własne

Pięść zemsty (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]

Kuba Koisz | 18.02.2022, 15:00

Spin-off serialu „Wu Assasins” to coś, na co nikt nie czekał – przynajmniej tak się sprawy mają w bańce towarzyskiej piszącego te słowa. Wprawdzie serial spodobał się co niektórym „bywalcom” kina szrotowego, a jego bezpretensjonalność przysporzyła Netfliksowi sporą widownię wśród miłośników kopanek, ale żeby od razu robić z tego materiał na pełny metraż? Czasami warto pozostawić rzeczy tam, gdzie się pojawiły, czyli na półce z przyjemnymi dla oka osobliwościami, które rodzą się i umierają w nagłym błysku. 

Pięść zemsty (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Był sobie kiedyś taki serial

Dalsza część tekstu pod wideo

Brutalną prawdą jest to, że jeśli ktoś nie oglądał „Wu Assasins”, to nie powinien nawet tykać kijem jego młodszego brata, inaczej nie zrozumie, skąd wziął się Kai, jak zdobył swoje moce oraz z jakich skrawków zbudowano jego świat przedstawiony. Film niby na szybko tłumaczy, kto z kim i dlaczego, ale mitologia serialu była na tyle rozbudowana, że nie zdążyła nawet ostygnąć przed powstaniem „Pięści zemsty”. Kai wciąż jest płatnym zabójcą i nie tylko jemu się przyglądamy, mimo że nawet widzowie serialu mgliście pamiętają tę postać. Tym razem Tommy, Kai i Liu Xin przybywają do Bangkoku, aby pomścić śmierć siostry jednego z nich. Czemu tam? Bo tak chcą odnalezione artefakty, o których coś tam się bełkocze, ale tak naprawdę to jedynie scenariuszowy bełkot. Na drodze magicznej, posługującej się supermocami brygady staje gostek, który potrafi cofać czas, a także wielki boss mafijny. No i tak to sobie fruwa, ten cały festiwal kopnięć, rzutów, uderzeń kul mocy wystrzeliwujących z dłoni. Zabawa rozpoczyna się na całego już od pierwszej sceny, a w gąszczu rozrzucanych po ścianach ciał najemników oraz gangsterów widz bezskutecznie będzie próbował odnaleźć chociaż strzępki nadziei, że to wszystko błyszczy dla czegoś więcej niż zwykłej, wizualnej popisówy. 

Pięść zemsty

Pięść zemsty (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Ale po co to wszystko?

Oczywiście można się zachwycić rozciągniętymi ścięgnami aktorów (tutaj prym wiedzie Iko Uwais, który wypłynął na szersze wody dzięki „The Raid”), twardymi mięśniami oraz pomysłowością choreografów walki, ale czuć, że jest to tak naprawdę amerykańska fantazja na temat kina azjatyckiego. Kontynuowanie tradycji mistrzów filmu kopanego musi być frustrujące, bo jedyne, co można dodać do tamtego języka, to jedynie gradacja. Więcej, szybciej, mocniej. Cała fabuła to proste odhaczanie lokacji, przebieżka od walki do walki, przeplatana dialogami, które są tylko pretekstem, bo to nawet nie one odblokują kolejne zdarzenia, ale pięść przyłożona do nosa. Z drugiej strony – czego oczekiwać po kontynuacji serialu, który miał za zadanie dostarczać prostej, opartej na znanych schematach rozrywki? Transparentna filmografia twórców odnosi się do B-klasowego kina, dlatego mniej więcej wiadomo, czego spodziewać się po nich i tym razem. Trudno nawet powiedzieć, że film może być rozczarowaniem dla tych, którym podobał się serial, bo aby kogoś rozczarować, najpierw trzeba go w sobie rozkochać.  

Pięść zemsty (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Był sobie kiedyś taki film

„Pięść zemsty” jest taki, jak jego tytuł – przaśny, prosty, z lekko bijącym serduchem, ale zrobiony bez iskry bożej, jakby wszyscy byli związani jakimś kontraktem z Netfliksem wymagającym, żaby kontynuacja poprzednika po prostu powstała. Rzutuje to na pośpieszną kulminację, nieco wymęczoną grę aktorów, brak płynności fabularnej. Jeśli jednak ktokolwiek szykował się na ucztę kina gatunkowego, ten wybrał złą restaurację. To bardziej drive thru niż lunch u najlepszych kucharzy. Posiłek, o którym się zapomina i zapycha kolejnym. 

Atuty

  • Kilka walki i efektów specjalnych prezentujących moce zabójców

Wady

  • Gra aktorska, rozedrganie fabularne, cała reszta...

Bardzo nijaka rzecz, która odnosi się do produkcji, która tylko "mignęła" przez Netflix. Może to i dobrze, że takie fanowskie produkcje powstają, ale przepalanie grubej kasy tylko po to, aby "Wu Assasins" miało kontynuacje, to nieco smutne zadanie.

4,0
Kuba Koisz Strona autora
Dziennikarz filmowy i recenzent związany z polską branżą filmową od wielu lat. Autor tekstów, esejów i współpracownik magazynów i stacji telewizyjnych w tematach filmowych. Prywatnie fan boksu, ciężarów, SF i komiksów.
cropper