Przywilej (2022)

Przywilej (2022) - recenzja, opinie o filmie [Netflix]. Pomieszanie z poplątaniem

Piotrek Kamiński | 14.02.2022, 21:00

Okres zimowy w kinach od dawna znany jest jako czas wypychania na rynek beznadziejnych horrorów, które w pełnych ważnych premier wiośnie i lecie nie miałyby szans na siebie zarobić. Oczywiście zdarza się, że dostaniemy wtedy i dobrego dreszczowca, jak całkiem niezły "Krzyk 5" w tamtym miesiącu (chociaż ja osobiście nie podzielam zachwytów większości publiczności), ale to właśnie w tych miesiącach dostajemy zwykle największe nieporozumienia. I zdaje się, że Netflix też zdaje sobie z tego faktu sprawę, bo postanowili wypuścić swój nowy, niemieckojęzyczny horror właśnie teraz.

Wyobrażam sobie, że podczas kreatywnej burzy mózgów, czterech scenarzystów dzisiejszego filmu zaczęło rzucać pomysłami, jak "spisek farmaceutyczny", "choroba psychiczna", "demony/duchy", "Jordan Peele", "niewidzialny wróg". Nie mogli jednak zdecydować się który z nich najbardziej im się podoba, więc po prostu napisali scenariusz łączący je wszystkie w jedną, raczej mało sensowną całość. Można i tak.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przywilej (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Słabo zawiązana intryga

Finn i Samira

 

Finn (Max Schimmelpfennig) jako dziecko był świadkiem samobójstwa swojej siostry, która do kompletu chciała aby zabił się wraz z nią. Odbiło się to na jego zdrowiu psychicznym, więc teraz, jako nastolatek, musi brać leki. Poza tym jest względnie normalnym dzieciakiem. Uczęszcza do prywatnej szkoły, ma najlepszą przyjaciółkę, dziewczynę która mu się podoba, a do której boi się zagadać, kilku kumpli. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia widzi w swoim domu dziwną sytuację. Jego rodzice i (druga) siostra siedzą ze starszą panią, którą wcześniej widział w szpitalu, kiedy odwiedzał dziadka. Rozmowa i ich zachowanie są raczej dziwne, ale Finn traci w trakcie przytomność, a kiedy dochodzi do siebie, rodzice mówią, że znaleźli go na tarasie, a żadnej starszej kobiety w domu nie było. Sytuacja wokół niego zaczyna robić się dziwna i jeśli wkrótce czegoś z tym nie zrobi, ludzie mogą zacząć tracić życie.

Największym problemem "Przywileju" jest to, że raczej kiepsko prezentuje stawkę, o którą toczy się gra. Oglądamy kolejne dziwne wydarzenia pozbawieni większego kontekstu, przez co ciężko jest wkręcić się w wydarzenia, przeżywać to, co dzieje się na ekranie, martwić się o postacie. Ostatecznie wszystkie wątki łączą się w bardzo niedorzeczną, szytą grubymi nićmi całość, ale po drodze do finału, film jest zwyczajnie nudnawy. Do kompletu część przyszłych zwrotów akcji jest raczej oczywista od bardzo wczesnego etapu filmu, bo twórcy dosłownie kopiują lepsze, bardziej oryginalne produkcje.

Przywilej (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Niemożliwie dużo błędów 

Samobójstwo, czy wołanie o pomoc?

 

Trójka głównych bohaterów, Finn, Lena (Lea van Acken) i Samira (Tijan Marei) stanowi całkiem sympatyczną drużynę, ale to głównie zasługa aktorów, a nie tego jak są napisani. Scenarzyści raz za razem wkładają im w usta oczywistości, albo każą robić głupie rzeczy. Kiedy po całkiem klimatycznej scenie, podczas której zobaczyli coś zdecydowanie nadprzyrodzonego, postanawiają iść zanocować w opuszczonym basenie, zamiast w cieple i bezpieczeństwie własnych domów, myślałem, że wyjdę z siebie, ale dopiero to, co wydarzyło się tam na miejscu sprawiło, że gdybym nie leżał na łóżku, to spadłbym z krzesła. Jest to moment tak niedorzeczny, tak kompletnie nieodpowiedni do sytuacji i wręcz niemożliwy do zrozumienia, że byłem PEWIEN, że to tylko majaki Finna. Ale nie! To naprawdę się wydarzyło.

Cały świat przedstawiony pozbawiony jest sensu. Po tym jak jego siostra popełniła samobójstwo rzucając się z wysokości, kilkuletni Finn może po prostu podejść sobie do jej zwłok, zobaczyć jak ładnie się połamała i zdeformowała i nikt - ani policja, ani straż, ani ratownicy medyczni, ani rodzice - nie mają z tym żadnego problemu, nie próbują go nawet zatrzymać. Później Lena zakrada się do bardzo tajnego laboratorium farmaceutycznego bez najmniejszego nawet kłopotu, ukrywa się tak, że wystaje jej pół głowy, czego nikt oczywiście nie zauważa i po prostu wychodzi. Finn łazi po szpitalu, niemalże wchodzi na salę operacyjną, bo też nikt absolutnie nie pilnuje żeby nieupoważnieni goście nie mieli do takich miejsc wstępu. 

No i jest jeszcze finał, podczas którego jedna z postaci wie jakimś cudem, że przyda się jej benzyna i będzie mogła po prostu zrobić to, co robi, choć było absolutnie prawdopodobne, że pchając się w paszczę lwa da się po prostu łatwo zabić. Wisienką na torcie jest jednak zwrot akcji z ostatniej sekundy, który sprawia, że cały finał nie powinien był się wydarzyć. Ale kiedy jeden scenariusz piszą cztery osoby, takie są później tego efekty.

Trzeba przyznać twórcom, że ich efekty specjalne nie są wcale złe, zwłaszcza jak na niskobudżetowy film telewizyjny, a i ze dwie sceny trzymają faktycznie w napięciu i mają wyczuwalny klimat horroru. Tylko co z tego, skoro prócz tych kilku jasnych punkcików, reszta filmu tonie w mroku spowodowanym ciemnotą scenarzystów? Te wymienione przeze mnie wyżej przykłady to tylko niewielki wycinek problemów konstrukcyjnych "Przywileju". Niemalże każda scena zawiera w sobie nietrzymające się kupy elementy, pozbawione logiki decyzje i zwyczajnie głupie zachowania. Z drugiej strony, może to i dobrze? Śmialiśmy się z żoną niemalże przez cały czas, co chwilę wytykając filmowi kolejne błędy. To jeden z tych filmów, które są tak złe, że aż dobrze się je ogląda. Grunt to mieć dobre towarzystwo, bo w pojedynkę seans nowej produkcji Netflixa jest trochę jak kara za coś, czego się nie zrobiło.

Atuty

  • Niezłe efekty wizualne;
  • Ze dwie klimatyczne sceny;
  • Sympatyczne trio głównych bohaterów;
  • Scenariusz tak zły, że aż zabawny...

Wady

  • ...Ale jednak wciąż przede wszystkim zły;
  • Masa dziur, błędów i niedorzeczności;
  • Film sam nie wie do jakiego podgatunku chciałby należeć.

"Przywilej" zdecydowanie nie jest trafionym tytułem dla tego filmu. "Kara" pasowałoby znacznie lepiej, biorąc pod uwagę z jak kiepską produkcją mamy do czynienia. Jeśli w ogóle, to sugeruję seans w towarzystwie, żeby móc śmiać się z błędów i głupoty scenariusza.

2,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper