osad oraz ludów. Przedstawienie tak krwawego krzewienia wiary oraz jej popleczników jako ludzi zapatrzonych w jeden cel i zdolnych do największych okrucieństw dodaje fabule kolejnych walorów.

Wikingowie: Walhalla (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Intrygi, walki i brutalne starcia

Wikingowie: Walhalla - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Władcy Anglii

W moim odczuciu jednym z największych atutów recenzowanej produkcji są jej postacie. Bohaterów Walhalli nie sposób oceniać jako dobrych czy złych – rządzą nimi pragnienia o władzy i wpływach, chęć trwałego wpisania się na kartach historii czy pozyskania miejsca w niebiosach, a wszelkie ich decyzje wydają się mieć swoje uzasadnienie. Spośród głównych protagonistów najmniejszą sympatią zapałałam do Freydis, a jej wątek śledziłam z ograniczonym zaciekawieniem. Kobieta doświadcza sporej zmiany, ze skandynawskiej dziewki pragnącej zemsty stając się nieustraszoną wojowniczką, godną swego ukochanego, która za wszelką cenę chce poznać swoje przeznaczenie. Oprócz Haralda i Leifa, których historie wydawały się zasługiwać na jeszcze większe rozbudowanie, nie brakuje interesujących bohaterów, również tych stojących nieco z boku. Gra aktorska w wielu przypadkach nie jest na najwyższym poziomie, jednak wpisuje się w atmosferę serialu i pasuje do całości. Moją uwagę nieustannie przyciągali bezwzględny Olaf z Norwegii, przebiegła i opanowana Emma, królowa Anglii, zadufany w sobie i porywczy Edmund, dwulicowy i rozsądny Godwin czy król Knut, po którym można jeszcze wiele oczekiwać. „Wikingowie: Walhalla” posiadają tak dużo zainicjowanych wątków, że drugi sezon wydaje się nieunikniony – i dobrze, bo produkcja zasługuje na kontynuację.

Kolejna odsłona przygód wikingów zabiera nas do innego świata, w którym nadal podboje i walka stanowią ważną część poczynań skandynawskich bohaterów. Muszę przyznać, że ostatnie odcinki serialu zapoczątkowanego w 2013 roku z czasem już nieco mnie nużyły - „Wikingowie: Walhalla” czerpie z estetyki oraz klimatu starszej produkcji od History, ale sięga znacznie dalej i nadaje pewnego odświeżenia. Ciekawa jestem, jak scenarzyści rozwiążą wiele wątków, gdyż śledząc 8 epizodów dochodzę do wniosku, że czasami są nieprzewidywalni i mogą jeszcze wielokrotnie zaskoczyć.

Niezależnie od tego, czy lubiliście „Wikingów”, czy nie mieliście styczności z oryginałem, Walhalli możecie śmiało dać szansę. To przyzwoita, nawet wciągająca propozycja, która na tle wielu innych produkcji Netflixa wypada całkiem obiecująco. Powrót do Skandynawii jest niezwykle przyjemny...

Atuty

  • Jest krwawo i brutalnie
  • Dalsze przedstawienie walki o polityczne wpływy w Europie
  • Interesujące postacie drugoplanowe
  • Wiele zwrotów akcji
  • Sceny walki
  • Zakończenie sezonu

Wady

  • Nie odpowiadał mi wątek Freydis – jej przemiana i dalsze losy
  • Główni bohaterowie czasami schodzili na dalszy plan

„Wikingowie: Walhalla” spełniły oczekiwania całkiem udanego spin-offu, przy którym można spędzić kilka wieczorów. Netflix może rozwijać kolejną historię – oby tylko nie podzieliła ona losów pierwowzoru.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper